W tym sezonie rodzina włoskich „lwiątek” powiększyła się o kolejne modele – nie dość, że największe i najsilniejsze to od razu w dwóch wariantach. W środku upalnego lata miałem okazję powalczyć na tych maszynach z zakrętami w okolicach włoskiego Pesaro.
Na skróty:
Od razu uprzedzę pytanie – tak, marka Benelli należy do chińskiego kapitału, a maszyny sygnowane dostojnym włoskim logotypem są produkowane w Chinach. No i cóż z tego? Zdaje się, że obecnie znakomita większość motocyklowych marek klasy premium ma swoje fabryki w Chinach czy Indiach. I nikt nie czyni im z tego powodu zarzutu. Mało tego, również zakłady produkujące motocykle na Starym Kontynencie często należą do azjatyckich gigantów finansowych. Po prostu tak funkcjonuje współczesny, zglobalizowany świat. I czy się nam to podoba, czy nie, powinniśmy przyjąć ten fakt do wiadomości.
Na osłodę dla ortodoksów dodam tylko, że biura konstruktorskie Benelli znajdują się w Europie, we włoskim Pesaro. Właśnie tam rodzą się nowe projekty marki, oczywiście pod czujnym okiem chińskich księgowych. Niefrasobliwość finansowa poprzednich właścicieli już kilkukrotnie doprowadzała firmę na granicę bankructwa, więc może domieszka azjatyckiego pragmatyzmu wychodzi jej tylko na dobre? W chwili obecnej Benelli szturmem zdobywa kolejne rynki, szybko pnie się w rankingach sprzedażowych, a w rodzinnej Italii ma ambicje zostać w niedalekiej perspektywie liderem. Czy ten plan się powiedzie? Sądząc po agresywnym zagospodarowywaniu kolejnych segmentów, nie wydaje się on całkowicie nierealny…
Od włoskiego warsztatu do chińskiej fabryki
Benelli to jedna z najstarszych działających do dziś włoskich firm motocyklowych. Jest zdecydowanie starsze od obecnie najbardziej rozpoznawalnej ikony włoskiego motocyklizmu. Założone w roku 1911 Benelli najbardziej spektakularne sukcesy święciło w latach 30. ubiegłego wieku. Muzeum zorganizowane w jednej z dawnych hal produkcyjnych firmy zadziwia wspaniałymi eksponatami, dowodzącymi minionej chwały. Przykładem tego może być choćby czterocylindrowa dwieściepięćdziesiątka doładowana kompresorem, produkowana jeszcze przed II WŚ. To Benelli, jako pierwsza firma motocyklowa, wprowadziło do seryjnej produkcji legendarny sześciocylindrowy model Sei, Japończycy pojawili się w tym segmencie chwilę później.
Niestety włoska rzędowa szóstka okazała się finansową porażką. Ta niefrasobliwość stała się przyczyną kłopotów firmy, która przez późniejsze lata ledwo zipała. Dopiero w roku 1995 znalazł się majętny inwestor, a Benelli, za sprawą niezłej jakości skuterów, nieco odżyło. Jednak stare nawyki znowu dały o sobie znać. Inżynierowie z Pesaro po raz kolejny dali się ponieść fantazji i do oferty weszły tak szalone konstrukcje jak Tornado czy TNT. Były to maszyny równie piękne, co mało funkcjonalne i swoim wybujałym temperamentem nieco odstraszające klientelę.
Dopiero po przejęciu firmy przez motoryzacyjnego giganta – Keewaya – i przeniesieniu produkcji do Chin w roku 2008, Benelli porządnie stanęło na nogi i dzisiaj oferuje szybko rosnącą gamę dobrej jakości motocykli. Gdy w grudniu 2005 roku włoska marka stała się częścią grupy Qianjiang z siedzibą w Wenling, nowi właściciele zaczęli wprowadzać swoje porządki, co spotkało się z bardzo umiarkowanym entuzjazmem pracowników firmy. Inżynierowie narzekali, że nie mogą tworzyć nowych, ambitnych konstrukcji, tylko pod dyktando azjatyckiego zarządu muszą się koncentrować na budowie nijakich małolitrażówek.
Chińczycy mieli jednak swoją doktrynę – najpierw uporządkujmy sprawy, zacznijmy pracę u podstaw, a z czasem dojdziemy i do dużych motocykli. Wygląda na to, że mieli rację. Dzisiaj Benelli jest jedną z najbardziej dynamicznie rosnących firm, błyskawicznie odzyskuje pozycję na włoskim rynku, a projektowane w Pesaro motocykle są coraz większe i bardziej dopasione. Połączenie chińskich fabryk i szkoły zarządzania z pomysłami europejskich biur konstrukcyjnych Centro Stile Benelli przynosi bardzo dobre rezultaty.
