Przedstawiamy Wam drużynę z podstawówki. Mimo młodego wieku, już ze sporym doświadczeniem na torze. Igor, Dawid, Jeremi i Maks to ekipa, która nie wie, co to „niemożliwe”. Być może dlatego, że nigdy nie usłyszeli tego od swoich rodziców. Zaczęli od kariery na małych motocyklach pit bike, a na swoim koncie mają już wyścigowy sezon w Hiszpanii. Jaki ojciec, taki syn? A może to pasja młodych zawodników wciągnęła ich ojców w wyścigowy kołowrotek?
Na skróty:
Obserwowanie postępów, kolejnych sukcesów i przełamanych barier jest dla mnie bezcennym przeżyciem. Motorsport kształtuje charakter, uczy rywalizacji, opanowania stresu, taktyki. Maks jako młody człowiek wyniósł dotąd bardzo wiele z naszych zmagań i dlatego warto to robić – mówi mi Radek Palmowski, tata Maksa. Sam zaczynał od motorynki w wieku 12 lat. Potem był Simson, dwie „Emzetki” i przerwa. Wrócił do motocykli po 15 latach. Kiedy Maks miał 6 lat, zaczął zabierać go na track-daye. Pomagał mu zdejmować kombinezon i podstawiał stojaki. Teraz role się odwróciły. 



Pit Bike: mały motocykl, wielkie możliwości
Całą czwórkę łączy jedno. Zaczęli od treningów pit bike. Dyscyplina, która w naszym kraju istnieje zaledwie trzy lata, stała się już trampoliną do wielu motocyklowych karier. Solidne podstawy i ciężka praca nad techniką jazdy, a w końcu sama konfrontacja w zawodach to punkt wyjściowy dla młodych talentów. 
Pasją do motocykli zaraził mnie mój tata. Razem oglądaliśmy wyścigi motocyklowe. Mówiłem mu wtedy, że w przyszłości chciałbym zostać zawodnikiem motocyklowym. Stało się to realne gdy w Polsce pojawiły się pit bike i szkolenia dla dzieci. Gdy tata zapisał mnie do szkółki, moje marzenia zaczęły się spełniać. Pit bike oraz miniGP to podstawa solidnego treningu. Pozwalają na zdobycie umiejętności, które przekładają się na sukcesy podczas wyścigów na dużych motocyklach. Każdy przyszły zawodnik powinien zaczynać od jazdy na silnikach o małych pojemnościach! – tłumaczy 11-latek spod Kalisza. 
Starty w na pit bike są dla mnie wstępem, trampoliną do wyższych klas i udziału w prestiżowych zawodach. To tutaj zdobywam doświadczenie, doskonalę technikę jazdy i pracuję nad sobą także w sferze mentalnej. Marzy mi się zdobywanie najwyższych trofeów, doskonalenie umiejętności. Chciałbym, aby sukcesy w kraju przełożyły się na sukcesy na arenie międzynarodowej, gdzie jak na razie gromadzę cenne doświadczenie i ciągle się uczę. I oczywiście marzę o tytule mistrza MotoGP, choć zdaje sobie sprawę, że wymaga to jeszcze mnóstwa pracy.
Trenują cały rok
Pracy jest sporo, a droga jest długa, ale małolaci z “Kidz GP Team” są mocno zdeterminowani. Stawiają sobie wysokie cele i nie idą na skróty. Jednym z tych ambitnych był właśnie tegoroczny start w Cuna de Campeones. Wszystkie hiszpańskie obiekty były właściwie dla nich nowe, a dla ich rywali to tory treningowe. Czują się na nich jak na własnym podwórku. Mimo tego, nasza czwórka poradziła sobie bardzo dobrze i została zauważona.
Muszę przyznać, że odnalazłem się błyskawicznie. Nauczyłem się ścigania na prawdziwym, szybkim i twardym motocyklu sportowym. Cuna dała mi możliwość bezpośredniej rywalizacji z zawodnikami hiszpańskimi, poznania kultowych torów, takich jak Portimao, Aragon czy Walencja – wylicza Maks.
Ja na początku bałem się konfrontacji z dużymi obiektami, do tej pory ścigaliśmy się na torach kartingowych. Rozpoczynając starty w tym cyklu, czułem też obawy przed stawką zawodników, doświadczonymi chłopakami z Hiszpanii, którzy na co dzień tam jeżdżą. Na szczęście podczas samych wyścigów zapomniałem o tych rzeczach i dawałem z siebie wszystko, ścigając się z nimi jak równy z równym. Oprócz cennego doświadczenia, udział w Cuna de Campeones dał mi pewność siebie, przekonanie o swojej wartości i umiejętność lepszego panowania nad motocyklem – tłumaczy Dawid.
Początek nie należał do najłatwiejszych. Byłem mocno zestresowany i niepewny, czego mogę się spodziewać. Poziom w Cuna de Campeones jest bardzo wysoki. Wraz z chłopakami z zespołu nastawiliśmy się, że będziemy zamiatać tyły. Okazało się, że poszło nam lepiej niż się spodziewaliśmy i mamy powody do dumy! W pierwszym wyścigu, który odbył się w portugalskim Portimao, zająłem czwarte miejsce! W kolejnym byłem ósmy, a przedział czasowy między pozycjami piątą a dziewiątą wynosił zaledwie 0,156 s. Udział w Cuna de Campeones to dla mnie przede wszystkim cenne doświadczenie oraz możliwość zawierania nowych znajomości i świetna zabawa. O tak! Podczas fianłu w Walencji rywalizowałem bezpośrednio z najlepszymi zawodnikami. To było coś!- dodaje jeszcze Jeremiasz. 
Zdjęcia: Mateusz Jagielski
Dawid Nowak – chodzi do Szkoły Podstawowej nr 2 w Zalasewie koło Swarzędza, do VI klasy. Na arenie międzynarodowej fascynuje go Valentino Rossi, na którego cześć sam startuje w Polsce z numerem 546, a za granicą z 46. W sezonie 2020 zwycięzca Pucharu Polski Pit Bike SM oraz II wicemistrz Polski Pit Bike, klasa Stock 125.











