fbpx

Pierwsze Kawasaki Vulcan VN 800 kupiłem po 14 latach przerwy w jeżdżeniu. Ze względu na mój wzrost – 184 cm – sprzedawca zaproponował mi tylko maszyny z silnikami powyżej 800 ccm pojemności. Wybór był oczywisty.

Koledzy motocykliści odradzali mi Vulcana 800 z powodu ,,wybuchającego” silnika. Lecz ta wada występowała jedynie w starszych rocznikach, w modelach z silnikiem 750 ccm.

Wspólnie z żoną wybraliśmy wersję chopper (wtedy i potem ponownie). Pierwsze jazdy były trudne: duża maszyna z wąskim przednim kołem – bałem się wywrotki, gasnącego silnika czy zgrzytającej skrzyni biegów przy zmianie przełożeń. Lecz ,,praktyka czyni mistrza”. Z czasem i z przejechanymi kilometrami motocykl stawał się częścią mnie i naszego życia.

Fabrycznie zamontowana kierownica nie pozwala, aby ręce się męczyły. Siedzisko kierowcy jest miękkie i szerokie, co powala mi na pokonywanie dużych odległości, za to żona – ,,plecak” niestety średnio co 50-70 km potrzebuje postoju, aby rozprostować sztywne nogi. Podczas jazdy w otwartym kasku bez problemu mogę sprawdzić prędkość na zegarze. Przy słonecznej pogodzie bywa, że chromowana puszka wokół zegar odbija światło, co na krótką chwilę może oślepić.

Silnik to dla mnie łatwa obsługa. Wymianę oleju i świec przeprowadzałem sam. Przykładem drobnej awarii może być niesprawna świeca na drugim cylindrze. Usterkę zauważyła żona po dziwnej pracy silnika. Zrobiliśmy jeszcze 15 kilometrów. Na miejscu stwierdziłem, że faktycznie jechaliśmy na jednym cylindrze, lecz wystarczyło czyszczenie świecy i mogliśmy ruszać dalej.

Długość – 237 cm – sprawia, że jazda jest komfortowa i przyjemna. Przednia, cienka opona robi wrażenie delikatnej, dlatego na początku bardzo uważałem na nierównościach, bojąc się, że pęknie. Z czasem to wrażenie ustąpiło. Natomiast tylna szeroka opona pozwala na dosyć znaczne obciążenie oraz sprawne pokonywanie nierówności i zakrętów. Zmiana opon i kół to miła zabawa w garażu.

Do wad tego motocykla zaliczyłbym smar chlapiący z łańcucha na tylną felgę oraz małą pojemność baku.

Po osiągnięciu prędkości 95 – 110 km/h mój Vulcan wpada w lekkie drgania. W tym momencie wiem, że żona stuknie mnie w kask za zbyt szybką jazdę. W obu osiemsetkach, które posiadałem, a były z rocznika 1995, dokonałem małych przeróbek. W czasie przeglądu zwrócono mi uwagę, że lightbary muszą mieć osobny włącznik, który zamontowałem pod siedziskiem kierowcy, w plastykowej osłonce kostek elektrycznych. Druga przeróbka dotyczyła siedziska dla małego psa (maltańczyka), z którym zwiedzaliśmy do tej pory Zakopane, Turawę, Kotlinę Kłodzką i z którym kręciliśmy się „wokół komina”.

Moja maksymalna prędkość na tych motocyklach to 186 km/h (oczywiście bez plecaka…). W skali od 1 do 5 oceniam ten model Kawasaki na 4,5 (za zbyt małą pojemność baku i brudzący łańcuch). W moich planach jest zakup kolejnej maszyny z serii VN 800, ale tym razem cruisera, bo ma szeroką kanapę dla pasażera.

KOMENTARZE