To najcenniejsza, indywidualna nagroda w polskim speedway’u. I najbardziej niezwykła, choć tak naprawdę nie wiadomo nawet, skąd się wzięła…
Na skróty:
Świat sportu zna wiele cennych i unikalnych pucharów. Najstarszym, przyznawanym trofeum jest „Stary Dzbanek” dla zwycięzcy regat o Puchar Ameryki, wykonany w 1848 roku. Od 1872 r. brytyjscy piłkarze walczą o najstarszą nagrodę klubową – Puchar Anglii. Pierwszy egzemplarz został skradziony, drugi przywłaszczył sobie Manchester United, a trzeci pochodzi już z XX wieku. O monumentalny Puchar Stanleya hokeiści NHL krzyżują kije od stu dwudziestu sześciu lat. Święta trawa Wimbledonu gości najlepszych tenisistów od 1877 roku. I tak dalej, i tak dalej… Niektóre puchary są ogromne i ciężkie, inne symboliczne, jeszcze inne klasyczne, a niektóre można nawet zjeść. Jednak jednym z najbardziej niezwykłych trofeów sportowych na świecie, a na pewno najbardziej niecodziennym w motorsporcie, jest przyznawana w Polsce Czapka Kadyrowa.
Wyblakła i spłowiała, z odrapanym daszkiem ze sztucznego tworzywa czasy świetności ma za sobą. Stary guzik z trudem trzyma przetarty rzemień. Śmierdzi potem, nie chroni przed zimnem, jest niewygodna i niemodna. Ale marzy o niej każdy chłopak, który zaczyna stawiać pierwsze kroki w szkółce żużlowej.
Nierozwiązana zagadka
Teorii jest kilka. Najpopularniejsza mówi, że polscy żużlowcy, którzy w 1962 roku gościli w odległej Baszkirii, zabalowali z miejscowymi Rosjanami i zaczęli się wymieniać co ciekawszymi fantami („machniom?”), a największą sensację budziła nietypowa czapka, którą dumnie nosił na głowie Gabdrachman Kadyrow. Kadyrow, sześciokrotny mistrz świata w wyścigach motocyklowych na lodzie, dał się w końcu przekonać i podarował nietypowe nakrycie głowy Antoniemu Worynie i Andrzejowi Pogorzelskiemu.
Krążą też opowieści, że to czapka kolejarza, którą Polacy dostali w prezencie na dworcu w Ufie, oraz że – owszem – na dworcu, ale nie w Ufie, tylko w Leningradzie, nie od kolejarza, a od bagażowego i nie dostali, tylko gwizdnęli, a historię z darem od Kadyrowa zmyślili, by uniknąć nieprzyjemnych konsekwencji. Smaczku tym historiom dodaje fakt, że sam Kadyrow nigdy nie wspomniał o swojej czapce i do końca życia nie wiedział nawet, że jest przekazywana kolejnym mistrzom Polski.
Polscy naoczni świadkowie też nie są zgodni w relacjach! Kiedy pięć lat temu z moim redakcyjnym kolegą z NC+, Gabrielem Waliszko, próbując ustalić fakty, dotarliśmy do żyjących żużlowców, którzy ścigali się wtedy w Baszkirii, okazało się, że ich wersje się wykluczały! Na szczęście to koniec niejasności. Co było potem – wiemy doskonale!
Wyszywana historia
Czapka Kadyrowa dotarła do kraju, a Pogorzelski i Woryna przywieźli ją w bagażniku na finał Indywidualnych Mistrzostw Polski do Rybnika. 8 września 1963 roku Henryk Żyto był bezlitosny dla swoich rywali – wygrał wszystkie finałowe wyścigi i z kompletem punktów zajął pierwsze miejsce w mistrzostwach. Kiedy stał już na najwyższym stopniu podium, przyozdobiony wieńcem i szarfą, podbiegli do niego koledzy i założyli mu na głowę znaną im z wyjazdu do ZSRR czapkę. Wróciły wspomnienia, była kupa śmiechu.
Żyto zabrał czapkę do domu. Pewnego zimowego wieczoru jego żona Teresa postanowiła wyszyć na niej (tak, to były czasy, kiedy żony potrafiły jeszcze robić takie rzeczy!) jego nazwisko i rok wywalczenia mistrzostwa. W kolejnym roku mistrzem został dobry kumpel Pana Henryka, Andrzej Wyglenda. On już wiedział, co należy zrobić z czapką. Tak zaczęła się pisać (wyszywać!) ta niezwykła historia…
Rogatywka – następczyni „baszkirki”
Od 1963 roku każdy mistrz Polski dostaje Czapkę Kadyrowa na rok i ma prawo zapisać na niej swoje nazwisko oraz datę wywalczenia tytułu. Gollob, Plech, Jancarz, Wyglenda, Drabik, Jankowski, Hampel, Kołodziej, Kasprzak, Pawlicki, Janowski… – są na niej niemal wszystkie najważniejsze nazwiska w historii polskiego żużla! Przez 55 lat prawo uwiecznienia się na tym niezwykłym „pucharze” zyskało 34 zawodników. Ale, co ciekawe, nazwiska są 32, bo w tym czasie mistrzostwo wywalczyli obaj bracia Gollobowie: Tomasz i Jacek, a w 2014 Krzysztof Kasprzak stanął pośrodku podium 24 lata po swoim ojcu, Zenonie. Niekwestionowanym rekordzistą jest Tomasz Gollob, który aż ośmiokrotnie wygrywał finał IMP.
Od sierpnia „Czapka Kadyrowa” leży na specjalnej półce w domu Piotra Pawlickiego, który jednak nie zdążył jeszcze wyszyć swojego nazwiska (wiem, osobiście sprawdziłem w połowie września). Zresztą na „Kadyrówce” młodszy z braci Pawlickich już się nie uwieczni, bo… od dawna nie ma na niej wolnego miejsca! Piętnaście lat temu ostatnim, który dostąpił tego zaszczytu, był Norweg z polskim paszportem – Rune Holta.
Holta dostał nową czapkę – wzorowaną na ułańskiej rogatywce z 1936 roku, czapkę oficerską, ufundowaną przez Polski Klub Kawaleryjski im. 21. Pułku Ułanów Nadwiślańskich. Od tego czasu mistrz Polski otrzymuje więc dwie czapki: pamiątkowe zdjęcie zawsze robi w tej baszkirskiej, a podpisuje się na rogatywce. Pierwszym, który to zrobił, był Grzegorz Walasek, który w 2004 roku wygrał finał w Częstochowie.
Najcenniejsze z cennych
Czapka Kadyrowa jest cudowna. Uwielbiam to trofeum. Gdy bierze się ją na chwilę do ręki, na myśl przychodzą te wszystkie, niezapomniane finały, obcuje z genialną historią, przez chwilę jest się razem z tymi wszystkimi gigantami czarnego sportu. Czy można wyobrazić sobie bardziej emocjonalny, przepełniony legendą i unikalny „puchar”?
Paweł Waloszek, medalista mistrzostw świata indywidualnie i z reprezentacją, triumfator Złotego Kasku, który odszedł od nas na początku września, zapytany kiedyś o to, które trofeum jest dla niego najcenniejsze, odpowiedział: „To, którego nigdy nie udało mi się wywalczyć: mistrzostwo Polski i Czapka Kadyrowa”. W kraju zakochanym w żużlu to naprawdę ważna rzecz.