Przyznaję od razu, że ten artykuł może Wam odmrozić od czytania dłonie, gdyż trzymają się go śnieg i mróz. Nie mogłem się powstrzymać i musiałem się z Wami podzielić jedną z najlepszych rozrywek motocyklowych, jakie znam.
Na skróty:
W jednym z naszych artykułów (ŚM 02/2024) Eliasz rozwodzi się nad pięknem zimowej jazdy enduro. Wspomniał też o tym, jak wyciągnęliśmy go na lód, ale w mojej ocenie ślizganie się po lodzie zasługuje na większą uwagę. Wbrew pozorom nie jest to rozrywka jedynie dla fanów jazdy terenowej. To genialny trening dla dosłownie każdego motocyklisty, a gdy podejdziemy do tematu ambicjonalnie, zaserwujemy sobie prawdziwie sportowe wyzwanie. Od razu zdradzę, że kluczem do najlepszej rozrywki jest lekkość. Lekkość maszyny. Kiedyś morderczym wysiłkiem sami robiliśmy opony z kolcami do naszych motocykli sportowych, które były przebudowane do stuntu. Wkręty się gięły, śruby trzeba było ostrzyć, żaden patent nie był dostatecznie dobry. Nawet jak wszystko było gotowe, to sama jazda była dość ograniczona. W zakrętach ciężkie motocykle prowadziły się dramatycznie. Owszem, dało się pojeździć na tylnym kole i ponapędzać na wprost, ale ta rozrywka dość szybko się nudziła. Po latach trafiłem na opony Mitas Winter Friction, które zamontowałem do motocykla crossowego. Od tamtej pory co roku wypatrujemy siarczystych mrozów.
Cztery długie lata…
Ostatni raz okazja do jazdy po lodzie miała miejsce w 2019 roku. W sumie to już się nawet pogodziłem z tym, że na trening będziemy musieli pojechać do Skandynawii, a tu proszę. W styczniu trafiły się dwa tygodnie z wymarzoną pogodą. Mróz kuł wodę w jeziorach, a my montowaliśmy opony na kołach. Jaka jest konieczna grubość lodu? Nie jesteśmy ekspertami, ale po licznych konsultacjach ustaliliśmy, że 15 cm lodu jest wartością bezpieczną. Oczywiście wjeżdżamy tylko na płytkie jeziora i trzymamy się brzegu. Trzeba pamiętać, że woda w wielu akwenach krąży i lód w pewnych miejscach może tworzyć o wiele cieńszą warstwę. Przed rozpoczęciem jazd musicie wziąć te wszystkie czynniki pod uwagę. My codziennie przed jazdą dokonywaliśmy odwiertów. Przed pierwszymi mieliśmy ze sobą długą linkę (tak na wszelki wypadek). W sumie udało się nam zaliczyć cztery dni na jeziorze. Tor wytyczony pachołkami za każdym razem był podobny, ale warunki z każdą godziną zaskakująco odmienne. Zacznijmy jednak od motocykli. Na przykrytej śniegiem plaży mieliśmy pełne spektrum maszyn terenowych. Ja założyłem koła crossowe do Hondy CRF450R mojej żony, która na co dzień przerobiona jest na supermoto (Honda, nie żona). Nieco obniżone i usztywnione zawieszenie świetnie się sprawdzało. Łukasz, który w trakcie sezonu letniego startuje we flat trackowych mistrzostwach świata, przyjechał ze swoją przerobioną Husqvarną. Jeszcze niższe i sztywniejsze zawieszenie oraz zmieniona półka z offsetem, która pozwala na skręcenie koła prawie o 90 stopni. Eliasz i Bella zabrali swoje dwusuwowe enduro oraz Kayo T4. Jednego dnia dołączył do nas Gryzio na swoim GasGasie MC 250F przygotowanym do wyścigów cross country i Kuba ścigający się w motocrossie Yamahą YZ450F. Który motocykl okazał się najlepszy? Otóż każdy. Serio. Motocykle różniły się od siebie i wymuszały różne techniki jazdy, ale ostatecznie każdy z nich potrafił jechać naprawdę szybko. Dwusuwy miały niewiarygodnie dobrą trakcję na wyjściach z ciasnych zakrętów, ale później trzeba było solidnie mielić biegami. Motocykle crossowe świetnie hamowały na wprost i połykały nierówności na wejściach i wyjściach z zakrętów, ale wymagały nieco więcej zaangażowania przy zmianie kierunków. Moja Honda miała świetny balans pomiędzy utrzymywaniem trakcji a kontrolą w zakrętach, ale największy popłoch i zniszczenie siał Łukasz na swojej Husqvarnie. Tam, gdzie my szukaliśmy przyczepności, tam flat trackowa Huska odprostowana leciała bokiem z gazem odwiniętym do końca. Czy ordynarne ślizganie się na wejściach w zakręty i na wyjściach popłacało? Oczywiście, bo każdy bał się nacierającego Łukasza, ale w praktyce nawet Kayo, które ma ledwo 24 konie mechaniczne, potrafiło trzymać niewiele wolniejsze tempo. Jak to możliwe? Otóż w jeździe na lodzie najważniejsze jest szanowanie trakcji i to jest w tym piękne.
