Uwielbiam Wrocław, ale jeszcze bardziej wszystko to, co się znajduje wokół miasta. U przyjaciół-motocyklistów bywam dość często i bardzo chętnie z ich pomocą eksploruję okolice. Jako że nie przepadam za zgiełkiem ani gonitwą ekspresówkami, poruszam się bocznymi drogami. Daje to okazję do odkrywania ciekawych miejsc, które dodatkową nie są pełne turystów. Tym razem, oprócz jazdy motocyklem, trzeba będzie się trochę nachodzić.
Na skróty:
Większość osób podróżujących po Dolnym Śląsku zapuszcza się w jego południowo-zachodnie rejony. Wcale mnie to nie dziwi, gdyż znajdziemy tam wiele pięknych miejsc. Ja postanowiłem także zgłębić pogranicze Dolnego Śląska z Wielkopolską. Region jest wyjątkowo ciekawy, nie tylko pod względem przyrodniczym.
Stawy Milickie
Wielbiciele przyrody obowiązkowo powinni odwiedzić Stawy Milickie, położone ok 60 km na północ od Wrocławia. Są częścią Parku Krajobrazowego „Dolina Baryczy”. Ten zespół sztucznych zbiorników hodowlanych został stworzony w XIII wieku przez Cystersów. Dzisiaj jest to unikatowe miejsce, nie tylko w skali Polski ale także Europejskiej. Na ponad 285 stawach gniazduje około 120 gatunków ptaków, a 50 można spotkać w czasie przelotów. W czasie jednej wizyty na Stawach Milickich udało mi się naliczyć ponad 100 łabędzi, tylko na jednym zbiorniku. Parkując od strony Rudy Sułowskiej (albo na południu, przy drodze 439) trafiamy na zespół bardzo ciekawych ścieżek edukacyjnych, które poprowadzą nas po tym wyjątkowym miejscu. Ale Stawy Milickie to nie tylko miejsca oficjalnie rekomendowane w przewodnikach. Polecam objechać te okolice powolutku, kilometr po kilometrze, czasami zerkając na mapę, by znaleźć unikatowe miejsca (oczywiście tylko tam, gdzie wstęp nie jest zakazany). W tej okolicy spotkałem też duże grupy kruków, które można zobaczyć na okolicznych polach. Ptak ten w Polsce obecnie jest dość rzadko spotykany, a osobom nie obeznanych w zagadnieniach ornitologii (sam jestem w tym zakresie początkujący) przypominam, że to „duże, czarne i głośne ptaszysko” spotykane w mieście to gawron.
Stawy Milickie, założone przez Cystersów w XIII wieku, to jeden z największych obszarów hodowlanych w Europie.
Ścieżka Hochbergów jest najciekawszym podejściem do Zamku Książ.
Pałacyk z kory dębu
Kolejnym miejscem usytuowanym na północnym wschodzie od Wrocławia jest opuszczony Pałac Myśliwski w Mojej Woli, zbudowany w 1852 roku. Za czasów swoich świetności był to obiekt przypominający dzisiejszy luksusowy hotel, choć w rzeczywistości właściwie była to prywatna rezydencja księcia brunszwicko-oleśnickiego Wilhelma. Jest to wyjątkowa budowla, wykonana z drewna, ale oparta na kamiennym fundamencie. Budynek jest naprawdę imponujący i wyjątkowy. Jako jedyny w Polsce i drugi w Europie ma elewację pokrytą korą dębu korkowego i rodzimych gatunków tego drzewa. Budynek na początku XX wieku został rozbudowany o nowe skrzydła oraz wieżę. Za komuny, w latach 1951-1975 pełnił rolę technikum leśnego. Dzisiaj niestety jest zamknięty i z roku na rok niszczeje.
Pewnego razu, spacerowałem wokół tego niezwykłego budynku, patrząc z żalem na zabite deskami okna. Nagle podszedł podpierający się laską starszy jegomość i zaproponował zwiedzanie. Bardzo się ucieszyłem uznając, że jest to zapewne jakiś lokalny kustosz opiekujący się tym prawie zapomnianym miejscem. Pan zażyczył sobie 10 zł od głowy (była nas czwórka), ale wspólnie wygrzebaliśmy w gotówce tylko 20 zł, na szczęście płatność kartą odpadała. Po chwili sytuacja się wyjaśniła – miły pan odchylił jedną z desek w oknie wskazując wejście, schował dwie dychy do kieszeni, po czym oddalił się w nieznanym kierunku.
