Przyjęto uważać, że motocykl zabytkowy to taki, który ma więcej niż 25 lat. Jak niezgodne jest to z ogólnym wyobrażeniem o zabytkowych wehikułach niech świadczy przykład, że pierwsze Hondy Four 750 już mogą startować w rajdach weteranów (stan w 1994 roku, przyp.red.).
Swego czasu podczas rozmowy z jednym z „przedwojennych” motocyklistów usłyszałem określenie „nowe BMW”. Ponieważ nie mogłem zrozumieć, o jakie motocykle chodzi, poprosiłem o wyjaśnienie – mówił o pierwszych modelach z siodłowymi zbiornikami produkowanych w latach 30. Dla mnie „nowe” zaczynają się w drugiej połowie lat 70. Na te same motocykle patrzyliśmy w odmienny sposób, wynikający z różnicy wieku.
I tak oto, niepostrzeżenie dla wielu starszych motocyklistów, do grona zabytków już od lat zalicza się BSA Gold Star. Niejeden z nich pamięta czasy nie tak bardzo odległe, gdy motocykle te były jednymi z najlepszych i najszybszych na polskich drogach. Posłuchajmy, jak wspomina historię Gold Stara jeden z jego angielskich miłośników:
„Pamiętam jak dziś, to było 30 czerwca 1937 roku, właśnie zaczęły się letnie wakacje. Mieszkałem wtedy w Londynie i jak prawie każdy chłopak w wieku siedemnastu lat marzyłem o motocyklu. Na własny pojazd nie było mnie stać – dobra maszyna kosztowała około 50 funtów – ale czasem udało się pojeździć na czymś pożyczonym. Moim ideałem była BSA Empire Star – wspaniała, jednocylindrowa pięćsetka. Taka sama, jaką posiadał nasz sąsiad. Był on zapalonym sportowcem i próbował nawet sił w wyścigach motocyklowych.
Zabierał mnie czasami na Brooklands – tor wyścigowy, po którym dziś już niewiele pozostało. Betonowa niecka owalnego toru działała na mnie jak magnes. Godzinami mogłem patrzeć na przygotowania do zawodów, treningi, wyścigi. Wśród zawodników czasami można było wypatrzeć sylwetki championów. Tyrell Smith, Ernie Nott, Stanley Woods – te nazwiska znałem lepiej niż imiona kolejnych żon Henryka VIII (o co miał pretensje mój nauczyciel historii). Jeszcze lepiej niż kierowców rozróżniałem sylwetki motocykli. Znałem je prawie wszystkie.
Tego dnia siedziałem znów na trybunach i z niecierpliwością czekałem na start zawodników. Z programu wiedziałem, że zobaczę Wala Handleya, jednego z najbardziej znanych zawodników. Gdy wreszcie pojawił się na torze, nie wierzyłem własnym oczom. Dosiadał mojej wymarzonej Empire Star! Nie był to jednak motocykl seryjny. Z daleka widać było aluminiowy cylinder i głowicę, zaś w modelach turystycznych stosowano żeliwo.
Wystartowali! Jedno okrążenie wystarczyło, aby BSA pokazała na co ją stać. Metr za metrem, prowadzona pewną ręką mistrza, oddalała się od rywali i pierwsza wpadła na metę. Spiker podał wyniki – najszybsze okrążenie pokonała z prędkością 107,57 mili na godzinę. A więc już w pierwszym biegu zapracowała na Złotą Gwiazdę Brooklands – symboliczne odznaczenie nadawane wszystkim motocyklom, które złamały granicę 100 mil na godzinę (średnia prędkość okrążenia).
Drugi wyścig tego samego dnia nie był tak szczęśliwy jak pierwszy. Podczas ostrej walki o miejsce na torze, maszyna prowadzona przez Handleya uderzyła w tył Excelsiora Manxmana pod T. F. Pullinem i w ten sposób obaj zakończyli zawody. Dzięki sukcesowi na Brooklands, niecały rok później w sklepie motocyklowym mogłem oglądać pojazd, przed którym stała tabliczka z dumnym napisęm: BSA M 24 Gold Star.Chromowany zbiornik ze srebrnymi, matowymi bokami, na których umieszczono złote gwiazdy, przykuwał wzrok. W pierwszej wersji na zbiorniku była jeszcze skrzynka na narzędzia, która rok później ustąpiła miejsca zespołowi stacyjki i amperomierza. Jakkolwiek Gold Star bazował na Empire Star, którego nazwę zmieniono w 1939 roku na Silver Star, konstrukcję miał nowocześniejszą.
