„Kibel”, „odkurzacz”, „pierdopęd” – dość często używane inwektywy, potwierdzające, że skutery wciąż nie mają dobrego PR-u na polskich drogach. Czy ich customizacja może coś zmienić w tym temacie?
Na skróty:
Przełom lat 50. i 60.: przedstawiciele baby boomers, powojennego wyżu demograficznego wchodzą w etap nastoletniego buntu. Właśnie wtedy narodziły się dwie subkultury młodzieżowe, modsi i rockersi. Modsi (skrót od angielskiego słowa „modern” – nowoczesny) wywodzili się z londyńskiej klasy robotniczej. W przeciwieństwie do swoich rodziców i dziadków, którzy wszystkie zarobione pieniądze odkładali na wymarzony samochód czy dom, modsi stawiali na konsumpcjonizm. Liczyły się dla nich modne ciuchy, świeże winyle i dobra zabawa. Chcąc wyróżnić się w szarej powojennej rzeczywistości, zakładali garnitury szyte na miarę, wąskie krawaty, koszule o określonym kołnierzyku, eleganckie buty i majestatycznie paradowali po ulicach na skuterach Vespa lub Lambretta. Nie liczyła się prędkość, a styl. Po zmroku łykali pigułki z amfetaminą i do białego rana tańczyli w klubach. Skąd mieli na to kasę? Z prostych prac fizycznych, niektórzy zajmowali niższe stanowiska biurowe.
„Jeśli nie byłeś Modsem, byłeś Rockersem. A jeśli nie byłeś żadnym z nich – byłeś nikim”
W tym samym czasie, na przedmieściach i wsiach, zrodziła się subkultura rockersów. Jej przedstawiciele byli zupełnym przeciwieństwem zadbanych i eleganckich modsów. Rockersi ubierali się niechlujnie, nie stosowali się do żadnych reguł, uważali, że dla młodych nie ma przyszłości, byli totalnie aspołeczni, a modsów uważali za zniewieściałych mięczaków – między innymi dlatego, że modsi traktowali kobiety na równi z mężczyznami, podczas gdy u rockersów panowała totalna męska dominacja. Wolny czas rockersi trwonili na słynnych wyścigach od kawiarni do kawiarni na motocyklach odartych ze wszystkiego, co mogłoby mieć negatywny wpływ na prędkość. Dla nich liczyło się pokonanie magicznej bariery „ton up”, czyli prędkości 100 mph (ok. 160km/h).
Konflikt pomiędzy modsami, a rockersami był nieuchronny. Do największej eskalacji agresji doszło 18 maja 1964 roku w Brighton, gdzie ponad 1000 przedstawicieli obu grup wzięło udział w brutalnych walkach. 51 osób zostało aresztowanych, cztery skazano na cztery miesiące aresztu, pięć wysłano do zakładów poprawczych, a trzydziestu sześciu nałożono kary na łączną sumę 1900 funtów. O wydarzeniach w Brighton powstał w 1979 roku film „Kwadrofonia”. Dziś na całym świecie gloryfikuje się kulturę rockersów, a ich charakterystyczne cafe racery są inspiracją zarówno dla prywatnych budowniczych, jak i wielkich koncernów. Warto wiedzieć, że po kilku bitwach podobnych do tej w Brighton, to modsi wygrali, przeganiając na dobre rockersów, tym samym przyczyniając się do rozpadu upokorzonej subkultury motocyklistów w ćwiekowanych ramoneskach.
Zmieniło się wszystko i nic
Od walk pomiędzy skuterowcami a motocyklistami w Wielkiej Brytanii minęło 56 lat i wiecie co? Na świecie zmieniło się praktycznie wszystko, a antagonizmy wciąż istnieją i są pielęgnowane przez kolejne pokolenia. „Kibel” i „odkurzacz” to jedne z tych mniej obraźliwych określeń na skutery, a „szlifierka” i „samobójca” na sportowy motocykl i jego kierowcę.
Rozumiem, że człowiek potrzebuje akceptacji i przynależności do konkretnej grupy, ale obrzucanie mięsem tych, którzy w danym momencie jadą czymś innym niż ja, to moim zdaniem objaw kompleksów, tym bardziej że współczesne skutery, szczególnie w mieście, potrafią zawstydzić niejeden sportowy motocykl. Spójrzcie tylko na T–Maxa z wrocławskiego warsztatu Unikat Motorworks.
