Tym razem niestety odpuścimy sobie peregrynacje po moim ulubionym rejonie – Ścianie Wschodniej. Sytuacja polityczna jaka jest, każdy widzi, więc myślę, że nie ma co pchać się w tamte rejony i zawracać głowę ludziom zajętym znacznie bardziej poważnymi sprawami. Ruszymy więc w kierunku zachodnim.
Na skróty:
Do niedawna niezbyt lubiłem jeździć w opisywany dziś region, ze względu na spore zagęszczenie miejscowości i duży ruch na drogach. Na szczęście od momentu, gdy wreszcie zbudowano trasy szybkiego ruchu, będące granicami opisywanego terytorium – od północy A2, od południa S8, a od zachodu S3 – przeniosła się tam większość ruchu kołowego, więc na lokalnych szosach panuje względny spokój. Gęsta sieć miejscowości pozostała, więc tym razem nastawimy się na zwiedzanie i poszukiwanie śladów początków naszej państwowości. Pokręcimy się bowiem po okolicach, które przez znakomitą większość historyków (nie licząc wyznawców Wielkiej Lechii) uznawane są za kolebkę współczesnej Polski.
W starożytnej Calisii
Naszą wycieczkę rozpoczniemy w okolicach Łodzi, bo tu stosunkowo łatwo jest dotrzeć autostradami z niemal każdego miejsca w naszym kraju. Drogą nr 72 kierujemy się przez Aleksandrów Łódzki aż do Poddębic, w których zjedziemy na bardziej lokalne szosy. To krótki odcinek, nie więcej niż 30 km, nie zdążymy się więc zmęczyć.
W Poddębicach skręcimy w drogę nr 703, aby przez Porczyny, Krępę i Niemysłów dobić do drogi nr 478, którą będziemy kierować się na zachód. Już po chwili po lewej stronie pojawi się malowniczy zalew Jeziorsko. Nie zatrzymamy się jednak przy nim, bo podziwialiśmy go podczas jednej z poprzednich wycieczek (Nad Bzurą i Wartą, ŚM nr 2/22, przyp. red.).
Kilka kilometrów dalej przetniemy szerszą krajową drogę nr 83 i polecimy przez Koźminek i Opatówek na Kalisz. Ten odcinek to ok. 60 km, więc najwyższy czas na popas. Proponuję stanąć jeszcze przed Kaliszem, w Opatówku, i tutaj zwiedzić Muzeum Historii Przemysłu, bo zakładam, że większość motocyklistów interesuje się techniką. Muzeum nie będzie trudno znaleźć, jego siedzibą jest potężna, pięciokondygnacyjna zabytkowa fabryka sukiennicza.
Znajdziemy tu wiele fantastycznych obiektów – od pianin i fortepianów, poprzez maszyny tkackie i drukarskie, na silnikach parowych i lotniczych kończąc. Jeżeli jednak mocniej niż zagadnienia techniczne interesuje was historia Polski, to tuż obok, (dosłownie 150 m) znajdziecie nieco zrujnowane zabudowania dworskie pałacu gen. Zajączka. Sam pałac nie przetrwał do dzisiaj, został rozebrany na początku XX w., ale park w stylu angielskim i resztki zabudowań są bardzo ciekawe.
Z Opatówka do Kalisza jest już tylko 5 km. Wjeżdżamy do jednego z najstarszych (niektórzy twierdzą, że najstarszego) miast Polski, które było ośrodkiem władzy wczesnopiastowskiej. Kiedy zostało założone, tego dokładnie nie wiadomo. Jednak faktem jest, że zaznaczone było jako Calisia już przez rzymskiego kartografa Klaudiusza Ptolemeusza, jako miejscowość leżąca na „bursztynowym szlaku”.
Zrekonstruowano tu także słowiańskie grodzisko z IX wieku, czyli z czasów znacznie wcześniejszych, niż datuje się chrzest Polski. Jest tu co zwiedzać, ale ja polecam właśnie Kaliski Gród Piastów na Zawodziu. Można by spędzić i tydzień na podziwianiu zabytków Kalisza, ale my mamy tylko weekend, ruszamy więc dalej.
Z wizytą u rockendrolowców
Drogą nr 12 pomkniemy przez Jarocin i Gostyń do Leszna. Na chwilkę jednak zatrzymamy się w Jarocinie. Starzy rockendrolowcy będą wiedzieli o co chodzi. Tu odwiedzimy Spichlerz Polskiego Rocka. Nie jest to może zabytek związany ze starożytnymi Piastami, ale na pewno wart jest uwagi. W nowoczesnym multimedialnym muzeum znajdują się zbiory pamiątek dokumentujących historię polskiego rocka począwszy od lat 50. ubiegłego wieku.
