„Karola, dzwonił gość z Harleya. Powiedział, że wygraliśmy podróż marzeń!” – tak zaczęła się nasza niesamowita przygoda, podróż motocyklami Harleya-Davidsona przez Stany Zjednoczone.
Na skróty:
Discover More
Zgodnie z regulaminem odbiór nagrody zdobytej w konkursie „Discover More” miał się odbyć w ciągu 2016 roku. Nie był to dla nas problem, gdyż już mieliśmy ustalone urlopy – planowaliśmy motocyklową wyprawę, ale po Wietnamie, Laosie i Kambodży. Najwyraźniej los miał dla nas inne plany, owszem – motocyklowe, ale o jeszcze nieustalonym geograficznie kierunku.
Na Południowy Zachód
Powyżej: wiadukt na nieczynnym odcinku Route 66.
W ramach nagrody mogliśmy wybrać dowolnego dilera Harleya na świecie i wypożyczyć dwa motocykle na dwa tygodnie. Chwilę zastanawialiśmy się nad różnymi opcjami, ale wybór wydawał się oczywisty – jeśli Harley, to USA. Wprawdzie byłem już w Stanach cztery razy, z tego dwa razy w podróży objazdowej, ale akurat nigdy wcześniej motocyklem. Poza tym wiedziałem, że Stany mają wiele do zaoferowania i łatwo znajdę w tym kraju jeszcze wiele miejsc, do których chciałbym pojechać.
Poniżej: stara stacja benzynowa w Hackberry.
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Z kolei moja partnerka, Karola, jeszcze nie miała okazji odwiedzić Ameryki, a bardzo chciała. A więc – zdecydowane: szukamy dilera w USA. Myśląc o podróży Harleyem, oboje chcieliśmy, żeby na naszej drodze znalazły się głównie naturalne atrakcje, a nie duże miasta, żeby doświadczeniem, które zdobędziemy, były niezliczone godziny jazdy po amerykańskich drogach, w tym po legendarnej Route 66, a nie stanie w korkach.
Poniżej: stragan gdzieś na Route 66.
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Wziąwszy pod uwagę okres, na który planowana była wyprawa – listopad, myśleliśmy również o pogodzie. Upewnialiśmy się, w których częściach Stanów nie będzie jeszcze śniegu. Po rozważeniu wszystkiego, słynny Południowy Zachód okazał się kierunkiem, który najbardziej nam odpowiadał.
Uwaga, jelenie!
Powyżej: okolice parku narodowego Bryce Canyon (Utah).
U dilera przy South Las Vegas Blvd pojawiliśmy się rano. Liczba motocykli w salonie zrobiła na nas ogromne wrażenie. Wiedzieliśmy, że wśród dziesiątek, a może nawet setek wypolerowanych maszyn czekają na nas dwa Harleye Ultra Limited – jeden w wersji klasycznej, drugi w wersji Low. Chwilę po załatwieniu formalności i krótkim szkoleniu, mieliśmy do dyspozycji te dwa piękne dzieła Harley-Davidsona. Jeden był dla mnie i mojej najcudowniejszej pasażerki, drugi – dla mojego starego przyjaciela Aarona, z którym osiem lat temu odbyłem swój pierwszy objazd po północnych i zachodnich stanach USA, wtedy oldskulowym vanem.
Po powrocie do hotelu i naładowaniu kufrów do pełna, wyruszyliśmy w trasę do Utah. Tego roku mieliśmy wyjątkowo ciepły listopad. Podczas weekendu w Las Vegas było ok. 26 stopni. Zdecydowaliśmy się zwiedzić Zion National Park oraz Bryce Canyon National Park, pomimo że początkowo sądziliśmy, iż w tych okolicach będzie już śnieg, kiedy przylecimy. Przez tę zmianę nasz oryginalny plan podróży trochę się zmienił. Ale warto było! Zion lśnił pięknym, jesiennym złotem. Co więcej, przyjechawszy do Zion dowiedzieliśmy się, że w sezonie do samego parku można wjechać tylko specjalnym shuttle busem, ale ponieważ właśnie się on skończył, mogliśmy wjechać do parku narodowego na Harleyach! Niezapomniane wrażenia!
