fbpx

Moskwicz na pedały, gumy Turbo, walkmany, kasety przewijane ołówkiem, szklanki z koszyczkami, meblościanki, kolekcje puszek po zagranicznych napojach, metalowe pudełka po ciastkach, „Miłość w rytmie rap” na kasecie VHS, Romet Ogar i pierwsze Grand Theft Auto. Wszystkie te rzeczy wyzwalają we mnie tysiące wspomnień, grymas na twarzy z automatu zamienia się w uśmiech, a na myśl przychodzi zdanie „Kiedyś to było”. W moim o trzynaście lat młodszym bracie imponderabilia przełomu lat 80. i 90. nie wywołują kompletnie niczego. No może poza zdziwieniem moją dziwaczną nostalgią.

Pewnie w wielu głowach z automatu pojawi się pomysł na dziaderskie narzekanie, że te młodsze pokolenia są na nic. Interesują się tylko influencerami, nowymi kolekcjami ciuchów Balenciagi, serialami Netflixa i baletami w modnych klubach. Kiedy jednak mój ojciec wspomina zabawę w toczenie fajerki pogrzebaczem lub w kamyki, we mnie też nic specjalnego się nie dzieje.

Mam wrażenie, że mój syn będzie patrzył na mnie jak na kosmitę, gdy usłyszy o telefonach na kablu, umawianiu się pod trzepakiem o konkretnej godzinie i o dźwięku internetu podawanego przez modem łączący się z numerem 0202122. Każdy z nas wychował się na czymś innym i ma inne filtry w swoich różowych okularach. I oczywiście każdy uważa, że to jego czasy były/są najciekawsze. Ja na obronę swoich mam całkiem mocną broń – Suzuki GSX-R1000 „Slabshot” od HAXCH Moto.

Retro racerów czas

Od dawna moje serce rozpalały restomody. Co to takiego? To stare motocykle poddane „uwspółcześnieniu”. Zbudowałem takie coś w 2019 roku, jednak do dziś nie było okazji do zrobienia dobrej sesji zdjęciowej. Wiadomo, szewc bez butów chodzi.

Mój restomod to Honda CBR400 RR z 1989 roku. W silniku zostało wymienione wszystko, co miało oznaki zużycia, hamulce zostały usprawnione, w przednim zawieszeniu Łukasz z LTD34 wymienił wkłady, zaworowanie, a pompowaną regulację zamienił na klikane kapsle. Z tyłu pojawił się nowy amortyzator YSS. Tylne koło o średnicy 18″ ustąpiło miejsca siedemnastce z nowszego modelu, pojawiły się wyścigowe sety, nowy układ wydechowy i cała masa innych części od GF Racing UK. Na koniec wyścigowe owiewki zostały oklejone wzorem NSR500 Dominique Sarrona, który ścigał się dla zespołu Elf-Honda właśnie w sezonie 1989.

Podobną drogę przeszedł Marc Bell, założyciel HAXCH Moto. Po srogim wypadku na torze Cadwell Park, gdzie zgruzował Yamahę R6, miał sporo czasu na przemyślenia podczas szpitalnej rekonwalescencji. Postanowił, że wróci do ścigania, ale w klasycznym stylu. Bez nowoczesnej elektroniki, a nawet wtrysku paliwa. Kupił Suzuki GSX-R 1100 z 1988 roku i widząc na ramie naklejkę „Manx GP”, uznał, że odbuduje sprzęt w duchu wyścigów drogowych. Tak powstał projekt „Slabside”. Widziałem go podczas zeszłorocznej edycji Bike Shed London i przyznam, że pomimo kilkuset innych customowych konstrukcji z całego świata to właśnie GSX-R 1100 „Slabside” wywołał u mnie srogi ślinotok. 

Co jest łatwiejsze? Unowocześnianie starego czy upraszczanie nowego motocykla?

Po zaprezentowaniu motocykla całemu światu Marc stwierdził, że pójdzie o krok dalej i połączy wygląd klasycznej wyścigówki z nowocześniejszym sprzętem. Zdecydował, że naturalną kontynuacją będzie Suzuki GSX-R 1000 K9. By sprawdzić słuszność swojego myślenia, zabrał oba „gixxy” na tor. Różnica była niewiarygodna. 20 lat postępu w rozwoju motocykli budowniczy odczuł natychmiast. Na co dzień jest przyzwyczajony do jazdy starymi motocyklami zarówno po drodze, jak i po torze, dlatego łatwość prowadzenia i sposób oddawania mocy K-dziewiątki były dla niego czymś zupełnie nowym. 

Pierwszy jego projekt był typowym restomodem, czyli ulepszeniem czegoś starego. K9 z 2009 roku nazwałbym raczej retro racerem – współczesną konstrukcją opakowaną w stare ciuszki. 