Cóż, skoro wstęp opłacony, trzeba wejść! Wnętrza ukazały pełne piękno tego miejsca. Pomimo ogromnych zniszczeń spowodowanych czasem, jak również działalnością szabrowników, pozostała część malowideł zdobiących ściany i sufity. Spacer po dolnej kondygnacji sugerował, jak wielu gości musiało tutaj swego czasu przebywać. Znaleźliśmy ogromne pomieszczenia kuchenne, rozbudowane toalety czy ślady pieca odpowiadającego za ogrzewanie budynku w czasie zimy. Z duszą na ramieniu, po zmęczonych życiem schodach, wdrapaliśmy się na pierwsze piętro. Tu musiało być kiedyś naprawdę elegancko. Na wejście wyżej zabrakło już odwagi (albo na szczęście zadziałał zdrowy rozsądek), gdyż schody były w opłakanym stanie. Zresztą – „pan kustosz” wspominał, by pod żadnym pozorem tam nie wchodzić. To bardzo dziwne, że tak fantastycznej budowli nie znajdziemy praktycznie w żadnym folderze reklamującym region, a po drugie, że właściciel (w sumie nie wiadomo kto) się nią nie opiekuje.
Wąwóz Myśliborski
Z północnego wschodu przenosimy się na zachód od Wrocławia. Mniej więcej w środku trójkąta wyznaczonego przez Jelenią Górę, Legnicę i Wałbrzych, znajdziemy Wąwóz Myśliborski, znajdujący się ok 30 km na południe od Legnicy. Jest to bardzo ciekawy szlak przebiegający wzdłuż potoku Jawornik. Pod względem geologicznym nie jest to wąwóz, lecz jar. Kamienno-leśny krajobraz rozciągający się wzdłuż szlaku robi ogromne wrażenie. Początkowo wysokość okolicznych wzniesień wynosi 30 m, na końcu dochodzi do 80 m. Szlak ma też kilka odnóg które prowadzą we wspomniane wyższe partie. Amatorzy przyrody też nie będą zawiedzeni, spotkamy tam bardzo wiekowe drzewa i wiele gatunków ptaków. Nieco na zachód Wąwozu Myśliborskiego (ok 10 km), znajduje się Kraina Wygasłych Wulkanów – obszar arcyciekawy nie tylko pod względem przyrody, ale też architektury. Z pewnością zasługuje on na oddzielny artykuł.
Malowniczy Wąwóz Myśliborski tak naprawdę jest jarem.
Widok na Ślężę. Najpierw mamy rzepak, później czerwone maki.
Okolice Ślęży
Jako że bywając we Wrocławiu, goszczę właśnie na południowo-zachodnim wylocie z miasta, niemal każda wycieczka przebiega w okolicach góry Ślęży (718 m n.p.m.). Nie są to może trasy wyjątkowo atrakcyjne pod względem szybkości czy zakrętów. Za to wielbiciele pięknych widoków i leniwego turlania się, będą zachwyceni. Możemy pojechać przez sam środek Ślężańskiego Parku Krajobrazowego albo zrobić wokół niego pętlę, zahaczając o Przełęcz Sulistrowicką (280 m n.p.m), zameczek pod Słupicami, kontynuując trasę przez Wiry i Sobótkę. Podróżując z Beatą i Witkiem, którzy znają ten region jak własną kieszeń, nie raz byłem zaskoczony miejscówkami, które mi pokazywali. Bardzo często wystarczyło zjechać kilkaset metrów w jakąś nieoznaczoną dróżkę, by zobaczyć opuszczony kościół, rozpadający się dworek z pięknym ogrodem i ogromnymi drzewami, czy inne stare zabudowania, o których świat dawno zapomniał.
Tama i most w Plichowicach
Miejsce, w którym zapewne był każdy motocyklista z okolic, jest zapora w Pilchowicach. Powstała ona w latach 1902-1912 na rzece Bóbr i jest najwyższą zaporą kamienną i łukową w Polsce. Ale to nie sama budowla jest najciekawszym punktem bezpośredniej okolicy. Ruszając z niej na północny-wschód miniemy opuszczoną stację kolejową, a potem słynny most kolejowy na Bobrze, wzniesiony w latach 1905-1906. Tak, to ten most, który jakiś czas temu miał być wysadzony na potrzeby filmu Mission Impossible 7. Dzięki protestom odstąpiono od tego pomysłu, a ostatecznie 18 sierpnia 2020 roku Dolnośląska Wojewódzka Konserwator Zabytków wpisała most do rejestru zabytków.
