fbpx

Jeśli jeździsz na dwóch kółkach (wszystko jedno, motocyklowych, czy rowerowych), to pewnością niekiedy łapiesz się na patrzeniu tuż pod przednie koło. Szczególnie łatwo jest to zauważyć, gdy tylko zaczynasz jechać nieco szybciej niż zazwyczaj albo, gdy jedziesz w trudniejszych warunkach niż te, które twoja głowa uważa za „normalne”. Innymi słowy – mamy tendencję do skracania odległości, na jakiej śledzimy to, co dzieje się na drodze przed nami.

Rodzi się pytanie, czy to źle, czy może dobrze? Niestety to to nie jest dobry nawyk i warto, abyś rozumiał naturę tego zjawiska oraz wiedział, jak sobie z nim radzić. Szczególnie że temat dotyczy nie tylko motocykli.

Dlaczego patrzymy się pod przednie koło?

Wynika to wprost z mechanizmów obronnych, które ewolucja w nas zaprogramowała na przestrzeni setek tysięcy lat. Naukowych teorii jest sporo, ale te najlepiej udokumentowane dowodzą, że patrzenie pod nogi może pomóc w ocenie podłoża i przygotowaniu się do ewentualnej ucieczki. Jest to związane z aktywacją układu współczulnego (reakcja „walki lub ucieczki”). Joseph LeDoux w świetnej książce „Lęk. Neuronauka na tropie źródeł lęku i strachu” ujmuje to następująco: „W sytuacji zagrożenia wzrok często kieruje się ku ziemi, ponieważ mózg priorytetowo traktuje analizę drogi ewakuacji.”

Natychmiast rodzi się oczywiste pytanie – jakiego zagrożenia? Jakiej ewakuacji? Przecież ja tylko jadę motocyklem! Jeśli pamiętasz poprzedni artykuł [ŚM 02/2025], w którym poruszaliśmy temat, dlaczego należy ciągle doszkalać się w zakresie techniki jazdy, to być może pamiętasz, że jazda na motocyklu jest zajęciem dalece nieintuicyjnym. Mechanizmy, które skutecznie zapewniały przetrwanie naszym przodkom, nie zawsze sprawdzają się w realiach dzisiejszego życia.

Przykładem jest wysoka prędkość, która jest dla naszego mózgu czynnikiem wysoce stresującym. Co prawda przyzwyczajamy się do niej, dzięki tysiącom godzin spędzonym w pojazdach, ale wystarczy, że cokolwiek zaczyna odbiegać od rutyny, a natychmiast uruchamia się cała seria reakcji obronnych. Bez pytania nas o zdanie, mózg w ułamku sekundy przestawia nas w tryb „walki lub ucieczki”. Spinamy się, fiksujemy na przeszkodzie, zamykamy gaz. To samo dzieje się, gdy jeździmy w „nieprzyjaznym” otoczeniu, takim jak piach, kamienie czy błoto. patrzymy się tuż przed przednie koło, ponieważ nasz mózg instynktownie zaczyna szukać drogi ucieczki z tej niebezpiecznej w jego ocenie sytuacji.

PATRZENIE POD NOGI W STRESUJĄCYCH SYTUACJACH JEST NATURALNE. NA MOTOCYKLU WARTO SIĘ TEGO ODUCZYĆ.

Ewolucyjne przystosowanie

W toku ewolucji, nawyk obserwacji podłoża mógł pomagać w unikaniu potknięć lub wykrywaniu niebezpiecznych obiektów (np. węży, korzeni, kamieni, itd.). Lisa Feldman Barrett w niedawno opublikowanej w Polsce książce „Jak powstają emocje. Sekretne życie mózgu” ujmuje temat następująco: „Patrzenie pod nogi w stresujących sytuacjach może być adaptacyjnym zachowaniem, które zwiększa szanse przeżycia poprzez unikanie nieoczekiwanych zagrożeń na ziemi.”

Na swój sposób jest oczywiste, że mechanizmy ewolucji promowały takie zachowania. Dziesiątki tysięcy lat temu nie było chodników ani kładek. Jeśli nasz przodek nie patrzył pod nogi, uciekając przed niedźwiedziem lub innym człowiekiem… to nie przekazywał swoich genów dalej. Proste. Ewolucja promowała tych, którzy zwracali na takie szczegóły uwagę.

