Słyszałem opinie, że to plastikowe badziewie z nieistniejącego działu motoryzacyjnego Ikei i rozumiem, że ktoś może tak myśleć. Tymczasem nowe Husqvarny są bardziej retro, niż moglibyście przypuszczać.
Na skróty:
Mam uporczywą manierę szczerości, a wszyscy wiemy, że czasem lepiej zachować swoje myśli dla siebie. W związku z tym wielokrotnie ganiłem nowych szefów Husqvarny za to, że zabili markę Husaberg. Myślę, że nazwa Svartpilen to taka mała zemsta losu. Na prezentacji byli z nami koledzy z RPA, których ludowym językiem jest afrikaans. Mieli ubaw od początku prezentacji i kręcili głowami, że ten motocykl się u nich nie sprzeda… Pilen oznacza po szwedzku strzałę, a svart to po prostu czarny, czyli czarna strzała. Język afrikaans to mieszanka wielu dialektów i o ile svart ciągle oznacza czarny, to strzała… Jakby to powiedzieć… W języku potocznym w RPA przemianowała się na synonim… penisa. Ja spadłem z krzesła ze śmiechu i oczywiście do końca testu wspólnie nie dawaliśmy spokoju ludziom z Husqvarny, komentując ich czarne dzieło.
Czas na powagę
Równie ochoczo szydziłem, że cały projekt Husqvarny to pic na wodę, bo ich wszystkie modele są maszynami KTM ze zmienionymi plastikami. Nawet przyznając mi poniekąd rację i tak będą dalej robili swoje. „Huska” jeszcze nigdy nie miała takich wyników: łącznie z motocyklami cross i enduro zbliża się do 50 000 sprzedanych maszyn w roku. To imponujący wynik, wziąwszy pod uwagę, że Austriacy kupowali markę od BMW w stanie agonalnym.
Odkładając żarty na bok, Husqvarna zasługuje na to, żeby trwać i mieć się jak najlepiej. Mało kto wie, że firma trwa od XVII wieku i początkowo zajmowała się produkcją broni! Jej logo to widok lufy od przodu z muszką i szczerbinką na szczycie.
Pierwszy jednoślad?
W XX wieku Szwedzi zaskakiwali świat, co chwilę tworząc na przykład pierwszą mikrofalówkę i jedyny w historii automat przygotowujący hot-dogi. Historia motocyklowa? Trzymajcie się mocno, bo Husqvarna stoi w rywalizacji z H-D, Indianem i Triumphem o miano pierwszego, seryjnego producenta motocykli. Już w 1903 roku pokazała jednoślad z silnikiem.
[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2019/06/SDV_6783.jpg” height=”700″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false” mobile=”/wp-content/
Najbardziej imponująca jest historia Husqvarny w wyścigach. W samych latach 60. i 70. na jej motocyklach wywalczono 14. tytułów mistrza świata w motocrossie i 24 tytuły mistrza świata enduro w różnych klasach. Jak to się ma do nowego Svartpilena 701? Wystarczy spojrzeć na motocykl crossowy z lat 60., później na Svartpilena, znowu na starą crossówkę i znowu na nowy, drogowy, stary, nowy, stary, nowy – to zapala pierwszą żarówkę!
Bo liczy się wnętrze
Nie bądźcie skołowani. Wiem, że na rynku znajdziemy kilka motocykli, które stylistycznie lepiej nawiązują do dawnych scramblerów, ale zaufajcie mi: w mechanicznej głębi Svartpilenowi dawny duch gra. Poznałem go już na Vitpilenie, którym nie chciało mi się jeździć… Te nazwy są trudne do zapamiętania, ale zakodujcie na zawsze: Vitpilen – niska, sportowa kierownica, Svartpilen – wysoki i szeroki ster.
