fbpx

Pokazanie Fat Boya w filmie „Terminator 2: Dzień sądu” z 1991 roku okazało się jednym z najlepszych marketingowych posunięć w historii amerykańskiej firmy. Chyba każdy, niezależnie od wieku i pochodzenia, zna sceny, na których Arnold Schwarzenegger sieje spustoszenie dosiadając Harleya z pełnymi, aluminiowymi obręczami. Dzisiejszy Fat Boy to jednak zupełnie inny motocykl i nie chodzi tylko o większy, mocniejszy silnik.

Bardzo ucieszyłem się na propozycję przetestowania Fat Boya, gdyż kontakt z tym modelem miałem dokładnie 15 lat temu. Wtedy sercem pojazdu był sprawdzony silnik Twin Cam 96B V-Twin generujący 125 Nm momentu obrotowego i skromne 75 KM. Lubiłem ten model, choć był raczej ospały, nie skręcał i nie hamował. Miał jednak styl, wygodne siedzenie i był dobrze wyważony. Piętnaście lat to szmat czasu, więc dzisiaj mogę się spodziewać czegoś zupełnie innego. Zmieniły się nie tylko czasy, ale też podejście do projektowania ciężkich cruiserów. Tak więc nowy Fat Boy ma mieć niezłego kopa, dobrze się prowadzić, hamować, skręcać i dawać dużo frajdy. Czy będzie to surowy, toporny rozbójnik? Raczej nie. Terminator dzisiaj miałby garnitur od Armaniego, a nie skórzaną kurtkę.

Precyzja jak w zegarku

W nowym Fat Boyu wszystko chodzi lekko, miło i przyjemnie. Gaz tak naprawdę obsługuje potencjometr, który za pośrednictwem układu Ride By Wire zadaje określone zachowanie elektronicznie sterowanej przepustnicy. Do wyboru mamy trzy tryby jazdy – deszczowy, drogowy i sportowy. Początkowo nie mogłem przyzwyczaić się do dość nerwowej reakcji na ruch manetką gazu, szczególnie w trybie sport, ale po kilkunastu kilometrach po prostu się z tym oswoiłem. Najlepiej jeździło mi się na pośrednim trybie drogowym, gdyż do dyspozycji mamy pełną moc, a jednocześnie można dość sprawnie dozować prędkość, np. przy powolnym toczeniu się w korku.

Lekko, jak na Harleya, pracuje sprzęgło. Nadal wymaga ono użycia trochę siły, ale ręka już nie puchnie po przejechaniu przez miasto. Zmiana biegów? Rewelacja! Chwilami odnosiłem wrażenie, że nie prowadzę prawdziwego motocykla, a mam pod sobą coś w stylu symulatora. Każdy bieg zapina się z lekkim stuknięciem, ale z bardzo dużą precyzją. Ani razu nie zdarzyło się, że któryś bieg wyskoczył lub nie został prawidłowo zapięty, niezależnie od tego, czy używałem sprzęgła, czy też nie.

Intrygujący minimalizm

Większość współczesnych motocykli, szczególnie tych z górnej półki, ma tablice wskaźników niemalże jak w samolocie pasażerskim. Wręcz oślepia nas masa danych, które w wielu przypadkach nie są do niczego potrzebne. Ale takie mamy czasy – chcemy znać parametry trasy, osiągane pochylenie motocykla, przewyższenie, czy średnie spalanie.

Tutaj mamy totalną odwrotność tego szalonego, elektronicznego postępu. Na początku sam się na tym złapałem. Jak to? Nie ma 15 stopni ustawienia kontroli trakcji? Brak średniego spalania? Skandal! Po chwili zacząłem sam się z siebie śmiać. Po co to wszystko, skoro kontrola trakcji jest dostosowana do danej mapy silnika, a w razie czego można ją po prostu wyłączyć? Po co mi średnie spalanie, skoro mam podany zasięg (do rezerwy i do pełnego wyczerpania paliwa w zbiorniku)? Nie korzystałbym też ze wskaźnika pochylenia, gdyż wynosi ono dokładnie 25,6º, a zamiast kontrolki na wielkim ekranie, otrzymamy sygnał z podestów ocierających o asfalt.