Zapora w Pilchowicach powstała w latach 1902-1912 na rzece Bóbr. Jest to najwyższa budowla tego typu (kamienna i łukowa) w Polsce.
Ruiny Zamku Stary Książ są w sąsiedztwie Ścieżki Hochbergów.
Most kolejowy na Bobrze uratowano przed zniszczeniem na planie filmu.
Ścieżka Hochbergów
Amatorów przyrody i pięknych widoków może zainteresować jeszcze jedna lokalizacja. Mowa o Ścieżce Hochbergów, prowadzącej od zachodu Świebodzic, do Zamku Książ (nie mam na myśli zwiedzania obiektu. To proponuję zrobić poza sezonem i nie w weekendy).
Punktem startowym wycieczki będzie Rezerwat przyrody Przełomy pod Książem albo Cis Bolko. Piesza trasa biegnie wzdłuż rzeki Pełcznicy i prowadzi przez miejsca bardzo urokliwe. Warto też nieco zboczyć ze ścieżki by zerknąć na ruiny Zamku Stary Książ. Po zejściu do mostku na Pełcznicy, zaczynamy kolejną wspinaczkę, która gwarantuje chyba najciekawsze widoki. Najpierw idziemy zwykłą ścieżką, później po schodach, a na koniec spacerujemy kładkami, przytwierdzonymi bezpośrednio do skał. Punktem kulminacyjnym trasy jest niewielki taras widokowy pięknym widokiem na zamek Książ i Wzgórze Idy. Stamtąd mamy już tylko kilka minut spaceru do zamku.
Opisane miejsca, to tylko niewielki ułamek atrakcji, jakie funduje nam Dolny Śląsk. Przypuszczam, że wielu czytelników byłoby w stanie dopisać do tej listy jeszcze kilkadziesiąt punktów. Ja jednak z premedytacją skupiłem się nie na znanych obiektach typowo turystycznych, ale na miejscach, w których możemy w ciszy obcować z przyrodą i historią. Samo podróżowanie pomiędzy tymi miejscami też jest ciekawe, o ile robimy to bez pośpiechu chłonąc piękno regionu.
Inny punkt widzenia
Betasza – Podróżniczka, wielbicielka Dolnego Śląska
Dolny Śląsk to moje miejsce na ziemi. Uwielbiam szwendać się motorkiem po wąskich, lokalnych asfaltach, a czasem nie pogardzę jakąś spokojną szutrówką. Zamiast odwiedzać po raz setny sztandarowe miejscówki znane z folderów i list „10 miejsc, które warto zobaczyć”, ja w zależności od pory roku, lubię pojechać w pola.
Wczesnowiosenne przejażdżki kojarzą mi się z okolicami Henrykowa. Tam w Lasach Muszkowickich kwitną przebiśniegi i śnieżyce. Zaraz po nich całe poszycie robi się fioletowe od przylaszczek. Gdy robi się nieco cieplej, zaczynają kwitnąć drzewa: najpierw dzikie śliwy, którymi obsadzone są wszystkie miedze, a potem wiśnie, czereśnie i jabłonie. Wtedy wybieram się wąskimi drogami pełnymi zakrętów na górkę św. Anny koło Nowej Rudy. Znajduje się tam wieża widokowa z calusieńką panoramą Przedgórza Sudeckiego.
Majówkę często spędzam między polami rzepaku, którego tutaj nie brakuje. Najbardziej lubię wtedy szwendać się pod Ślężą. Góra wygląda jak księżniczka, która wybiera materiał na letnią sukienkę a przed nią kupcy bławatni rozkładają bele falującego, żółtego jedwabiu.
Gdy w Kotlinę zapuka lato, to najlepszy czas na kolorowe łubiny. Te znajduję na samym końcu Polski, prawie pod czeską granicą. W okolicach Gniewoszowa, bardzo zdewastowaną, ale nadrabiającą pięknymi panoramami drogą 389 trafimy na całe łubinowe łąki. Po tych przeżyciach lubię podjechać na Przełęcz Spaloną na fantastyczne racuchy z jagodami. Dolny Śląsk to naprawdę bajeczne miejsce na turystykę motocyklową, pod warunkiem, że nic cię nie goni i powolutku pozwalasz sobie skręcać w coraz węższe dróżki.
Zdjęcia: Paweł Boruta i Beata Scholz
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [05/2024]