Jak te atawizmy mają się do jazdy na motocyklu? Tak, że mnóstwo rzeczy, które dzieją się podczas szybkiego przemieszczania się, interpretowane jest przez naszą głowę, jako zagrożenie. Prędkość, inni uczestnicy ruchu, przeszkody, zakręty. Właśnie wtedy wkraczają do akcji nasze reakcje obronne i zaczynają się problemy. Powiedzmy to sobie jasno – żadna z naszych reakcji obronnych, wykształconych w drodze pokoleniowej ewolucji, nie uwzględnia tego, że poruszamy się pojazdem… Nasz przodek uciekając, patrzył pod nogi przy prędkości co najwyżej 10 km/h, bo szybciej trudno jest biec przez las. Był w stanie zareagować na to, co ma 2-3 metry przed sobą. Dziś składamy się w zakręt przy prędkości kilkadziesiąt kilometrów na godzinę albo większej. Gdy skupiamy wzrok na punkcie kilka metrów przed motocyklem, to de facto patrzymy na rzeczy, które już się wydarzyły. Nie mamy szansy na żadną reakcję, co dodatkowo podnosi w nas poziom stresu. Patrzenie tuż przed siebie zmienia też na naszą percepcję prędkości. Nasza głowa jest przekonana, że jedziemy szybciej, niż dzieje się to w rzeczywistości. A prędkość to czynnik, który jak już wiemy, mocno stresuje naszą głowę. W ten sposób ta spirala reakcji obronnych zaczyna nakręcać się kompletnie poza naszą kontrolą.

DOBRA WIADOMOŚĆ JEST TAKA, ŻE PROBLEM GAPIENIA SIĘ POD KOŁO JEST ŁATWY DO ZDIAGNOZOWANIA.

Nie tylko na motocyklu

Problem z patrzeniem pod przednie koło mają nie tylko motocykliści. O rowerzystach moglibyśmy napisać właściwie to samo. Początkujący kajakarze górscy gapią się na dziób kajaka, łyżwiarze na lód pod sobą, a narciarze na czubki nart. W przypadku tych ostatnich urzeka paleta narzędzi, którą szkółki narciarskie stworzyły, aby walczyć ze zjawiskiem opuszczania wzroku. Jazda z kijami przed sobą czy trzymanie z przodu jakiegoś przedmiotu pozwala utrzymać wzrok wyżej. Do tego gogle z ograniczonym polem widzenia, jazda w parach, „sukienki” uniemożliwiające zerkanie na czuby nart i wiele innych rozwiązań sprzętowych oraz treningowych. Wszystko po to, aby nie gapić się w dół. Warto takim rozwiązaniom się przyglądać i adaptować je do poprawy techniki jazdy na motocyklu.

Jak radzić sobie z patrzeniem w dół?

Dobra wiadomość jest taka, że problem gapienia się tuż przed siebie jest relatywnie łatwy do zdiagnozowania i wytłumaczenia. Jak sami widzicie wystarczy krótki artykuł. Zła wiadomość jest taka, że mechanizmów zaprogramowanych w nas ewolucyjnie nie da się tak po prostu wyłączyć. One pozostaną w naszych głowach do końca życia. Jedyny sposób na ich „nadpisanie” pożądanymi wzorcami zachowań, to regularny trening, najlepiej pod okiem kompetentnego szkoleniowca.

Ćwiczenie, którym można walczyć z tym niekorzystnym uwarunkowaniem, jest stosunkowo proste: rozstaw dwa słupki na parkingu w odległości 20-25 metrów i kręć między nimi spokojne, powolne ósemki. Nie chodzi tutaj o prędkość, ani pochylenia. Staraj się przenosić wzrok na drugi słupek, nie później, niż na wysokości pierwszego, tego, który właśnie mijasz. Gdy znajdujesz się mniej więcej pod kątem prostym do linii łączącej oba słupki – już należy patrzeć na ten dalszy słupek, do którego będziesz jechać. Ćwiczenie ma za zadanie skłonić, lub wręcz zmusić cię do spojrzenia wcześniej i dalej. Warto zrobić kilka takich sesji po 10 do 15 minut, aby ten proces możliwie maksymalnie zautomatyzować. Wyznacznik tego, że patrzysz zbyt blisko jest prosty. Późne przejście na gaz i powtarzające się uczucie zaskoczenia tym, co widzisz przed sobą.

Dlatego gorąco polecamy każdą formę doskonalenia, na dużych czy małych torach. Tu można w relatywnie bezpieczny sposób wystawić się na prędkość wyższą, niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni oraz na sytuacje, które nasza głowa może zinterpretować jako „zagrożenie”. Gdy w trakcie takiego treningu wiecie na co zwrócić uwagę – macie realny temat nad którym można pracować, zamiast po prostu kręcić się w kółku wypalając benzynę i opony. Gdy jeździcie na rowerze albo na nartach, to również zwróćcie na to uwagę. To ten sam mechanizm. Praca włożona w panowanie nad nim podczas ferii na stoku, zaprocentuje również na motocyklu. To taki miły bonus od matki natury!

Rysunki: Marcin Treichel


Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [03/2025]

KOMENTARZE