Wyróżniał go przede wszystkim aluminiowy silnik, dzięki któremu stopień sprężania wzrósł do 7,8:1. W starszych, żeliwnych modelach BSA nie udało się przekroczyć poziomu 7,2:1. Aby utrzymać najwyższą jakość nowych silników wytwórnia z Birmingham zdecydowała się na indywidualne badanie mocy każdego z nich. Test był pozytywny, jeśli wskazówka zegara hamowni przekroczyła wartość 28 KM przy 5250 obr./ min. Jeśli nie – silnik rozbierano i usuwano przyczynę niesprawności. Kupujący otrzymywał wraz z motocyklem certyfikat gwarantujący owe 28 KM.
Poza wersją standardową, Gold Star występował w odmianie do rajdów, a także do wyścigów. O ile model rajdowy różnił się od podstawowego tylko oponami, błotnikami i układem wydechowym, to wyścigowy· miał konstrukcję znacznie bardziej wyspecjalizowaną. Specjalny tłok pozwalał osiągnąć stopień sprężania 12,5:1, dzięki czemu moc wzrosła do 36 KM. Bez trudu przekraczał prędkość 100 mil/h.
Od początku istnienia modelu, Gold Star był motocyklem wyjątkowym. Jego ekskluzywność wynikająca ze sportowego charakteru powodowała, że nabywcami byli przeważnie szukający wrażeń, rozmiłowani w szybkości sportsmeni. ,,Normalni” motocykliści wciąż woleli Empire Star. Bezpośrednią przyczyną niewielkiej popularności Gold Stara w początkowym okresie (szczególnie w miastach), był bardzo głośny wydech wynikający z charakterystyki rozrządu. Sportowy tłumik nie był w stanie sprostać zadaniu, do którego został stworzony.
Lecz popularność nadeszła wraz z sukcesami w trialu. Do tej dyscypliny sportu motocyklowego predestynowała nową „besę” masa – mniejsza niż w motocyklach konkurencyjnych firm. Aby ją zminimalizować, korpusy skrzyń biegów przez pewien czas wykonywano z elektronu – stopu lżejszego niż aluminium. Przeglądając rubrykę sportową w porannej prasie, niemal codziennie mogłem znaleźć wzmiankę o sukcesach najmłodszego dziecka BSA.
Rozwój sportowych motocykli przerwała wojna. Fabryka, w której wtedy pracowałem, nie zaprzestała wprawdzie produkcji jednośladów, ale tym razem były to głównie wojskowe M20. O Gold Starze zapomniano na dziewięć lat. Kiedy w 1948 roku na wystawie w Earls Court pojawił się znowu, dla wielu młodych motocyklistów był modelem zupełnie nie znanym.
Tym razem konstruktorzy stworzyli motocykl o pojemności 350 ccm, który zaoferowano w kilku wersjach: turystycznej, wyścigowej, do rajdów i trialu. Wiele elementów było wymiennych z popularnym B 31, lecz aluminiowy silnik, chromowane błotniki i osłony łańcuchów stosowano tylko w modelu sportowym, który zaprezentował, co jest wart, kiedy udoskonalony, w wersji Clubmans, zaczął odnosić sukcesy w wyścigach. W 1950 roku zaprezentowano nowy motocykl z gwiazdą na baku. Była to pięćsetka o oznaczeniu B 34, która od trzystapięćdziesiątki różniła się właściwie tylko pojemnością silnika. Pozostałe elementy były identyczne, co utrudniało (i utrudnia do dziś) rozpoznanie modelu.
Oba motocykle zagościły na wiele lat na szosach, torach wyścigowych i trasach rajdów dzięki swej uniwersalności. Z Gold Stara można było zrobić pojazd do wszystkiego. Były to czasy, w których ten sam jednocylindrowy silnik służył do napędu niemal wszystkich możliwych odmian motocykli: wyścigowego, turystycznego, crossowego, rajdowego. Dzisiaj trudno wyobrazić sobie, aby specjaliści od trialu skakali po przeszkodach motocyklami, w których zamontowano czterocylindrowe silniki od maszyn wyścigowych. Wtedy było to możliwe.
