Amerykański pisarz Charles Bukowski powiedział kiedyś: „Styl to odpowiedź na wszystko. (…) Styl to największa naturalność. Joanna D’arc miała styl. (…) Sokrates. Cezar. Garcia Lorca. (…) Styl to różnica, sposób tworzenia, sposób kończenia.” O wracającej na rynek Lambreccie można powiedzieć wszystko, ale nie to, że brakuje jej stylu. Czy to argument wystarczająco mocny, by otworzyć serca i portfele klientów?
Na skróty:
Na początku ustalmy fakty. W Polsce pokutuje przekonanie, że skuter to środek transportu drugiej kategorii. Kibel, wiertarka, kosiarka, popierdółka, sprzęt dla wędkarzy — prześmiewcze epitety sączą się z każdej dyskusji w mediach społecznościowych, w której skuter się pojawi. A co mówią dane? W 2024 roku we Włoszech zarejestrowano 186 639 skuterów, we Francji 65 978, w Holandii 32 232. A w Polsce? Nowych pojazdów do 125 ccm pojemności zarejestrowano 17 008 sztuk, co stanowiło 42,7% wszystkich rejestracji jednośladów.
Dane swoje, polscy motocykliści swoje. Dla wielu skuter jest gorszy od motocykla, mniej godny, za mało „męski”. Tylko, co to za męskość, skoro każdego dnia trzeba ją podkręcać skórzanym kombinezonem, krzykliwym kaskiem i głośnym motocyklem? To nie męskość. To kompleks, a dokładnie kompleks falliczny. Naukowcy z University College London prowadzeni przez profesora Daniela C. Richardsona mają na to badania. Okazuje się, że od 29. roku życia pośród badanych mężczyzn wzrastał wpływ długości penisa na chęć posiadania sportowego samochodu. Im krótsze przyrodzenie, tym większe pożądanie sportowego wozu. Tymczasem ci hojniej wyposażeni uczestnicy badania nie wykazywali zwiększonego pragnienia posiadania szybkiej fury, a dodatkowo z wiekiem spadało im zainteresowanie innymi luksusowymi produktami. Czy więc groźnie i głośne motocykle mogą być czymś w rodzaju przedłużki przyrodzenia? Niech każdy na to pytanie odpowie w zaciszu własnego domu i przypomni sobie wyniki badań Richardsona przy następnej zaciekłej walce przeciwko skuterzystom.
Wszyscy skończymy na skuterach
Sam święty nie jestem. Przez wiele lat nie wyobrażałem sobie jazdy na innym motocyklu niż tak zwany sportowy plastik. Na szczęście dziesięć lat temu przesiadłem się na XJR-ę 1300 Racer i zrozumiałem, że wolność to prawo do wyboru. Nie czegoś wpisującego się w stereotyp, a czegoś, co w danym momencie sprawia największą radość. Jeśli nie jadę w daleką podróż lub nie muszę zrobić testu do Świata Motocykli, najchętniej wybieram skuter żony. To on jest moim synonimem wolności. Nie grzeje, nie wymaga zmiany biegów, nie zachęca do wygłupów, a wciąż generuje wiatr we włosach. Jest japoński, niezawodny i ma tylko jedną wadę. Za cholerę nie wpisuje się moje poczucie estetyki, dlatego gdy firma V-Cruiser została importerem Lambretty, postanowiłem przetestować model X300 SR.
Dolce vita
Lambretta w swojej historii nie miała tyle szczęścia co Vespa. Nie została wypromowana w filmie z Audrey Hepburn, a przez zmiany właścicieli na wiele lat zniknęła z rynku, choć pierwotnie była marką bardziej premium, a Vespa marką dla ludu. Dziś, za sprawą holenderskiego inwestora Waltera Scheffrahna, nieco zapomniany brand wraca na rynek. Studio projektowe i centrum rozwojowe mieści się w Szwajcarii, skutery składane są w Tajlandii, natomiast silniki dostarcza chiński GPX i tajwański SYM, doskonale znany w Polsce.
X300 SR nie jest skuterem dla wszystkich. Po pierwsze, wymaga prawa jazdy kategorii A. Po drugie, ze względu na design nawiązujący do modeli z lat 60., nie spodoba się tym lubiącym, gdy widać, że sprzęt jest nowy. Lambretta jest na wskroś retro. Jest kanciasta, ma fikuśny widelec, sześciokątny reflektor, z tyłu wielką lampę z siedmioma paskami LED, zamiast tabletu ma analogowy obrotomierz i mały wyświetlacz LCD. Jej krzykliwe wersje kolorystyczne z daleka mają przywoływać włoskie „la dolce vita”. Czy to dobrze? Dla mnie tak. Kształt Lambretty od razu awansuje ją do grupy Vespy, Porsche 911, VW Garbusa, Jaguara E-Type i kilku innych pojazdów, którym upływ czasu robi tylko lepiej.