Ruszyliśmy w stronę Bryce. Dotarliśmy tam przed zachodem i trzeba przyznać, że powrót był dość ekscytujący ze względu na dużą ilość jeleni i saren, które wciąż próbowały wskoczyć na drogę. W USA nie buduje się zielonych mostów dla zwierząt, jedynie informuje się, że trzeba uważać. I naprawdę trzeba, bo zwierząt jest bardzo dużo!
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Powyżej: wejście do Kanionu Antylopy w rezerwacie Indian Nawaho (Arizona).
Kolejnego dnia wyruszyliśmy w stronę Antelope Canyon, po drodze odwiedzając Jezioro Powella i Horseshoe Bend.
Poniżej: Horseshoe bend czyli „podkowa” na rzece Kolorado (Arizona).
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Wszystkie te miejsca są nieziemsko piękne i każdy, kto może, koniecznie powinien je odwiedzić. Noc spędziliśmy w miejscowości znajdującej się na terytorium Navajo, gdzie nie można kupić alkoholu, gdyż źle wpływa on na rdzennych Amerykanów… Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy zwiedzać okolice Monument Valley, a stamtąd – do przepięknego, stanowego parku Goosnecks.
Poniżej: przepaść nad Horseshoe Bend (około 300 metrów w dół).
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Uciekając przed kapryśną aurą
Powyżej: El Malpais National Monument w Nowym Meksyku.
Po pokonaniu krótkiego odcinka drogi przebiegającego przez Kolorado oraz zahaczeniu o The Four Corners* dotarliśmy do Nowego Meksyku. Pierwszym przystankiem było miasteczko Jemez Springs, gdzie zatrzymaliśmy się na nocleg, by z rana spróbować lokalnych gorących źródeł, z których znana jest okolica. Już w trakcie kolacji barman poinformował nas, że zbliża się burza i nasze plany mogą zostać pokrzyżowane przez pogodę.
Wbrew temu, co mówił barman, kolejny poranek okazał się wyjątkowo słoneczny i obiecujący. Jednak parę godzin później uciekaliśmy z Jemez Springs, gdyż zapowiedź złej pogody się sprawdziła – wiatr się nasilał i nadciągały ciężkie, ciemne chmury. Zgodnie z informacją od jednego z „lokalesów”, wiatr tego dnia osiągnął w tej okolicy prędkość 92 mil/h czyli prawie 150 km/h. Tego też dnia zrewidowaliśmy nasze plany – odpuściliśmy sobie dalszą podróż na wschód i skręciliśmy prosto na południe. El Malpais National Monument – to był kolejny nasz przystanek. Wpadliśmy też do parku Friends of the Bosque del Apache na festiwal żurawi.
*styk granic czterech stanów: Utah, Kolorado, Nowego Meksyku oraz Arizony.
Wśród Białych Piasków
Powyżej: pustynia White Sands (Nowy Meksyk).
Wkrótce dotarliśmy do długo wyczekiwanych przez Karolinę „Białych Piasków” (The White Sands). Jak sama nazwa wskazuje, teren tego parku obfituje białym piaskiem… z gipsu! Co ciekawe, ten gips jest rozpuszczalny w wodzie, ale White Sands znajduje się w niecce. Woda z deszczu wsiąka w podłoże, zostawiając pustynię nietkniętą. Wrażenie niesamowite – jakby się było na północy, gdzieś w okolicy bieguna północnego. Z tym, że jest. Dość ciepło. Rano, kiedy rozpoczynaliśmy jazdę w kierunku The White Sands, temperatura oscylowała wokół zera stopni Celsjusza. W pobliżu południa, kiedy opuszczaliśmy Białe Piaski, było już nieco ponad 30 stopni.
W miejscu tym każdy znajdzie coś dla siebie: jedni poznają tutejszą florę i faunę, nieco bardziej odważni mogą udać się na kilkugodzinny spacer po pustyni, a dzieciaki świetnie się bawią, zjeżdżając z piaskowych gór na „dupolotach”. The White Sands był jednym z tych miejsc wyprawy, które najmocniej zapamiętaliśmy.
