Włoska firma Askoll, choć elektryczne pojazdy wytwarza od niedawna, robi to na tyle dobrze, że obecnie znajduje się na 4. miejscu w rankingu sprzedaży motorowerów na bardzo wymagającym, rodzimym rynku. Ciekawe, czy również w Polsce odniesie sukces?
Na skróty:
Ta niemal nieznana w naszym kraju marka ma spore doświadczenie w zabawach z prądem. Powstała w 1978 roku we Włoszech grupa Askoll zaczynała dosyć skromnie – od produkcji silniczków na potrzeby akwarystyki (do pompek napowietrzających). Następnie wzięła się za sprzęt AGD, systemy ogrzewania i klimatyzacji. Dopiero od roku 2015 ruszyła z projektem elektrycznych skuterów.
Z elektrycznymi pojazdami marki Askoll mieliśmy okazję zetknąć się już niemal dwa lata temu. Polski importer, aby uwiarygodnić swe działania, zaprosił przedstawiciela naszej redakcji do wizyty w fabryce. Tobiasz pojechał, zbadał temat i potwierdził – skutery są nie tylko konstruowane, ale także produkowane we Włoszech. Z naszych pobieżnych badań wynika, że obecnie jest to jedyny produkowany w Europie elektryk na kategorię prawa jazdy A1.
Szyty na miarę
Już na pierwszy rzut oka widać, że konstrukcja Askolla jest głęboko przemyślana pod kątem budowy pojazdu elektrycznego, a nie spalinowego. Aby zasięg był jak największy, masa musi być możliwie najmniejsza, oczywiście przy zachowaniu wszelkich parametrów bezpieczeństwa. Początkowo niemal rowerowy widelec przedniego zawieszenia i rachityczny, pojedynczy amortyzatorek tylnego nie budziły specjalnie mojego entuzjazmu, ale gdy była okazja, ujeżdżaliśmy pojazd w dwie, solidnie zbudowane osoby i specjalnie nie robiło to na nim wrażenia.
Wygląda bardzo filigranowo, ale jest wystarczająco mocny. Oczywiście tłumienie obu zawiasów pozostawia nieco do życzenia, ale przecież nie jest to pojazd wyścigowy, w dodatku przeznaczony na dobrej jakości asfalty. Gdyby nie wielki pojemnik na zespół baterii i ładowarkę, to swoją filigranowością przypominałby Vespę Ciao, w której nie ma ani jednego niepotrzebnego elementu i wygląda, jakby w ogóle jej nie było.
Jednak akumulatory trzeba było gdzieś upchnąć, a na razie mają gabaryty, jakie mają… Przy okazji, gdy jesteśmy przy baterii, należy podkreślić jeszcze jeden duży plus Askolla: w tej samej przestrzeni udało się także umieścić ładowarkę, co nie jest taką oczywistością. U konkurencji często się zdarza, że zwyczajnie nie ma na nią miejsca i trzeba wozić ten ciężar w plecaku.
W Evolution pod kanapą rzeczywiście nic więcej już się nie zmieści, ale producent pomyślał o przestrzeni bagażowej. Przed nogami kierowcy znajduje się niewielki schowek, w którym zmieścimy dokumenty, telefon i parę drobiazgów. Za siedzeniem seryjnie instalowany jest stelaż z topcasem o bardzo przyzwoitej pojemności. Dzięki niemu Askoll stał się bardzo praktycznym, miejskim pojazdem.
Więcej czujności
Poprzednią wersję tego elektryka dosyć dokładnie opisaliśmy w numerze 2/19. Teraz mamy do czynienia z kolejną odsłoną Es3. Producenci Askolla w tym sezonie postanowili poszerzyć ofertę i do salonów zawitały modele „Sport”.

Odzyskaj energię!
W pojeździe zamontowano także dwustopniowy system odzysku energii. Zasadniczo działa on jedynie podczas hamowania, ale można go przełączyć w tryb bardziej zaawansowany i wtedy ładuje on baterie także przy każdym ujęcia „gazu”. Testując elektrycznego Harleya przekonałem się, że odzysk energii może być na tyle mocno odczuwalny, iż samo ujęcie gazu działa jak dohamowanie. W Askollu takiego zjawiska nie zaobserwowałem. Widać jest to związane z mocą silnika (tu raczej mizerną).
