fbpx

W krajach skandynawskich biwakowanie należy do tradycji i jest rzeczą zupełnie normalną, że w weekendy ludzie jadą z dziećmi spać przy ognisku nad jeziorem. Ogromną atrakcją tych rejonów jest również duża ilość legalnych dróg szutrowych, po których można jeździć godzinami. Trzeba jedynie uważać na stada reniferów, przy których nasze rodzime sarny to szczyt inteligencji – te sympatyczne zwierzęta potrafią biec przed motocyklem przez kilka kilometrów i ustąpić z drogi dopiero na najbliższym skrzyżowaniu.

Pierwszy raz odwiedziłem Finlandię wracając z Murmańska w Rosji, oczarowała mnie wtedy swoimi krajobrazami. Rok później, wraz z moim przyjacielem Oleksijem, wybraliśmy się dwoma KTM-ami 690 Rally na objazd większych obszarów Skandynawii. Cała trasa zajęła nam około dwunastu dni, w czasie których przejechaliśmy ponad siedem tysięcy kilometrów.

Uważajcie na rogatych!

Planowaliśmy w jak najkrótszym czasie dostać się za koło podbiegunowe, by cieszyć się widokami tundry, dlatego dojazd przez kraje bałtyckie potraktowaliśmy jako szybki tranzyt do Skandynawii. Ciekawostką tras przez Litwę jest mnogość opuszczonych wiosek, wyglądających często jak pełne drewnianych chat skanseny. Pomiędzy nimi istnieje sieć dobrze utrzymanych i przede wszystkim legalnych dróg szutrowych. Podróż tymi szlakami daje naprawdę mnóstwo frajdy. Pokonując bardziej lub mniej uczęszczane drogi, po trzech dniach jazdy mieliśmy za sobą 1400 kilometrów i dotarliśmy do Tallina w Estonii, skąd przepłynęliśmy promem do Finlandii (cena biletu to około 40-50 euro). Prom kursuje kilka razy dziennie, warto jednak zwrócić uwagę na różnice w cennikach poszczególnych przewoźników, które potrafią być naprawdę spore. Pierwsze 200-300 km trasy na północ od Helsinek najlepiej pokonywać głównymi drogami, by szybko wydostać się z gęściej zaludnionych okolic tej aglomeracji. Gdy wjechaliśmy na fiński TET, nasza radość z jazdy szutrami pośród jezior i lasów była ogromna. Trzeba jednak bardzo uważać, bo drogi te są często jedynym dojazdem do małych osad i na każdym łuku można spodziewać się jadącego z naprzeciwka Volvo. Mało tego, im dalej na północ, tym większe prawdopodobieństwo zderzenia z reniferem, zamiast z przypadkowym autem. W krajach skandynawskich wielkie stada renów chodzące luzem po łąkach i lasach są czymś normalnym i nikt nie robi afery z tego, że zwierzęta te wchodzą również na drogi. Nikt też nie urządza ich masowego odstrzału z powodu stwarzanego zagrożenia – to kierowcy mają uważać i tyle w temacie.

Biwakowy luksus i Święty Mikołaj

Wszystkie nasze noclegi w Skandynawii planowaliśmy organizować na dziko, należy tu jednak zaznaczyć, że w samej Finlandii zbudowano około pięciu tysięcy chatek i wiat biwakowych. Przy każdej z nich jest miejsce na ognisko i czeka porąbane drewno. Można również liczyć na wychodek z papierem toaletowym i pomost, jeśli miejscówka znajduje się nad jeziorem. W chatkach znajdziemy też numer telefonu do lokalnego leśniczego oraz informację, że w razie braku drewna dowiezie on opał do ogniska, oczywiście bez żadnych opłat.Podczas jednego z takich biwaków spotkaliśmy obozujących Finów. W rozmowie z nimi zachwycałem się zapleczem do uprawiania tego rodzaju turystyki i tym, że mają tu nawet porąbane drewno do ognia. Wydali się zdziwieni i spytali, czy my w Polsce nie płacimy podatków, skoro u nas nikt tak nie dba o potrzeby obywateli…

Po dwóch dniach podróży przez Laponię dotarliśmy do Rovaniemi, czyli wioski Świętego Mikołaja i jego elfów. Działa tam związane z tradycjami świątecznymi centrum rodzinnej rozrywki. W zależności od pory roku, poza spotkaniem z Mikołajem, można się tu również wybrać na wycieczkę psim zaprzęgiem, obserwować zorzę polarną, a także skorzystać z innych atrakcji. 

Uroki północy

Przez samo Rovaniemi przebiega krąg polarny, a krajobraz zmienia się płynnie wraz z kolejnymi pokonywanymi w stronę północy kilometrami. Im dalej jechaliśmy, tym dni stawały się coraz dłuższe, a drzewa coraz niższe. W tundrze, daleko za kołem podbiegunowym, nawet stare drzewa mają tylko po 2-3 metry wysokości. Byliśmy na północy Finlandii w połowie lipca, w okresie tzw. „białych nocy”. Słońce zachodziło wówczas około pierwszej w nocy, by po kilku minutach znowu wzejść zza horyzontu. Początkowo trudno przywyknąć do tego, że cały czas jest jasno. Budzisz się w namiocie, sądzisz że jest szósta rano, lecz zegarek informuje, że od północy minęła zaledwie godzina.Dopiero po kilku spędzonych w ten sposób dobach można się przyzwyczaić, że słońce nad horyzontem nie jest wyznacznikiem pory dnia. Jak dla mnie, jedynymi wadami panującego na dalekiej północy klimatu są dosyć częste opady i niska temperatura, nawet w słoneczne dni. Podczas naszego pobytu za kołem polarnym nigdy nie przekroczyła 20 stopni, a średnio w ciągu dnia było ich ok. 14. Jadąc do krajów skandynawskich bałem się również problemów z komarami i meszkami, kupiłem nawet specjalną moskitierę z kapeluszem, jednak ani podczas pierwszej, ani drugiej podróży nie wyjąłem tego sprzętu z sakwy. 

