fbpx

W życiu często szukamy pretekstów, zwłaszcza jeśli chcemy sobie zrobić przyjemność. Przecież już od dziecka słyszymy, że „na przyjemność trzeba sobie zasłużyć”. Tak jakby domyślnym stanem było to, że codzienny wyścig szczurów we wściekłym kapitalizmie na wschodzie Europy takiej zasługi nie stanowi. Czasem jednak trafiają się okazje, dzięki którym możemy połączyć przyjemne z pożyt… no dobra, z równie przyjemnym. Taki też był mój wyjazd do Turcji na zawody MXGP w mieście Afyonkarahisar.

Kilka lat temu, kiedy jeszcze sam jeździłem w MX, w naturalny sposób śledziłem zmagania zawodowców na najwyższym poziomie. Swoją karierę zawodową również zaczynałem od motocrossu, kręcąc relacje z Mistrzostw Polski dla PZMotu, a później zdarzyło mi się bywać też na torach w Czechach i Niemczech, gdzie kręciłem materiały z tamtejszych zawodów. Jednak gdy stopniowo zaczynałem odchodzić od aktywnego uprawiania tego sportu, również z oglądaniem serii MXGP było coraz gorzej. Dlatego zaproszenie od firmy Go Turkiye na wrześniową rundę w tym kraju przyjąłem co prawda z radością, ale dość umiarkowaną. Gdy Andrzej zapytał, czy chcę polecieć, moją reakcją było raczej „Czemu nie?” niż „Jasne, od lat o tym marzę!”. Po pierwsze – jak już wspominałem – wypadłem nieco z obiegu, a po drugie dziś patrzę bardziej z perspektywy twórcy wideo, a jeśli chodzi o tworzenie ciekawych materiałów, tor w Turcji nie jest najbardziej porywającą areną do tych celów. Chociaż sam organizator dumnie obwieszcza na ogromnym plakacie na fasadzie budynku, że to „najlepszy tor na świecie”, mam co do tego wątpliwości. No dobra, ale tor torem, a zorganizowany wyjazd na zaproszenie połączony ze zwiedzaniem i próbowaniem lokalnych specjałów to inna inszość. Dobra, lecę!

Na miejscu w Ankarze odebrała nas przewodniczka przydzielona nam do opieki. Nas, bo oprócz mnie był jeszcze jeden kolega z Polski, dziennikarze z Rumunii i Grecji oraz weteran z Holandii, który śledzi motocross od kilkudziesięciu lat. Jak się szybko okazało, pani przewodnik nie miała co prawda wiele styczności z tym sportem, za to zdecydowanie nadrabiała we wszystkich innych dziedzinach – historię kraju i regionu miała w jednym palcu, a na temat odwiedzanych przez nas miejsc sypała ciekawostkami i anegdotami niczym z rękawa. Ze stolicy przejechaliśmy już do samego Afyon – miejsca goszczącego same zawody, które przy okazji okazuje się też słynąć z niesamowitego jedzenia. Pobyt zaczęliśmy od zwiedzania wykutych w skale świątyń z okresu bizantyjskiego w wiosce Ayazini, które robiły niesamowite wrażenie nawet na mnie, mimo iż nie nazwałbym siebie pasjonatem historii. Udało mi się też nagrać pierwsze ciekawe kadry z przelotu dronem.

Miasto Afyonkarahisar okazuje się słynąć z niesamowitego jedzenia. Warto też odwiedzić dopiero co oddane do użytku muzeum archeologiczne. W pobliskiej wiosce Ayazini można zwiedzić niesamowity kompleks wykutych w skale świątyń z okresu bizantyjskiego.

Znalazłem się w tym luksusowym położeniu, że pojechałem na wakacje do pracy albo do pracy na wakacje. Miałem co prawda przywieźć materiał z zawodów, ale nie dostałem żadnych sztywnych wytycznych czy wymogów. Dzięki temu czułem się trochę bezkarnie, korzystając z możliwości wypoczynku i atrakcji zapewnionych w ramach wyjazdu, a nie na nagrywaniu wszystkiego, żeby mieć z czego zrobić kompleksowy materiał. Dlatego po wycieczce do Ayazini i spacerze po Afyon oraz skosztowaniu lokalnych przysmaków zaliczyłem ceremonię otwarcia Mistrzostw, ale towarzyszące koncerty i imprezę odpuściłem na rzecz relaksu w hotelu, który słynie z zabiegów regeneracyjnych i spa. W końcu trochę pracy, ale trochę też wakacji.

Drugiego dnia odbywały się kwalifikacje oraz wyścigi WMX (Mistrzostw Świata kobiet) i EMX. Najważniejsze wyścigi w klasach MX2 (250 ccm) i MXGP (450 ccm) odbywały się w niedzielę i na nich zależało mi najbardziej. Jak się później okazało, szczególnie w klasie MX2 było co oglądać, gdyż walka była zacięta, było dużo wyprzedzania i generalnie działo się! Muszę też przyznać, że organizacyjnie Turcja stanęła na wysokości zadania. Będąc wcześniej na torach i imprezach w naszej części Europy, nie zauważyłem jakiejś widocznej różnicy w zakresie organizacji. A jeśli już, to na plus mogę odnotować przychylność i gotowość do pomocy oraz rozwiązywania problemów. Jeśli nie miałem uprawnień, żeby gdzieś wejść, za chwilę już je miałem. Jeśli chciałem coś skręcić, nie było z tym problemów. Czułem, że wszystko działo się jakby łatwiej, sprawniej i może nawet przyjaźniej. Ogólnie otrzymaliśmy bardzo dobrą opiekę ze strony organizatorów wyjazdu.

Znalazłem się w tym luksusowym położeniu, że pojechałem na wakacje do pracy albo do pracy na wakacje. Dzięki temu czułem się trochę bezkarnie, korzystając z możliwości wypoczynku i atrakcji zapewnionych w ramach wyjazdu.

Region Turcji, w którym odbywają się zawody MXGP, nie jest szczególnie popularny wśród turystów, dlatego takie imprezy sportowe są idealną okazją do promocji. I myślę, że działa to dobrze, bo na myśl o wakacjach w tym kraju chyba niewiele osób wybrałoby właśnie te okolice. Natomiast jeśli można je zwiedzić i poznać niejako „przy okazji”, to szanse te wyraźnie wzrastają. Organizator zadbał też o to, żebyśmy dobrze wykorzystali ten czas, zapewniając nam chociażby obfite kolacje codziennie w innym miejscu. Widać, że kuchnia jest dla nich ważna i trudno się temu dziwić, bo oparte głównie na mięsach potrawy są wyśmienite i bardzo sycące.

Mimo przerwy – a może właśnie ze względu na nią – dobrze było wrócić. Mistrzostwa Świata to najwyższa półka i uczestniczenie w imprezach tego kalibru oraz obserwowanie czołówki światowej zawsze jest czymś wyjątkowym dla fanów tej i w zasadzie każdej innej dyscypliny. Takie zmagania są zawsze świetnym widowiskiem dla publiczności. Na miejscu jest też dość liczna i żywiołowo kibicująca grupa pasjonatów motocrossu, co dodatkowo pomaga w budowaniu dobrej atmosfery. A jeśli taki trip można jeszcze połączyć z wizytą w nowym miejscu (wcześniej nie miałem okazji odwiedzić Turcji), poznawaniem nowych kultur i próbowaniem lokalnych specjałów kulinarnych, to naprawdę trudno o lepszy wyjazd służbowy.

Zdjęcia: Filip Miętka

KOMENTARZE