Jadąc dalej, tuż za Gostyniem (ok. 3 km) proponuję we wsi Gola skręcić w lewo i dosłownie na chwilkę zatrzymać się przy klasycystycznym pałacu rodu Potworowskich z początków XIX w. Pałac otoczony jest parkiem z nastrojowym stawem, a jeśli kogoś stać – jest względnie tanio do kupienia…
Docieramy do Leszna. W stosunku do innych miast Wielkopolski nie jest może aż tak starożytne, bo powstało „dopiero” w drugiej połowie XVI wieku, za czasów Zygmunta Starego. Jest jednak o tyle ciekawe, że założone i zbudowane przez ród Leszczyńskich, było zdaje się jedynym prywatnym miastem w Polsce, ośrodkiem naprawdę otwartym i wielokulturowym. Znaleźli tu schronienie Bracia Czescy, funkcjonowały wspólnoty luterańska i żydowska, ale także i szkoła wyższa.
Miasto rozwijało się prężnie aż do momentu niemal całkowitego zniszczenia przez Szwedów w czasie Potopu. Udało się jednak je odbudować, czego najlepszym przykładem może być kościół św. Mikołaja, który dosłownie przytłacza swoim przepychem. Skoro już jesteśmy w Lesznie i zgłębiamy historię rodu Leszczyńskich, nie sposób nie podjechać (drogą nr 309) do odległej o ok. 10 km Rydzyny, nad którą góruje barokowy zamek króla Polski Stanisława Leszczyńskiego. Zaprojektowany przez włoskich architektów Bellotiego i Ferrariego, wraz z parkiem i przyległymi terenami stanowi najokazalszą rezydencję magnacką w całej Wielkopolsce.
Po wizycie w rodowej siedzibie Leszczyńskich cofniemy się do Leszna, by dalej drogą nr 12, przekroczywszy Odrę Mostem Tolerancji, dotrzeć aż do Głogowa. To etap liczący ok. 50 km, przy czym z województwa lubuskiego przejedziemy do dolnośląskiego. To kolejne z najstarszych miast polski, a jego historia liczy ponad tysiąc lat. Początkowo był grodem Dziadoszan, potem siedzibą Mieszka I, a jeszcze później… Tak, wszyscy musieliśmy wałkować na lekcjach historii bohaterską obronę Głogowa. W roku 1109 tłukli się tutaj ze sobą po jednej stronie Piastowie i Bolesław III Krzywousty, a po drugiej niemiecki król cesarstwa rzymskiego Henryk V i czeski książę Świętopełk.
Jak się zapewne domyślacie, z tamtych czasów nie zachowały się żadne zabytki, ale w Głogowie i tak jest co zwiedzać. Musowo zajdziemy na Ostrów Tumski, żeby obejrzeć najstarszy zabytek – gotycką Kolegiatę Wniebowzięcia NMP. To w tym właśnie miejscu miasto miało swój początek. Gdy będziemy mieli ochotę zapoznać się z jeszcze starszymi dziejami tych ziem, warto wstąpić do Muzeum Archeologiczno-Historycznego, mieszczącego się w Zamku Książąt Głogowskich. Jego zbiory to kilkadziesiąt tysięcy eksponatów, a te najstarsze zbierane były głównie podczas prac wykopaliskowych w najbliższych okolicach. Generalnie Głogów to nie jest wielka miejscowość, więc jego starą część z licznymi zabytkami da się zwiedzić stosunkowo szybko. Mnie urzekł widok całkiem współczesnego Bulwaru Nadodrzańskiego, wspaniale wkomponowanego w architekturę miasta.
Do domu nie na skróty
Skoro zapędziliśmy się aż na Dolny Śląsk, to pora już wracać, zwłaszcza że zbliżamy się do wyznaczonej przez nas granicy wycieczki – trasy szybkiego ruchu S3, biegnącej z Zielonej Góry do Legnicy. Faktycznie, dosyć mocno oddaliliśmy się od startu. Moglibyśmy więc jak najszybciej dostać się do jednej z dróg ekspresowych, ale my będziemy nieco bardziej ambitni i nadłożymy drogi, aby zamknąć pętlę w Łodzi. Cofniemy się nieco do granicy województw, krajową „dwunastką” do Szlichtyngowej, i tu lokalną drogą nr 324 przez Górę dotrzemy do Rawicza.
Stara wielkopolska sentencja mówi – kto nie ryzykuje, w Rawiczu nie siedzi. Dlatego też nikomu nie polecam tej największej „atrakcji” miejscowości. Ominiemy ją szerokim łukiem i wpadniemy na drogę krajową nr 36 w kierunku wschodnim. Dowiezie nas ona przez Krotoszyn aż do Ostrowa Wielkopolskiego. Tu kusi nas, aby pojechać w kierunku na Kalisz, ale przecież już tu byliśmy, więc udamy się na południe, trasą S11 aż do Antonina. Z Ostrowa to ok. 20 km. Tu znowu skręcimy w bardziej lokalną drogę nr 447 i przez Grabów nad Prosną, Brzeziny (to już szosa nr 449) i Błaszki dojedziemy do Warty, tuż nieopodal zalewu Jeziorsko.
Tu również już byliśmy, więc objedziemy go od południowej strony, skręcając na wschód w drogę nr 710, która przez Konstantynów, jak po sznurku doprowadzi nas do samej Łodzi. Tu zakończymy naszą weekendową wycieczkę, poszerzywszy wiedzę na temat początków polskiej państwowości. Krótko mówiąc – przyjemne z pożytecznym.
Zdjęcia: autor, archiwum redakcji