Przez Szwecję do domu

Przemierzane przez nas obszary są bardzo słabo zaludnione. W całej Szwecji żyje około dziesięciu milionów osób, a zaludnienie jest na poziomie 25 osób/km², w Finlandii obywateli jest jeszcze mniej – około pięciu milionów, z zaludnieniem 16 osób/km². Dla porównania w Polsce na jednym kilometrze kwadratowym mieszka średnio około 123 osób. Tak mała liczba ludzi na północnych rubieżach stwarza pewną niedogodność – zawsze należy pamiętać o paliwie, ponieważ stacje benzynowe potrafią być oddalone od siebie o kilkadziesiąt kilometrów.Nas ten problem na szczęście nie dotyczył, dysponowaliśmy motocyklami wyposażonymi w 30-litrowe zbiorniki paliwa. Po przekroczeniu granicy szwedzkiej zaskoczyła mnie duża ilość zabytkowych amerykańskich aut na drogach. Jeżdżą tam po szosach zarówno pięknie odrestaurowane sportowe maszyny z lat 60., jak też stare, ogromne rodzinne kombi, jeszcze w oryginalnym lakierze i pokryte płatami rudej rdzy. Wielką zaletą poruszania się po Skandynawii szutrowym szlakiem TET jest to, że trasa układana przez lokalnych motocyklistów przebiega przez miejsca, które sami byśmy ominęli, nie zwracając na nie uwagi na mapie. Do takich perełek należał most kolejowo-drogowy z jezdnią ułożoną z desek, wyposażony w szlabany, które wpuszczały na niego pojazdy kołowe, a zamykały ruch na czas przejazdu pociągu. Budowla ta zrobiła na mnie duże wrażenie, miała kilkadziesiąt metrów długości i wisiała nad potężną rzeką. Przemierzając szwedzki odcinek TET dojechaliśmy również do imponującego wodospadu Storforsen, w którym przepływ wody wynosi ponad 250 m3 na sekundę.Z ciekawostek warto jeszcze wymienić tradycyjne danie północnej Skandynawii, czyli rosół z łososia, którego porcja kosztuje zwykle około trzech euro, ale w tej cenie można brać kilka dokładek. W XIX wieku szwedzki gospodarz przyjmujący parobka do pracy musiał mu zagwarantować, że mięso z łososia nie będzie podawane na obiad częściej niż trzy razy w tygodniu – tak popularna była tam ta ryba, która u nas wciąż uchodzi za pewien luksus. Południe Szwecji jest niestety dosyć nudne i z mniejszą ilością jezior, dlatego tę część wyjazdu potraktowaliśmy już jako tranzyt do promu, który zabrał nas z powrotem do Polski. 

Porady:

Chcę was ostrzec przed ograniczeniami prędkości w Litwie. Tamtejsza policja „poluje” na polskich kierowców i często stoi z radarem w miejscach, gdzie droga pozwala mocniej odkręcić manetkę gazu. Jednocześnie na terenie tego kraju jest wiele miejsc, gdzie trzeba się wlec za ciężarówkami. Strony z chatkami i wiatami biwakowymi:
Finlandia: https://tiny.pl/74j1q
Szwecja: https://tiny.pl/74j5z
Należy pamiętać, że bardziej luksusowe domki, wyposażone w piece, są czasem rezerwowane w lokalnych leśnictwach i nie można z nich skorzystać w każdej chwili. Za to otwarte wiaty z ławami i miejscem na ognisko są zwykle ustawione co kilka kilometrów. Łatwo znaleźć miejscówkę bez turystów.

Jadąc w podróż do krajów skandynawskich zdecydowanie warto rozważyć zakup ubezpieczenia assistance dla swojego pojazdu. Jeden z naszych kolegów złapał gumę podczas podróży po Norwegii – za lawetę i oponę z wymianą zapłacił około tysiąca euro…

Ceny żywności w Skandynawii są nieco wyższe niż w Polsce. Drogi i czasem trudny do kupienia jest również alkohol, który nie jest dostępny w marketach spożywczych. Mając ochotę na piwo przy ognisku, należy zadbać o nie wcześniej. My zaopatrzyliśmy się już na promie. Poza „normalną” ceną, dodatkowym plusem były plastikowe piersiówki, w których sprzedawano trunki – bardzo wygodne do transportu na motocyklach enduro. Wyjazd na północ Skandynawii polecam wszystkim, którzy są spragnieni pięknych widoków i szybkich szutrów. Nie ma tam raczej ścieżek hard enduro, takich jak w rumuńskich czy ukraińskich Karpatach, jednak krajobrazy, spokój i cisza wynagradzają mało wymagające drogi. Atrakcją są również stada reniferów – w żadnym innym kraju nie widziałem takich ilości dzikich zwierząt chodzących luzem i to w tak wielkich grupach, często po 30-40 sztuk. Niektóre reny mają swoich właścicieli, chodzą wtedy w charakterystycznych obrożach. Jadąc na północ należy pamiętać, że może być tam sporo chłodniej niż w naszym kraju. Ceny też są trochę wyższe, jednak zdecydowanie warto się tam wybrać. Mnie ten region oczarował i z pewnością odwiedzę te tereny jeszcze nie raz, co polecam też innym motocyklistom.

KOMENTARZE