Z lwem w herbie
W chwili obecnej Benelli ma w ofercie kilka rodzajów motocykli, a najpopularniejsze z nich to „adventurowate” modele TRK oraz nakedy Leoncino. Wszystkie motocykle z „lwiej” rodziny mają jeden wspólny wyróżnik – małą statuetkę Lwa z Pesaro na przednim błotniku. Inspirowana była ona rzeźbami znajdującymi się na frontonie pałacu Ca’ Pesaro, a bram fabryki Benelli jeszcze przed II WŚ strzegły dwa kamienne lwy. Przy okazji mała ciekawostka: Benelli po raz pierwszy wprowadziło model Leoncino (oczywiście ze statuetką lwa na przednim błotniku) do oferty już w roku 1950. Mała dwusuwowa stodwudziestkapiątka cieszyła się ogromną popularnością, sprzedano ponad 45 tysięcy egzemplarzy tego modelu.
W chwili obecnej Leoncino to już całkiem spora rodzina, bo jednostki napędowe zaczynają się od 125 ccm, poprzez 250 i 500, aż do prezentowanej właśnie osiemsetki. Dodatkowo niektóre modele (500 i 800) dostępne są również w nieco „uterenowionej” wersji Trail, mamy tu więc naprawdę imponujący wybór. Wydaje się, że rodzina Leoncino prezentuje sobą gatunek neo-classic i jeżeli tylko ktoś jest entuzjastą tego rodzaju maszyn, to w gamie Leoncino na pewno znajdzie coś dla siebie, w zależności od doświadczenia, umiejętności i temperamentu. A także od rodzaju posiadanego prawa jazdy – od „samochodowego” kat. B (125 ccm), po kolejne motocyklowe: A1, A2 i A.
Największy w stadzie
Jednostka napędowa największego Leoncino pochodzi z modelu 752S, ale motocykl, nieco na wyrost, nazwano „osiemsetką”. Na moje oko silnik pracuje niemal identycznie, ale odpowiedzialny za ten projekt włoski inżynier twierdził, że dokonano kilku zmian podnoszących jego kulturę pracy. Zmieniono mapy zapłonów, przekonstruowane zostały system dolotu powietrza i sprzęgło, w jakiś sposób zmodyfikowano również skrzynię biegów. Przyznam uczciwie, że „monsteropodobnym” Benelli 752S jeździłem dosyć dawno temu, więc tamte wrażenia mogły już nieco wyblaknąć. Może i rzeczywiście coś się zmieniło, poza oczywistymi modyfikacjami niezbędnymi do zmieszczenia się w ostrych reżimach norm Euro 5.
Jak we wszystkich maszynach z „lwiej” rodziny, tak i tu zastosowano kratownicową, stalowa ramę, która dodaje nieco sportowego pazura. Przy okazji mała dygresja – nie uważacie, że Ducati Monster bez kratownicowej ramy nie smakuje już tak samo dobrze? W standardowym modelu Leoncino 800 zastosowano zawieszenia marki „no name” oraz hamulce sygnowane przez Benelli, a więc także nie do końca wiadomo, przez kogo robione. Podczas krótkiej konferencji prasowej poprzedzającej jazdy testowe inżynier odpowiedzialny za projekt poinformował nas, że układy hamulcowe wykonywane są „we własnym zakresie”…
Chyba nietaktem byłoby wspominanie, że stylistyka maszyny to prawdziwe mistrzostwo świata, bo kto zna się wzornictwie lepiej niż Włosi? Motocykl ma zachowane wszelkie proporcje, a detale (zwłaszcza przedni reflektor w kształcie stadionu lekkoatletycznego, inne porównanie nie bardzo przychodzi mi do głowy) dopracowane są niemal do perfekcji. Moim zdaniem stosunkowo prostymi i nienachalnymi środkami udało się uzyskać bardzo estetyczną konstrukcję.
Bez zbytnich ekstrawagancji
Można śmiało stwierdzić, że największe z „lwiątek” (chociaż nie jestem przekonany, czy do tego jednak całkiem sporego motocykla pasuje takie zdrobnienie) wyposażone jest po spartańsku. A mówiąc prościej – nie zainstalowano w nim absolutnie żadnych ekstrasów czy gadżetów, ani mechanicznych, ani elektronicznych. Nie ma zmiennych map zapłonu, kontroli trakcji, automatycznego doświetlania zakrętów i innych modnych wynalazków, np. w postaci półaktywnych zawieszeń. W przednim zawiasie nie znajdziemy również żadnej regulacji tłumienia czy napięcia sprężyn, a w tylnym monoshocku możemy ustawić tylko wstępne napięcie sprężyny oraz tłumienie odbicia.
Jedynym nieco bardziej ekstrawaganckim elementem największego Leoncino jest dosyć ciekawy ekran TFT. Jest kolorowy, czytelny, ale bez nadmiaru serwowanych informacji. No i dobrze, mamy się skupić na samej jeździe, a nie gapieniu się w monitor.
Tłumaczenie tej spartańskości było proste – chodziło o stworzenie maszyny dającej czystą radość z jazdy, a nie z ciągłego grzebania w ustawieniach. Niezależnie od intencji konstruktorów (czy może raczej księgowych), ta prostota przynajmniej pod jednym względem wyszła maszynie na dobre.