Nowe przełączniki i drobne dodatki

W swojej komunikacji marketingowej Harley-Davidson podkreśla zastosowanie nowych, dopracowanych przełączników. I słusznie, bo czymś dobrym należy się chwalić. Układ jest niesamowicie intuicyjny, dodatkowo nowe „guziczki” kierunkowskazów (umieszczone po obu stronach kierownicy, jak na Harleya przystało) są dwufunkcyjne i można je obsługiwać także poprzez podważenie kciukiem. Z lewej strony mamy dodatkowo klakson, a po prawej zmianę trybów jazdy.

W minimalistycznych puszkach przełączników umieszczono także sterowanie kontrolą trakcji, zapłonem, tempomatem, funkcjami wyświetlacza i światłami awaryjnymi. Analogowe zegary, umieszczone na zbiorniku, to połączenie dobrego stylu, elegancji i czytelności. Mamy na nich wszystko, co niezbędne do wygodnego podróżowania, włączając w to cyfrowy obrotomierz czy zegarek. Nowością jest także dobrze wyprofilowana, regulowana klamka hamulca. Teraz już nie trzeba mieć łapy niczym filmowy Terminator.

Wygląd sam się broni

Porównując nowego Fat Boya do modeli sprzed kilkudziesięciu, czy nawet kilkunastu lat, nie sposób dostrzec, że motocykl ten ewoluował z grubasa w prawdziwego mięśniaka. Tu wszystko jest potężne, a zarazem dostojne. Koła już nie są pełne, ale nadal to potężny puc lśniącego aluminium. Silnik Milwaukee-Eight 117 Custom V-Twin aż ocieka chromem i testosteronem. To samo można powiedzieć o masywnym przodzie, w którym osadzono reflektory typu LED. Nie będę opisywał wszystkich stylistycznych smaczków, gdyż doskonale widać je na zdjęciach. Trudno też zacytować wszystkie uwagi, pochwały i komentarze ludzi spotykanych na drodze lub w miejscu parkowania Harleya. Wszystkich przebił chyba właściciel sklepu motoryzacyjnego, sąsiadującego z serwisem, w którym pracuję. Sympatyczny, elegancki starszy jegomość, przez kilka dni, codziennie chodził wokół Fat Boya i mówił: „Ale piękny, zaraz się posikam”. Ja wtedy odpowiadałem: „Tak Mieciu, mi też się on bardzo podoba”.

Czas na jazdę!

Przyspieszanie Fat Boyem w trybie sport czy drogowym to naprawdę świetna zabawa. Nie będą narzekać nawet sympatycy sportowych motocykli. Start spod świateł to po prostu petarda, a prawie dwulitrowy silnik nie traci tchu nawet podczas jazdy na autostradzie. Udało mi się rozbujać Harleya do licznikowych 200 km/h i pewnie byłoby więcej, ale jazda z taką prędkością, przy szeroko rozłożonych rękach, zwyczajnie nie jest przyjemna. Zresztą nie do tego jest skonstruowana ta maszyna, choć dobrze wiedzieć, że w razie czego mamy taki zapas mocy i prędkości. Niby to tylko nieco ponad 100 KM, ale swoje robi potężny moment obrotowy. Jak zwykle nie sprawdzałem danych technicznych motocykla przed testem. Zawsze tak robię. Stawiałem na dużo więcej „koników”, nie pomyliłem się jednak w kwestii niutonometrów. Mamy ich aż 168 i to w niskim zakresie obrotów (maksimum to 3000 obr./min).

Nie tylko w trasę

Najprzyjemniejszy dla mnie był zakres pomiędzy 100 a 140 km na godzinę. Mamy wtedy 2200-3000 obrotów. Silnik chodzi sobie spokojnie z miarowym dudnieniem i lekkimi, bardzo przyjemnymi wibracjami (za sprawą wałków wyrównoważających). Równie pozytywnie, jak przyspieszanie, oceniam prowadzenie się najnowszej wersji Fat Boya. Maszyna zaskakująco chętnie skręca (jak na swoje 315 kg z płynami). Ważne, by nie skupiać się na przeciwskręcie, lecz pracy ciałem. Dużo lepiej sprawdza się zmiana nacisku na wygodne podesty i rączki kierownicy. Jak już złapiemy tego byka za rogi i namówimy do wejścia w zakręt, to resztę łuku pokona on stabilnie i neutralnie. Po pewnym czasie nauczyłem się sprawnie robić slalom pomiędzy studzienkami.