Yamaha XP 500 T–Max „TMaxxX”
Grzegorz Korczak z wykształcenia jest operatorem filmowym po Szkole Filmowej w Łodzi. Po latach pracy w zawodzie zapragnął zmiany i od kilku lat prowadzi warsztat Unikat Motorworks. Jego Honda CB550 SL to moim zdaniem jedna z lepszych przeróbek tego modelu na świecie. Ostatni projekt wrocławskiej ekipy to nie żaden cafe racer, scrambler czy bobber, a skuter.
Właściwie unikatowy maksiskuter bazujący na Yamasze XP 500 T–Max. Jej półlitrowy silnik generuje 44KM i 47,6 Nm. Nie są to wartości wywołujące lęk i niedowierzanie, ale wystarczające, by sprawnie poruszać się po mieście, a poza nim jechać 160km/h. Doskonale wie to Maciek – właściciel T–Maxa, który trafił do Unikat Motorworks z konkretnym pomysłem. Po ponad trzydziestu latach jazdy na motocyklach, przesiadł się na maksiskuter i przepadł. Jak mówi:
„Skuterem dużo łatwiej poruszać się po Warszawie, gdzie mieszkam. Obecnie produkowanych jest kilka maksiskuterów, ale moim zdaniem najlepszym jest T–Max.”
Maciek doskonale zdawał sobie sprawę, że design skutera dawno przestał zachwycać, dlatego napisał do Grzegorza z pytaniem, czy podejmie się customizacji. Unikat miał już na swoim koncie przeróbki dwóch Vesp i zespół był świadomy, że praca przy rollerach jest bardziej skomplikowana niż przy motocyklu. Właściciel zażyczył sobie, aby jego T–max wyglądał wrednie, dziko, a wręcz wściekle.
Mniej znaczy trudniej
W seryjnym skuterze większość elementów kryje się pod połaciami plastiku. W T–Maksie Maćka elementów plastikowych miało być jak najmniej, dlatego ogromnym wyzwaniem było zaprojektowanie mniejszej ramy pomocniczej i ukrycie w niej nowego zbiornika paliwa i całego układu chłodzenia. Samo ich projektowanie i wykonanie ze stali nierdzewnej zajęło kilkadziesiąt roboczogodzin. Na zakrzywionej ramie pomocniczej zamocowane zostało siedzisko obite brązową skórą. Tu też nie było kompromisów. Odcień skóry był zmieniany trzykrotnie, zanim Grzegorz dobrał najlepiej kontrastujący z satynowym grafitem, na jaki została pomalowana reszta maszyny.
W przedniej części dominuje soczewkowy reflektor wspierany paskami LED, które służą również jako kierunkowskazy oraz zmodyfikowana szyba z BMW C400. Za szybą kryje się elektroniczny zegar Motogadget Motoscope Mini oraz system bezkluczykowego zapłonu Motogadget m.lock.
Elementy znajdujące się w ramie pomocniczej zostały zasłonięte stalową siatką. Również za siatką zainstalowano paski LED, służące jako tylny reflektor oraz kierunkowskazy. Jest minimalistycznie i nowocześnie. Ciekawym rozwiązaniem jest wlew paliwa. Został subtelnie ukryty w siedzisku i złotym kolorem nawiązuje do felg T–Maxa (jedynych niezmodyfikowanych elementów projektu).
Prace nad T–Maxem zostały wstępnie zaplanowane na 3–4 miesiące. Finalnie zespołowi Grzegorza wszystko zajęło ponad pięć miesięcy. T–Max jest o 30 kilogramów lżejszy od oryginału, sportowy filtr Malossi i otwarty wydech czynią z niego pocisk o basowym brzmieniu, a zupełnie przeprojektowane nadwozie sprawia, że skuter z 2009 roku wygląda, jak z 2030. Wisienką na torcie jest logotyp TmaxxX zaprojektowany przez Mauko, artystkę specjalizującą się w kaligrafii japońskiej. Został naniesiony na boczne siatki i doskonale oddaje dynamikę i kunszt, z jakim został wykonany ten sprzęt.
Gdyby z jakiegoś powodu konflikt pomiędzy modsami a rockersami wrócił na ulice, TmaxxX autorstwa Unikat Motorworks rozwiązałby go bez użycia pięści!