Przełączniki – zmora wielu skuterów. Tu jakość mocno na plus.

Nietuzinkowa tylna lampa i uchwyt pasażera ukryty pod kanapą. Stylowo i użytecznie.

Analogowy obrotomierz w skuterze? Może nie ma sensu, ale pięknie wygląda w trakcie jazdy.

Niby schowek, a jednak nie. Jest tu tylko wlew płynu chłodniczego i gniazdo USB.
Piękno w detalach
Na szczęście styl nie jest jedynym argumentem w orężu Lambretty. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jakość wykonania i przywiązanie do detali. Aluminiowy korek wlewu z rączką ułatwiającą odkręcanie, piękny uchwyt na zakupy pod kanapą, kształt końcówki wydechu, nietuzinkowa tylna lampa zintegrowana z kierunkowskazami, uchwyt dla pasażera dopasowany do kształtu kanapy, czy przełączniki niezalatujące taniochą to tylko początek. Wszystkie elementy skutera są doskonale spasowane, plastiki nie trzeszczą i nie ma mowy, by ktokolwiek użył w jego kontekście słowa „tandetny”.
Dynamika
Kolejne pozytywne zaskoczenie to silnik. 275 ccm pojemności, 25 koni mechanicznych i 24,5 Nm momentu obrotowego to parametry w zupełności wystarczające, by utrzeć nosa samochodziarzom myślącym, że retro skuter stojący przed nimi będzie się ślimaczył. Na wolnych obrotach silnik pracuje bardzo płynnie, nie trzęsie całą konstrukcją, a po odkręceniu manetki jest w stanie żwawo rozpędzić skuter do ponad 130 km/h. Jego największą przewagą nad wersją 125 jest elastyczność od 40 do 100 km/h. Tu nie ma obaw przed zbyt wolną zmianą pasa, czy byciem zawalidrogą na ekspresówce. Chłopaki z niemieckiego SIP Scootershop sprawdzili, że X300 SR według GPS-u rozpędza się do 136 km/h. Vespa GTS 300 była o 8 km/h wolniejsza.

Nie jest to filigranowy skuter, za to przy dużych prędkościach odwdzięcza się stabilnym prowadzeniem.

Jest styl. Jest jakość. Jest moc. Czego chcieć więcej?

Dziś, jutro, czy za 20 lat Lambretta będzie tak samo zaskakująca.
Prowadzenie
Jeśli podstawowym parametrem przy zakupie skutera ma być zwrotność, każdy skuter ze zbiornikiem pod kanapą będzie wypadał blado. Praw fizyki nie da się oszukać. Lambretta X300 SR waży 174 kilogramy. Wysoko umieszczony środek ciężkości daje się we znaki przy niskich prędkościach, jednak po kilku przejechanych kilometrach nawet początkujący kierowca nauczy się szybkiego manewrowania.
Lambretta wprost kocha nierozsądnie szybką jazdę i wtedy jej masa działa na plus. Jest przewidywalna i stabilna. A hamowanie? Nie będę czarował, że da się ją zatrzymać jednym paluszkiem, ale nietaktem byłoby narzekać. Hamulce są wystarczające, ułańskiej fantazji pomaga skuteczny ABS i po dwa palce na każdej klamce.
Jeżdżenie po warszawskiej Pradze ujawniło bolączki Lambretty X300 SR. Tory tramwajowe, koleiny, bruk i wszechobecne dziury to zbyt duże wyzwania dla fikuśnego widelca. Ten lubi wywołać podskoki i przenieść niewygody na kierowcę. Włożenie progresywnej sprężyny będzie obowiązkowe, jeśli oczekujecie tłumienia drgań na poziomie Rolls-Royce’a.
Godny konkurent
Lambretta X300 SR to naprawdę godny rywal nie tylko dla Vespy GTS czy GTV, ale i dla tych mniej designerskich skuterów. Ma dynamiczny silnik. Jest pełna pięknych detali. Wszystkie elementy są dobrze spasowane i nic nie trzeszczy. Prowadzi się pewnie i jak na taką masę dość łatwo. No i przede wszystkim ma swój niepowtarzalny styl. Dziś, jutro, czy za 20 lat będzie tak samo zaskakująca.
Zdjęcia: Michał Farbiszewski