Jeżeli jednak ktoś ma ochotę na nieco lepszą trakcję, a przede wszystkim na ciekawszy wygląd, może sobie zamówić wersję podstawową (jak również Trail) w kompletacji Special. Wyda wyraźnie więcej pieniędzy, ale za to otrzyma przedni widelec Marzocchi i hamulce Brembo. Oczywiście na rynku dostępne są również niefabryczne akcesoria firm tuningowych, za pomocą których możemy naszemu „Benkowi” nadać cechy indywidualne – wtedy jednak ekstrawagancje musimy załatwić sobie we własnym zakresie.
W dwóch odmianach
To był ze strony Benelli doskonały pomysł, aby dziennikarskie towarzystwo jednego dnia posadzić na zwykłą osiemsetkę, a drugiego na wersję Trail. Mogliśmy więc na gorąco porównać obie maszyny i ocenić różnice między nimi. Już na pierwszy rzut oka nie można tych motocykli pomylić – Trail wyposażono w szprychowane koła i nieco bardziej „endurowate” opony Pirelli.
Wydech puszczony do góry i miejsce na sportowe plastrony sugerują, że w tym wypadku mamy do czynienia z czymś w rodzaju scramblera. Całości dopełniają inaczej skrojone siedzisko i nieco szersza kierownica. W sumie różnic niby niewiele (zapomniałbym – przednie zawieszenie jest nieco inaczej zestrojone i ma odrobinę większy skok), ale zdecydowanie przyjemniej jeździło mi się właśnie wersją Trail. Może to ze względu na fajnie gulgoczący wydech?
Jak na tę klasę pojemnościową, Leoncino z pewnością nie powala nadmiarem mocy, szczególnie przy masie w okolicach 220 kg. Jednak jego 76 kucyków całkowicie wystarczało do zabawy na krętych górskich drogach w okolicach Pesaro, gdzie mieliśmy okazję testować te maszyny. Jednostka jest stosunkowo elastyczna, ale przy bardziej dynamicznej jeździe trzeba się nieco nawachlować biegami między dwójką a trójką.
Ten gatunek motocykla określiłbym jako neo-classic naked, a więc bez agresywnej pozycji za kierownicą. Przy moim mizernym wzroście wysokość siedziska (ponad 830 mm w wersji Trail) jest niezbyt komfortowa, ale gdy już zasiądziemy za sterami, jest wyjątkowo wygodnie. Szeroka kierownica znakomicie ułatwia prowadzenie. Dopóki jedziemy „lajtowo”, do zawieszeń nie można mieć żadnych zastrzeżeń, jednak przy szybszych wejściach w zakręt wydawały mi się już nieco za miękkie, chociaż uczciwie przyznam, nie miałem czasu ani chęci, aby popracować nad ustawieniem tyłu.
Swoją drogą trochę szkoda, że nie było okazji przejechać się wypasioną wersją na zawieszeniu Marzocchi. Za to gdy organizatorzy wypuścili nas w lekkie szutry, zawiasy robiły naprawdę dobrą robotę (jak na motocykl uniwersalny), wybierając nierówności jak należy. To samo można powiedzieć o hamulcach. Dopóki jedziemy w miarę spokojnie, wszystko jest OK, ale przy hamowaniu awaryjnym życzyłbym sobie nieco większej agresji.
Komu taki motocykl?
Jest oczywistym, że polubią go miłośnicy „włoszczyzny”, którzy nie chcą jednak wydawać na swoje hobby walizki pieniędzy. Największe Leoncino nadaje się do jazdy miejskiej, chociaż ze względu na masę i gabaryty pewnie wolałbym w takich sytuacjach wersję 500 ccm. Zastanawiałem się też nad dalszą turystyką na Benku 800. Zapewne da się zainstalować jakąś przednia szybę, ale ze względu na kształt tyłu motocykla, z doczepieniem kufrów czy sakw chyba może być problem.
Poczekajmy więc na model TRK 800, który zapewne niedługo pojawi się na rynku. Natomiast Leoncino 800 to wyjątkowo dobra maszyna do „polatania” z kumplami po winklach i chyba po to właśnie została stworzona. Pamiętajmy jednak, że raczej jednoosobowo niż w duecie – miejsca dla pasażera, zarówno w wersji podstawowej, a tym bardziej Trail, jest niezbyt wiele.
Można by się nieco przyczepić do interwałów międzyserwisowych, bo przeglądy należy robić co 6000 km. To jednak dosyć często, ale inżynierowie z Pesaro zarzekali się, że pracują nad tematem, a konstrukcja silnika jest na tyle nowa, że wolą dmuchać na zimne. Z drugiej strony, jeśli nie mamy do czynienia z długodystansową maszyną turystyczną, to jakoś można się przemęczyć z jedną czy dwiema wizytami w serwisie w ciągu sezonu. Jestem jednak przekonany, że w Leoncino 800 drzemie spory potencjał i z pewnością jest on motocyklem godnym polecenia entuzjastom tego typu stylowych, nienerwowych maszyn.
Zdjęcia: Benelli