Łatwość manewrowania Fat Boyem zauważył też nasz nadworny fotograf, Michał, z którym jechaliśmy przez miasto w godzinach szczytu. Nie mógł się nadziwić, jak sprawnie poruszam się między samochodami tym, bądź co bądź bardzo ciężkim, motocyklem.

Dopracowane podwozie i hamulce

Inżynierowie Harleya dużo czasu poświęcili na dopracowanie zawieszenia. Z przodu mamy klasyczny widelec pozbawiony regulacji. Jego nastawy są jednak dużo bardziej sportowe niż w przypadku wcześniejszych modeli. Przód ani razu mi nie dobił, jednocześnie zachowując zdrowy kompromis pomiędzy właściwościami jezdnymi a komfortem. Mam niestety złe wspomnienia związane z niektórymi starszymi Harleyami. Szczególnie Sportstery dały mi w kość, i to dosłownie, bo ubijały bezlitośnie mój kręgosłup. Tutaj tego nie ma. Specjaliści z Showy odrobili pracę domową, a centralny element resorująco-tłumiący umieszczony pod siedzeniem naprawdę daje radę.

Dlaczego tak cicho?

Jako zwolennik cichych motocykli jestem zawiedziony wydechem Fat Boya. Muszę odszczekać wszystkie moje narzekania na głośne tłumiki. Nie wyobrażam sobie tego modelu bez akcesoryjnych końcówek, które podkreślą gang widlastego twina. Widzę w Fat Boyu aktywne tłumiki Dr. Jekill & Mr. Hyde albo coś podobnego, z możliwością regulacji natężenia dźwięku. Koniecznie zmieniłbym też klakson. Seryjny, przypominający Strusia Pędziwiatra nie pasuje do tak dostojnej maszyny. Czy to wszystkie uwagi? Raczej tak. Nie mam w zwyczaju wyszukiwania wad dla zasady, by po prostu błysnąć. Nawet nie będę narzekał na cenę, gdyż niecałe 30 000 euro za taki sprzęt, to nie jest duża kwota. 

Harley-Davidson Fat Boy – wady i zalety:

Plusy:

  • mocny i elastyczny silnik
  • hamulce adekwatne do wagi motocykla
  • świetna skrzynia biegów
  • intuicyjna obsługa

Minusy:

  • mało poważny klakson
  • zbyt grzeczny
  • nerwowa reakcja na gaz w trybie sport

Zdjęcia: Michał Farbiszewski

Dane techniczne

Harley-Davidson Fat Boy

SILNIK
Typ:czterosuwowy, chłodzony powietrzem
Układ:dwucylindrowy, V 45º
Rozrząd:OHV, dwa zawory na cylinder
Pojemność skokowa:1923 ccm
Średnica x skok tłoka:103,5 x 114,3 mm
Stopień sprężania:10,3:1
Moc maksymalna:103 KM (77 kW) przy 5020 obr./min
Moment obrotowy:168 Nm przy 3000 obr./min
Zasilanie:wtrysk paliwa
Rozruch:elektryczny
Zapłon:sterowany komputerowo
PRZENIESIENIE NAPĘDU
Silnik-sprzęgło:łańcuch
Sprzęgło:wielotarczowe, mokre
Skrzynia biegów:sześciostopniowa
Napęd tylnego koła:pas
PODWOZIE
Rama:stalowa, kołyskowa
Zawieszenie przednie:widelec teleskopowy, Ø 49
Zawieszenie tylne:wahacz stalowy, centralny element resorująco-tłumiący,
regulacja napięcia wstępnego sprężyny
Hamulec przedni:tarczowy zacisk czterotłoczkowy
Hamulec tylny:tarczowy, zacisk dwutłoczkowy
Opony przód / tył:160/60-18 / 240/40-18
WYMIARY I MASY
Długość:2365 mm
Szerokość:965 mm
Wysokość siedzenia:675 mm
Rozstaw osi:1650 mm
Minimalny prześwit:125 mm
Kąt pochylenia główki ramy:30°
Zbiornik paliwa:18,9 l
DANE EKSPLOATACYJNE
Zużycie paliwa:5,5 l/100 km (dane fabryczne)
Cena:od 28 160 euro
Lista importerówwww.harley-davidson.com/pl
 
KOMENTARZE