„Indianin na wojennej ścieżce” to tytuł artykułu Erwina Gorczycy z numeru 3/1994. Solidna porcja wiedzy o historii amerykańskich motocykli używanych w działaniach wojennych i przyjemność dla oczu w postaci zdjęć pieczołowicie odbudowanego Indiana 741-B.
Najbardziej charakterystycznym i popularnym w Polsce motocyklem wojskowym z czasów drugiej wojny światowej jest bez wątpienia Harley Davidson WLA, który dla upamiętnienia wkładu w zwycięstwo zyskał dumny przydomek Liberator – Oswobodziciel. Nie mniej znane są te, które wojnę przegrały – wszelkiej maści BMW i Zundappy. W gronie wojennych jednośladów nie brak znanych angielskich marek, jak BSA czy Royal Enfield. Każdy motocyklista wie, co to jest M-72, a o polskim Sokole 1000 słyszeli nawet ci, którzy nigdy na motocyklu nie siedzieli. Nie wszyscy natomiast potrafią rozszyfrować symbol 741-B.
Zawrzała praca. Czasu było bardzo mało, a zadanie trudne. Wojskowy motocykl to jeden problem do rozwiązania, a drugi nie mniej ważny, to serwis, części zamienne i narzędzia. Aby wykorzystać istniejące już możliwości wytwórni, konstruktorzy_ zdecydowali się na opracowanie modelu będącego połączeniem dwóch innych. Sport Scout i Junior Scout stały się technicznym wzorcem dla motocykla, który surowo, po wojskowemu, nazwano 640.
Ubłocone i niemal „zarżnięte” maszyny wracały do Springfield z opinią „nadają się dla potrzeb armii”. To było ich pierwsze zwycięstwo. Na ostateczną decyzję wprowadzenia prototypów do produkcji wytwórnia czekała do stycznia 1941 r. Masowe wykorzystanie motocykli przez Niemców w dywizjach pancernych w Europie oraz przez Brytyjczyków podczas walk w Afryce Północnej ostatecznie przekonało rząd do konieczności przyspieszenia działań. Kontrakt podpisany z wytwórniami Harley-Davidson oraz Indian zawierał tylko jeden warunek – macie wyprodukować tyle maszyn, ile tylko zdołacie!
Do końca roku linię produkcyjną opuściło 10976 egzemplarzy. W tym samym czasie lepiej przygotowana do masowej produkcji wytwórnia H-D zdołała przygotować ponad 15000 sztuk. Jesienią każda z firm otrzymała dodatkowe zamówienie z Brytyjskiego Departamentu Wojny na 5000 maszyn. Anglicy, posiadający kilka własnych wytwórni wyspecjalizowanych w produkcji wojskowych motocykli, chcieli w ten sposób uniezależnić się od własnego rynku, przestraszeni po zbombardowaniu przez Niemców zakładów Triumph w Coventry. Część z tych pojazdów przetrwała na wyspie do dzisiaj i traktowana jest przez rozmiłowanych w swych konstrukcjach Anglików z pewną niechęcią.
Dzięki amerykańskiej pomocy wojennej w Indiany została wyposażona także Armia Czerwona, wraz z którą dotarły one do Polski. Obecnie nieliczne egzemplarze znajdujące się w prywatnych rękach stanowią coraz większą rzadkość. Właścicielem jednego z tych „ostatnich Mohikanów” jest Krzysztof Pedryc z Piaseczna. Motocykl odbudował samodzielnie ,,z kawałków” dużym nakładem sił, doprowadzając go do pełnej sprawności technicznej. Jako zapalony motocyklista, eksploatujący regularnie swój pojazd, podzielił się z nami praktyczną wiedzą o „czerwonoskórym” z żelaza – modelu 741-B.
Charakteryzując ten motocykl, zwany również Military Scout, najłatwiej jest porównać go do Harleya WLA, powszechnie znanego i cenionego za bardzo dobre właściwości trakcyjne. Indian 741-B nie jest tak mocny i szybki (wszak to tylko pięćsetka) lecz imponująca jest elastyczność silnika, znacznie większa niż w „wuelce”, i łatwość manewrowania. Nożne sprzęgło reaguje odwrotnie niż w Harleyu – wciśnięcie pedału palcami powoduje rozłączenie. Również gaz w lewej i awans (przyspieszenie zapłonu) w prawej ręce rozwiązane są typowo po „indiańsku”.
Interesująco skonstruowano przeniesienie napędu z silnika na skrzynię biegów. Skośne koła zębate, charakterystyczne dla starszych modeli, zastąpiono trzyrzędowym łańcuchem sprzęgłowym (z napinaczem!) pracującm w kąpieli olejowej. Dzięki napinaczowi, aby wyregulować luz łańcucha, nie potrzeba wykonywać kłopotliwego cofania skrzyni biegów, a następnie tylnego koła. Po swych „czerwonoskórych” przodkach (motocykle Indian po 1910 roku zawsze malowane były na czerwono) odziedziczył trwałość i niezawodność. Jakkolwiek profesjonalny remont, któremu był poddany nie jest tu bez znaczenia, to już na pierwszy rzut oka widać, że jest to maszyna niezwykle solidna.
Błotniki oraz pozostałe elementy karoserii wykonano z bardzo grubej blachy. Równie duże wrażenie robi przedni widelec, do produkcji którego użyto rurek o połowę grubszych niż w podobnych trapezowych zawieszeniach popularnych motocykli cywilnych innych firm. Miłośnikom amerykańskich motocykli Indian 741-B pozostawia pewien niedosyt z powodu niewielkiej pojemności silnika, wysokiego usytuowania siodełka czy też niezbyt rozłożystej kierownicy, ale nie stylowy wygląd, a wielka sprawność zadecydowała, że skromna pięćsetka odegrała w historii firmy większą rolę niż najpiękniejszy nawet Chief.