Powrót do najntisów

Zapomniałem dodać, czym Marc zajmuje się na co dzień. Otóż projektuje autorskie meble, wykonuje prace stolarskie i ślusarskie dla projektantów, artystów i architektów. Jego warsztat wypełniają tokarki, frezarki, spawarki, koła angielskie i wszystko, czego człowiek potrzebuje do budowania customów. Jak mówi: „Nie byłem pewien, czy uda mi się przerobić współczesny motocykl tak, by wyglądał oldschoolowo. Jedynym sposobem było rozebranie karoserii i rozpoczęcie zabawy z przymierzaniem części.

Na tym etapie nie jestem zwolennikiem komputerowych wizualizacji. Miałem owiewki w stylu Yoshi z poprzedniego projektu. Odciąłem część zbiornika z GSX-R750 Slabside, by dopasować go do airboxa, i zacząłem mozolną pracę z formowaniem zadupka z kartonu. Wszystko po to, by uzyskać piękną prostą linię od zbiornika po zadupek, która była charakterystyczna dla sportowych motocykli z lat 80.”.

Marc zaczął przyglądać się też motocyklom sportowym, takim jak GSX-R750 Slingshot, i uznał, że ich aerodynamika będzie dobrym kierunkiem w budowaniu najntisowego K9. Wraz z obraniem kierunku powstała też nazwa projektu – „Slabshot” – będąca hołdem dla Slingshotów i Slabside’ów. 

Rury dolotowe rodem z odkurzacza. Czy ktoś może to instalować w nowych motocyklach?

Przednia owiewka to gotowiec w stylu Suzuki Endurance Racing Team, natomiast zadupek to typowy przedstawiciel stylu Yoshi. By ustawić przednią owiewkę w odpowiedniej pozycji, budowniczy zdemontował fabryczne mocowanie owiewki oraz zegarów, a na ich miejsce wspawał aluminiowe konstrukcje. Kolejnym wyzwaniem było stworzenie linii pomiędzy bakiem a zadupkiem. Marc wykorzystał zbiornik z GSX-R Slabside, w którym zmodyfikował tył, zmieniając kąty. Następnie rozciął przód, wypełnił pustą przestrzeń pianką poliuretanową i uformował go wedle swojego pomysłu. Spasowanie nakładki zbiornika paliwa z włókna szklanego wymagało wielu godzin pracy, ale ostatecznie zbiornik i zadupek płynnie łączą się w jedną całość. 

Po uformowaniu karoserii przyszedł czas na rozebranie motocykla. Rama i wahacz trafiły na oczyszczanie sodą. Po usunięciu farby oba elementy były wielokrotnie szlifowane i szczotkowane, aż do uzyskania efektu gołego aluminium, jaki można spotkać na motocyklach z lat 90. Kolejnym smaczkiem z poprzedniej epoki jest górna półka zawieszenia. Marc zadbał o to, by była maksymalnie prosta. By zbić trochę wagi, zrobił w niej wycięcia w spodniej części. Klasyczna stacyjka również zniknęła. Zastępuje ją system bezkluczykowy.

Różowy kresz

Czy K-dziewiątka została jeszcze jakoś ulepszona? No jasne! Na pokładzie są zaciski hamulcowe Brembo M4, przewody w stalowym oplocie, tylny amortyzator Nitron, wyścigowy rolgaz oraz przełączniki. Budowniczy wyfrezował również nowe sety, naśladujące te z motocykli wyścigowych Yoshimury. 

Największe WOW robi jednak malowanie. To efekt dziesiątek godzin projektowania w Photoshopie i Ilustratorze, testowania fontów i podglądania wzorów starych motocykli sportowych. Font w logo przypomina ten z pierwszych Fireblade’ów. Różowo-biały bak to inspiracja Yamahą YFZ750, a purpurowo-różowy zygzak to wpływ małego GSX-R 400 z 1992 roku. Wszystkie razem idealnie oddają ducha tamtej epoki, a w połączeniu z rurami dolotowymi z odkurzacza sprawiają, że moje motocyklowe serce mięknie z automatu.

Na koniec pozostaje pytanie, czy retro racery to kolejny kierunek w branży? Na 100%. Potwierdzeniem tego jest fakt, że GSX-R 1000 „Slabshot” to główny projekt promujący Bike Shed London 2023 – najlepszą wystawę customów w tej części świata. 

PS Po głowie chodzi mi zbudowanie nowego KTM-a RC390 z owiewkami od Ducati F1 750. Tylko jak powiedzieć żonie, że to najpotrzebniejsza rzecz w naszym życiu? Macie pomysły? Piszcie na Instagramie @ridetobe.

PS2 Czy ja ostatnio nie pisałem, że za moment wszyscy będziemy jeździć w różowych kreszowych dresach z motocyklowymi ochraniaczami? Do tego Suzuki nadawałyby się idealnie.

Zdjęcia: Amy Shore, Liam Cotter

KOMENTARZE