Zmiany zaszły także w obrębie wyświetlacza i systemów elektronicznych. W poprzedniej wersji na środku tablicy rozdzielczej królował wielki, analogowy prędkościomierz. W Evolution został zastąpiony przez ekran ciekłokrystaliczny, a komputer pokładowy komunikuje się przez bluetooth ze smartfonem, udostępniając użytkownikowi najważniejsze informacje o pojeździe z pomocą specjalnej aplikacji. W zakresie nadwozia Evolution dysponuje dłuższą, pełnowymiarową, dwuosobową kanapą, a do standardowego wyposażenia należy także niewielka przednia owiewka.
Nie jest źle!
Od momentu, gdy testowałem poprzednią wersję Askolla eS3, minął rok. W konstrukcji zaszły pewne zmiany. Warto więc zbadać, czy i jak wpłynęły one na parametry jezdne tego nietuzinkowego elektryka.
Tak jak poprzednio, zadeklarowane przez ulotki informacyjne 70 km/h skuter osiągał bez większego problemu i na tym przyspieszanie się kończyło, chyba że droga wiodła z górki, wtedy wskazania szły o kilka kilometrów w górę. Tu nic się więc nie zmieniło, bo skuter wciąż ma moc 3 kW i moment obrotowy 130 Nm (na kole), co do jazdy miejskiej, i to wcale nie ślamazarnej, jest całkowicie wystarczające. 
Doświadczony instruktor wyszkoli
Okazuje się, że prowadzenie elektrycznego skutera/motocykla wymaga jednak pewnego doświadczenia i wiedzy. Przetestowawszy już co najmniej kilka różnej maści elektryków, przekonałem się, że jazda nimi wymaga innego podejścia, niż do klasycznych motocykli.
Po pierwsze, to kwestia operowania roll-gazem. Ponieważ silnik elektryczny cały potencjał momentu obrotowego oddaje od razu, w pojazdach o mniej zaawansowanej elektronice objawia się to szarpnięciami (zwłaszcza przy małych prędkościach), czyli głównie podczas startu i manewrowania, co będzie dosyć nieprzyjemne, a dla mniej wprawnych osób nawet niebezpieczne. Po prostu trzeba cały czas mieć świadomość, że specyfika oddawania mocy przez silniki elektryczne jest zupełnie inna, niż przez spalinowe i trzeba to wyczuć.
Ustawienia
Po drugie, zorientowałem się, ale dopiero po jakimś czasie i którymś tam objeżdżonym elektryku, że przełącznik umieszczony na kierownicy pod prawym kciukiem, pozwalający zmieniać tryby jazdy (w spalinówce pewnie określiłbym to jako różne mapy zapłonów), do czegoś jest jednak potrzebny i znakomicie potrafi wpływać na zasięg pojazdu. W przypadku Askolla umiejętne majdrowanie pozwala na oszczędności rzędu 15%. To całkiem sporo, tylko jak się za to zabrać?
Początkowo ujeżdżałem pojazd jedynie w najszybszym trybie „power”, bo wydawało mi się, że jest i tak wystarczająco wolny. Jednak po jakimś czasie zorientowałem się, że niekiedy w korkach 40 km/h to i tak jest szybko, więc spokojnie wystarczy tryb „normal”. W wielkiej ciasnocie na drodze nawet najwolniejszy tryb „eco” jest wystarczający. Od tej pory zacząłem używać przełącznika aktywnie, praktycznie cały czas podczas jazdy, traktując go jak zmieniacz biegów. Dynamika jazdy w zasadzie na tym w ogóle nie ucierpiała, a od razu przyniosło to praktyczny rezultat. Na odcinku praca – dom, o długości 7,4 km, zamiast zużywać 12% baterii, schodziło tylko 8-9 %. W pojazdach spalinowych uznałbym to za znaczący sukces przy tak niewielkiej fatydze, więc czemu podobnie nie myśleć o elektrykach? Po prostu elektrykiem też trzeba nauczyć się jeździć!