Gdy rok temu odebrałem na test Vitpilena 701, miałem go dość po kilkunastu kilometrach. Pochylona, cafe racerowa pozycja nie jest dla mnie. Jedyna rzecz, która przykuła moją uwagę, to charakterystyka i dźwięki silnika. To duży singiel, który na niskich obrotach lubi szarpać, więc trochę trzeba się nim nauczyć jeździć. Poza tym z jednostki wydobywają się przeróżne dźwięki, które pomimo tego, że są dla niej naturalne, przywołują skojarzenie z dawnymi czasami. Jakkolwiek patrzeć, konstrukcja jednocylindrowca, przez KTM nazywana LC4 (Liquid Cooled 4-Stroke), debiutowała w 1987 roku w modelu GS 600 LC4…
Vitpilen nie zachęcił mnie do jazdy, ale zaskoczył tym, że plastikowy i poniekąd „cukierkowy” sprzęt potrafi wywołać namiastkę emocji do tej pory zarezerwowanych dla maszyn pokroju Harley-Davidson, czy Triumph z serii Bonneville.
Zmysły szaleją
Kiedyś słyszałem, że jacyś naukowcy wyhodowali truskawkę o smaku arbuza. Gdybym ją zjadł, byłby równie zaskoczony, jak po pierwszych metrach przejechanych na Svartpilenie. Chodząc wokół niego i dotykając poszczególne elementów, miałem w głowie obraz tych biednych, oceanicznych żółwi, zaplątanych w foliowe reklamówki. Plastik, wszędzie plastik… Co prawda dzięki temu motocykl waży poniżej 160 kilogramów, ale niesmak pozostaje.
Wyjątkowo dramatyczne są zegary – ani ładne, ani zgrabne, ani tym bardziej funkcjonalne. Jedyny sposób, to starać się nie zwracać na nie uwagi, żeby nie psuły zabawy. A frajda pojawia się po przejechaniu pierwszych metrów.
[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2019/06/DSF5363-e1560162340368.jpg” height=”700″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false” mobile=”/wp-content/
Pierwszym hitem jest pozycja jazdy. Kształt kierownicy inspirowany jest dawnymi maszynami crossowymi i flat trackowymi. Ster jest szeroki, a jego końcówki zagięte są w naszą stronę. Nieco przerysowując wrażenia, czułem się, jakbym prowadził taczkę. Bawiło mnie to od samego początku i to w pozytywny sposób. Przez nietypową kierownicę siedzimy jakby w tylnej części motocykla. Samo siedzenie jest płaskie i niezbyt szerokie. Jazda motocyklem z zamkniętymi oczami to pomysł dość głupi, ale gdybym to zrobił, pewnie czułbym się jak na jakimś zabytku. Plecy wyprostowane, głowa wysoko i mały, lekki, prosty sprzęt pode mną.
Jedną z głównych ról w tej opowieści „parahistorycznej” odgrywa silnik. Przy tempie dostojnym słyszymy tylko „pach! pach! pach!” z wydechu, a między nogami czujemy niemal każdy suw pracy. Możecie pomyśleć, że zgłupiałem, ale autentycznie na tym poniekąd futurystycznym motocyklu czułem się, jakbym przeniósł się w czasie. I to nie do przodu, a przynajmniej pół wieku do tyłu.
Najszybszy singiel świata?
Jadąc autostradą ze średnią prędkością 140 km/h, byłem pod wrażeniem, jak dobrze znosi to jednocylindrowy silnik. Nie byłem zaskoczony mocą, bo niedawno testowałem KTM SMC-R z tym samym „piecem” i wiem, że pary mu nie brakuje, ale wtedy nie mieliśmy okazji jechać trasami ekspresowymi.
Svartpilen zaakceptował dłuższy przelot z dużą prędkością, nie wibrował, nie męczył i w pewnym momencie bez problemu przekroczył 200 km/h. Tak się zastanawiam, czy to go nie czyni aktualnie najszybszym, seryjnym, jednocylindrowym motocyklem świata? Hmm… Poprawcie mnie, jeśli się mylę, wysyłając list do redakcji, ale jeśli mam rację, to panowie z działu marketingu „Huski” pominęli dość spektakularny fakt.