Tymczasem tankowaliśmy kolejne galony benzyny i przemierzaliśmy kolejne mile. Nowy Meksyk nie przestawał nas zaskakiwać. Oprócz pięknej natury ten stan ma sporo poprzemysłowych zabytków z przełomu XIX i XX wieku. Natknąć się tu można na porzucone miasteczka, w których rzekomo mieszkają duchy. Ponadto Nowy Meksyk to stan nowych technologii. Ogromne wrażenie robi pole anten satelitarnych w Very Large Array oraz Spaceport America, skąd być może już niedługo będą startować regularne loty w kosmos. To również tutaj jest The Missle Range, na którym odbywają się testy różnego rodzaju wyrzutni rakietowych. Jak jeszcze można wykorzystać niekończącą się pustynię?
Na pustyni są też oazy bogate w różnego rodzaju życie. Przykładem był dla nas Saguaro National Park, znajdujący się już w Arizonie.
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Powyżej: kaktus Saguaro – czyli Karnegia Olbrzymia. Tu – w Nowym Meksyku, ale rośnie też m. in. w Arizonie i jest symbolem tego stanu.
W jednym miejscu, w naturalnych warunkach rośnie kilkadziesiąt rodzajów kaktusów. Przy czym kaktusy te wcale nie kojarzą się tu z rośliną doniczkową. Wręcz przeciwnie, niektóre z nich (saguaro właśnie) wyrastają w górę na kilka metrów i mogą konkurować rozmiarem z wieloma mniejszymi drzewami.
Żadne drzewo nie może natomiast konkurować z drzewem skamieniałym. Najokazalsze przykłady można znaleźć w Petrified Forest National Park. Miejsce to, pobudzając wyobraźnię, przypomina, że kiedyś nasza planeta wyglądała zupełnie inaczej.
Poniżej: Petrified Forest o zachodzie słońca.
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Wyjątkowa po dwakroć!
Nasza podróż marzeń powoli lecz nieubłaganie dobiegała końca. Przed powrotem do Las Vegas i oddaniem motocykli nie mogliśmy pominąć jednej z bardzo symbolicznych dróg naszej podróży – Route 66, przez którą zresztą niejednokrotnie już przejeżdżaliśmy w innych miejscach. Kiedyś główna arteria komunikacyjna Stanów Zjednoczonych, dziś legendarna, lecz już nie tak okazała The Mother Road („Matka Dróg”) jest obowiązkową trasą każdego motocyklisty, podróżującego przez Południowy Zachód.
Poniżej: oryginalny „drogowskaz” na trasie Route 66.
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Tylko gdy jedzie się Route 66, szczególnie jej najlepiej zachowanymi, oryginalnymi, często obfitującymi w zakręty odcinkami, serce bije w rytm silnika Harleya i czuje się ducha Ameryki. Dla nas ta podróż była wyjątkowa jeszcze pod jednym względem: była bowiem naszą podróżą poślubną. Pobraliśmy się w Las Vegas, na motocyklu. Jakże by inaczej?!
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Fot. archiwum Karoliny i Antona Bubielów
Powyżej: Jeśli ślub, to… w Las Vegas!
Więcej informacji o wyprawie można znaleźć na fanpage’u Karoliny i Antona pod linkiem:
www.facebook.com/TheBorderlessAdventure.
???
Stany, przez które jechaliśmy: Arizona, Kolorado, Utah, Nowy Meksyk
dystans: ponad 5 tys. km
pogoda: średnia temperatura – ok. 15 oC, zazwyczaj słonecznie. Zdarzyły się dwie burze piaskowe oraz dni z porannymi przymrozkami.
co to jest „discover more”: to konkurs organizowany przez firmę Harley-Davidson wśród uczestników jazd testowych modelami tego producenta (w tym roku z rodziny Touring). Kto najlepiej spełni warunki konkursu, w nagrodę otrzymuje nagrodę w wysokości 20 000 zł na realizację podróży marzeń motocyklem H-D w wybranym miejscu na świecie. Zwycięzca sam wybiera trasę, atrakcje, noclegi i model motocykla, którym chce ją pokonać.