Im wolniej, tym szybciej
Scenariusz przy jeździe na lodzie zawsze jest taki sam. Najpierw wpadamy na lód i ślizgamy się jak oszołomy, a następnie przychodzi czas pojedynków. Biorąc pod uwagę wirujące kolce i brak osłon na koła, bezpośrednie wyścigi są głupimi pomysłem, ale do starć i tak zawsze dochodzi. Wtedy dopiero włącza się myślenie. Jeżeli miałbym przyrównać jazdę na lodzie do czegokolwiek, byłaby to niemalże idealnie równa pustynia z twardego żwiru, który oferuje stałą przyczepność. Jesteśmy w stanie doskonale ją wyczuć, a wgryzające się opony gwarantują, że nawet jak wpadniemy w poślizg, to łatwo jesteśmy w stanie odzyskać trakcję. W żadnych innych warunkach w życiu nie czułem się tak swobodnie, doprowadzając do uślizgu przedniego koła, jak na lodzie. Wpadasz w zakręt z przednim hamulcem lub nawet bez, składasz motocykl i wciskasz przednią oponę w lód. Czujesz, jak kolce się wgryzają i nawet jak nagle zaczną się ślizgać, to bez problemu podpierasz się nogą, dodajesz nieco gazu i odzyskujesz przyczepność. Po jakimś czasie udaje Ci się napaść łuk i czujesz, jak przednie i tylne koło ślizgają się w idealnej równowadze na limicie przyczepności. Tak z pewnością jeżdżą najszybsi zawodnicy po torach asfaltowych, uczucie jest po prostu niewiarygodne! Następnie musisz dodać gazu i tu również dzieje się magia. Im płynniej jesteś w stanie operować gazem, tym skuteczniej opuścisz zakręt. Bywają momenty, w których lecisz równym gazem z wychylonym motocyklem w idealnym uślizgu i jest to jedno z przyjemniejszych uczuć, jakie możesz mieć na motocyklu. Jak możesz już odprostowywać motocykl, dajesz coraz więcej gazu, przechylasz się do tyłu i czujesz, jak tylne koło mieli lód, ale jednocześnie zaczynasz coraz mocniej przyspieszać. Słyszysz, jak silnik zaczyna wchodzić pod odcięcie zapłonu, ale przebijanie biegu nie ma sensu, bo widzisz już kolejny pachołek wyznaczający nawrót. Zamykasz gaz, rzucasz motocykl na stronę i tylko delikatnie inicjujesz uślizg tylnym hamulcem, a hamowanie silnikiem robi resztę. To już technika typowo flat trackowa, która najlepiej pompuje adrenalinę do krwi. Najłatwiej jeździ się po świeżym lodzie bez śniegu, ale najłatwiej nie oznacza najlepiej. Piękne jest to, że warunki z godziny na godzinę ulegały zmianie. Lód się wyślizgiwał, leciałeś bokiem i wiedziałeś, że za chwilę stracisz przyczepność. Dało się to jednak tak wyczuć, że po prostu byłeś na to gotowy i po chwili odzyskiwałeś trakcję. Oczywiście były momenty, kiedy motocykl leciał bokiem z półką zapartą o ogranicznik w ramie i zamkniętym gazem. Jak się udało z tego wyjść, od razu robiło się cieplej na serduszku. Schody zaczynają się, jak spadnie śnieg. Raz jest puchem, raz zmrożony, za każdym razem inny. Wtedy utrata i odzyskiwanie przyczepności już nie są takie oczywiste, a liczba podchwytliwych momentów rośnie w zatrważającym tempie. Czy to źle? Początkowo myślisz, że tak, a na koniec dnia uznajesz, że był to najlepszy trening, jaki zaliczyłeś. Łukasz miał fajny sposób. Prędkość i agresja. Rzeczywiście działa, jednak to on wyszedł z tych treningów najbardziej poobijany. Na szczęście jest młody, bo ma dopiero 46 lat.
Pojeździłbym…
Pewnego razu skończyliśmy jazdę i byłem przekonany, że był to ostatni raz w tym roku. Następnego dnia rzuciłem ot tak, że pojeździłbym na motocyklu. Dzień później znowu byliśmy na jeziorze. Jazda na kolcach jest uzależniająca i będę utrzymywał, że jest to jeden z najlepszych treningów, jakie możesz sobie wyobrazić. Nieważne, czy ścigasz się po asfalcie, w terenie, czy po prostu lubisz adrenalinę. Jazda na lodzie jest najlepsza! UWAGA! Prawdopodobnie gdy czytasz ten tekst, pokrywa lodowa może być niewystarczająca. Nie wchodź na lód samotnie i bez zabezpieczenia! Zawsze zróbcie wiele odwiertów i kontrolujcie grubość pokrywy lodowej! Łapcie inspirację i trzymajmy kciuki za mroźne zimy!