Najwięcej frajdy nie sprawia jednak piłowanie silnika do odcięcia zapłonu, ale przyspieszanie i hamowanie na krętej drodze. Po ponad 30 latach usprawniania LC4 udało się osiągnąć niemal idealnie liniową charakterystykę. Kiedyś narzekałem, że w porównaniu z poprzednimi wersjami silnik nie jest tak mocny w niskim i średnim zakresie obrotów, ale muszę przyznać, że się myliłem. Trzeba po prostu bardziej agresywnie obchodzić się z manetką gazu. Nie naciąga ona linki, a daje sygnał za pomocą systemu Ride-by-wire do komputera, jaki efekt chcemy osiągnąć. Reakcja jest natychmiastowa i za każdym razem idealna. W związku z tym, wychodząc z zakrętu na trzecim biegu i strzelając z gazu, bez problemu odrywamy przednie koło od ziemi. Kontrola trakcji zaraz to koło położy z powrotem na ziemi. Dobrze, że nie robi tego przez agresywne odcięcie zapłonu, tylko przymykanie przepustnicy.
Dzięki temu, jeśli ktoś nie ogarnia jazdy na tylnym kole, może zaznać nieco wrażeń bez obaw o utratę kontroli. Jeśli mamy jakiekolwiek pojęcie o jeździe „mono”, to pokochamy Svartpilena jak własnego psa. Husqvarna, gdy już podniesie przód w górę, to najchętniej by w takiej pozycji została. Możemy ją unieść z postoju i robić „slow wheelie” na tylnym hamulcu, albo przebijać biegi do piątki i napędzać się do nierozsądnych prędkości! Każdy scenariusz wchodzi w grę! Pomaga w tym genialna skrzynia biegów z quickshifterem. Biegi wchodzą lekko, pewnie i w zasadzie nie musimy używać sprzęgła ani przebijając je w górę, ani redukując. Ja czasem wspomagałem się hydraulicznym sprzęgłem, bo wszystkie quickshiftery najlepiej działają na wysokich obrotach.
Spotkanie z rzeczywistością
Rewelacyjnie bawiłem się w trakcie przyspieszania Svartpilenem. Pozycja i silnik przenosiły mnie do dawnych lat, ale prowadzenie to zderzenie z XXI wiekiem. Rama i zawieszenie to po prostu nieco inaczej ustawiony KTM 690 SMC-R. W pełni regulowany zawias WP i niemal wyczynowa rama chromowo-molibdenowa to jedno z najlepszych podwozi do atakowania ciasnych zakrętów. Svartpilen klei się asfaltu jak szalony, nawet pomimo tego, że opony Pirelli MT-60 mają bieżnik umożliwiający wjazd na szutry. Nie zauważyłem też, żeby jazdę utrudniało 18-calowe przednie koło. Teoretycznie powinno wpływać negatywnie na zmianę kierunków, ale cały motocykl jest tak zwinny i lekki, że gdybym nie zwrócił uwagi na ciekawy wygląd przedniej felgi, to bym nie zauważył różnicy w rozmiarze.
Żałuję, że nie ma możliwości wyłączenia układu ABS chociaż w tylnym kole. Wtedy mógłbym wchodzić w zakręty bokami, bo czuję, że „siedemsetjedynka” by to polubiła. Ludzie z Husqvarny zasłaniali się nowymi przepisami w UE, a na szczęście na teście w Polsce będę mógł wyciągnąć bezpiecznik. Pewnie z tego względu nie mogliśmy przetestować „Huski” na szutrach. Myślę, że zabawa byłaby tam kosmiczna.
Hamulce same w sobie są bardzo dobre i jedna przednia tarcza w zupełności wystarcza. Ani razu nie zabrakło mi siły hamowania. Zaufajcie mi, że nie słodzę Husqvarnie i z czystym sumieniem stwierdzam, że prawdopodobnie to motocykl, który w tym roku dał mi najwięcej frajdy.
Honor uratowany
Do tej pory, gdy ktoś pytał mnie o serię Vitpilen/Svartpilen, zawsze polecałem ich mniejsze wersje, czyli „trzystadziewięćdziesiątki”. To zupełnie nowe silniki o rewelacyjnych osiągach, motocykle same w sobie są tańsze, a w praktyce niewiele wolniejsze. Svartpilen uratował honor „siedemsetjedynki”. Odświeżony, lepszy silnik, nowe zawieszenie to tak naprawdę dodatek. Ten motocykl daje nam klimat, którego byśmy się nie spodziewali. Udowadnia, że na jednej bazie można stworzyć zupełnie różne maszyny! To najprawdziwsze zderzenie przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Mnie się podoba. Chcę jednego. Serio.