fbpx

Sto dwudziestką piątką na rajd po Europie raczej nie pojedziemy, ale na wycieczkę po Polsce jak najbardziej. Wtedy niezbędnym gadżetem okaże się nawigacja

Nawigacja to standardowe wyposażenie kierowcy każdego samochodu. Coraz częściej nie jest to nawet osobne urządzenie, lecz mapa w telefonie komórkowym. Telefon wystarczy umieścić w uchwycie przyklejonym do szyby na przyssawkę, podłączyć do prądu i możemy jechać. W skuterze już tak łatwo nie jest. Podstawowy problem to przymocowanie nawigacji. W jednośladzie żadne, nawet najlepsze przyssawki się nie sprawdzą, bo wiatr może nam wyrwać urządzenie podczas jazdy! Pozostają więc specjalne uchwyty mocowane do kierownicy, tudzież lusterka. Wyposażone są one dodatkowo w wodoodporne etui, w którym można umieścić nawigacje lub telefon. Koszt to niecałe sto złotych. Wada? Brak zasilania, co sprawia, że po kilku godzinach GPS może być już bezużyteczny.

Kto zamierza podróżować więcej i chce nawigacje wykorzystać zarówno w aucie, jak i jednośladzie, powinien zainwestować w urządzenie przeznaczone do pracy na motocyklu. Takie nawigacje oferuje m.in. firma Garmin. Nam udało się przetestować model Zumo 590, w którym fabrycznie zamontowane są mapy całej Europy – w cenie urządzenia możemy dożywotnio je aktualizować.

Nawigacja w standardowym wyposażeniu posiada również mocowania niezbędne w samochodzie, jak i skuterze czy motorze. W jednośladzie nawigację można podłączyć pod akumulator.

Od klasycznej nawigacji samochodowej Zumo 590 różni się tym, że jest odporne na wstrząsy, wodoodporne, a ekran można obsługiwać w grubych motocyklowych rękawiczkach. Ekran ma 5 cali, co sprawia, że przez chwilę co prawda czujemy się, jakbyśmy do skutera przymocowali telewizor, ale to wrażenie szybko mija. Dzięki większemu wyświetlaczowi, podczas jazdy nie musimy wpatrywać się w mapę, odrywając wzrok od drogi. A sama jazda? Nawigacja – przynajmniej podczas podróży w Warszawie i okolicach – sprawdza się doskonale. Do celu prowadzi jak po sznurku, precyzyjnie wskazuje drogę, a gdy na jezdni pojawia się kilka pasów ruchu, program dodatkowo informuje, który powinniśmy wybrać, by dotrzeć do celu.

Zumo 590 doskonale sprawdził się również podczas rzęsistego deszczu. Ekran wciąż był bardzo dobrze widoczny, a urządzenie rzeczywiście przeżyło ulewę. Niespodziewanie przeżyło również test wstrząsowy, gdy zaliczyliśmy niegroźne spotkanie z asfaltem z powodu zbyt gwałtownego hamowania.

Wady? By korzystać z funkcji głosowych, najlepiej mieć kask z wbudowanym bluetoothem. Dla nas to jednak zbędny gadżet, bo i bez tego wszystko doskonale widać na ekranie. Większy problem to cena urządzenia sięgająca ponad 2 tys. zł. Drogo, choć jeśli to nawigacja na lata, warto w nią zainwestować. Ceny konkurencyjnych i dobrej jakości nawigacji motocyklowych również zaczynają znacznie powyżej tysiąca złotych.

KOMENTARZE