Gold Stary podlegały stałym modyfikacjom. Każdy rok przynosił coś nowego – poprawa jakości stosowanych materiałów i rozwój myśli konstrukcyjnej umożliwiały stosowanie coraz lepszych rozwiązań technicznych. W efekcie, modele z początku lat 60. nazwane DB 32 (350 ccm) i DBD 34 (500 ccm) prawie wcale nie przypominały swego przedwojennego protoplasty. Teleskopowy przód dawno wyparł trapez, nowoczesna rama typu duplex z wahaczowym zawieszeniem tylnego koła zastąpiła prymitywną sztywną. Zmienił się wygląd silnika a także jego budowa. Moc silnika wzrosła do ponad 50 koni.
Lata produkcji Gold Stara to epoka największego rozkwitu angielskich jednocylindrówek. Jej koniec to rok 1963, w którym fabryka pożegnała ostatnią Złotą Gwiazdę. Do historii przechodził nie tylko Gold Star. Coraz rzadziej widywało się na wyścigach także AJS 7 R, czy Nortona Manxa, niegdyś najlepsze w swych klasach. Ich miejsce zajęły zupełnie inne motocykle. Dwu-, trzy-, czterocylindrowe konstrukcje z innych stron świata. Pstrokate reklamy pokrywające plastikowe karoserie zastąpiły chrom i srebrny lakier. Nawet czarne, eleganckie kombinezony wyszły z mody. Jeszcze ponad dziesięć lat pracowałem w wytwórni motocykli. Teraz jako emeryt mam dużo wolnego czasu i mogę go poświęcić mojemu hobby. W garażu stoją motocykle, przy których zawsze można coś porobić. Empire Star z przedwojennych czasów i Goldie, na którym czuję się młodszy kilkadziesiąt lat.”
Gold Stary dotarły także do Polski. Zanim pojawiły się wszechobecne dziś motocykle japońskie, były one jednymi z najbardziej poszukiwanych maszyn. Jeśli znajdowały się w rękach prywatnych, to przeważnie był to sprzęt wysłużony, wyprzedawany przez kluby sportowe. Liczną ich partię posiadała Legia i większość maszyn pochodzi z tego właśnie źródła. Jedynie bardzo niewielka liczba (być może żaden) sprowadzona została indywidualnie z Anglii.
Nieprawdopodobną historię usłyszałem o losach motocykli i części zamiennych likwidowanych po rozwiązaniu sekcji motorowej w Legii. Likwidowanych, tzn. niszczonych fizycznie w taki sposób, aby nigdy nikomu już nie mogły służyć. Np. skrzynie biegów uszkodzone przez ,,likwidatora” szły do huty. Tłoki niszczono uderzeniem młotka w płaszcz. Popsute w ten sposób, zachowane przez jednego z mych znajomych na pamiątkę, miałem okazję oglądać osobiście. Nigdy nie używane, jeszcze w smarze konserwującym, są przykładem bezmyślnego wandalizmu w majestacie obowiązujących przepisów.Wśród niewielu ocalałych Gold Starów kilka znajduje się w rękach Ryszarda Szatkowskiego z Warszawy. W zgromadzonej przez niego kolekcji motocykli BSA, można znaleźć aż pięć niedublujących się egzemplarzy tego modelu. Wyjątkowy zbiór powstał jako efekt wieloletnich poszukiwań i benedyktyńskiej pracy właściciela. Ulubionym okazem ze stajni jest model DBD 34 w wersji Clubmans, wyprodukowany w 1959 roku. Zakończony niedawno remont trwał wiele lat i polegał na całkowitej selekcji i odbudowie wszystkich elementów. Jeśli poszukiwania potrzebnych podzespołów w Polsce nie dawały rezultatu, Ryszard uruchamiał swe kontakty w Anglii i po jakimś czasie przychodziła w paczce felga, wirnik od iskrownika, tłumik. Efektem tych starań jest motocykl odbudowany na najwyższym poziomie.
Gdy kika lat temu mieliśmy okazję podziwiać go w czasie wyścigów zabytkowych motocykli w Olsztynie, wyróżniał się spośród innych maszyn lśniącą chromem sylwetką i bardzo głośnym wydechem. Ten wydech pomimo zastosowania standardowego, oryginalnego tłumika pozwala wciąż słyszeć motocykl, który dawno już zniknął za linią horyzontu. Jeśli dojdzie do skutku zapowiadana na 1995 rok trzecia edycja wyścigów dla motocykli zabytkowych, na pewno nie zabraknie wśród zgłoszonych Gold Stara pana Szatkowskiego.
Zdjęcia: Krzysztof Wydrzycki