Kiedy czytam o motocyklach typu enduro, tych sprzedażnych, nieprzeznaczonych do wyczynowej jazdy w rajdach o tej samej nazwie, mimo woli przychodzą mi na myśl porównania z moim motocyklem, jaki w roku 1949 miałem możność sprowadzić sobie z Anglii. W porównaniu z późniejszymi czasami wydaje się to nieprawdopodobne, ale w roku 1948 PZM rozesłał pismo do klubów, że kto chce kupić dla celów sportowych angielski motocykl, niech określi markę i model, wpłaci a conto tyle to i tyle złotych (tak jest: ZŁOTYCH, a nie jakiejś tam „twardej” waluty!) i czeka na dostawę.
Na skróty:
Zrobiłem tak i po kilku miesiącach wstawiałem na Dworcu Głównym w Warszawie w poprzek konnej dorożki drewnianą skrzynię z „eksportowo” częściowo rozebranym motocyklem, o jakim dotąd zaledwie śmiałem marzyć: AJS 500cc, model Competition, a więc zgodnie z angielską tradycyjną terminologią, motocyklem przeznaczonym do udziału w rajdach terenowych, z typowymi brytyjskimi „sekcjami” obserwowanymi. Taki rajd wówczas tylko na wyspach brytyjskich nazywał się „trial”. Na kontynencie to słowo nie było jeszcze znane.
Również pojęcie „sekcji” nie było znane na kontynencie europejskim, poza Polską, gdzie pojawiły się pierwsze dyskusje na temat wprowadzenia „odcinków obserwowanych”, później trochę niefortunnie, ale za to oficjalnie nazwanych „Odcinkami Jazdy Stylowej”. Poza tym Polska była już wtedy po pierwszym rajdzie obserwowanym, zorganizowanym co prawda tylko w skali klubowej, przez mój ówczesny klub AZS Gliwice.
Do takiego typu rdzennie angielskich rajdów przeznaczony był mój AJS 49/18C. Wówczas firm nie było stać na specjalne modele dla każdego typu zawodów, zresztą nikt nie woził wtedy specjalizowanych przyrządów na pick-upach. Na tych samych kołach jeździło się z domu na start, po bezdrożach tras rajdowych, i z powrotem do domu. Poza tym fakt, że motocykl był „przeznaczony” do zawodów typu „trial” nie oznaczał, że nie służył on codziennej jeździe do pracy, na wycieczki czy randki.
To był po prostu sprzedażny motocykl, nieco zmodyfikowany do udziału w zawodach. Wtedy nikomu nie śniło się o tak specjalizowanych motocyklach sprzedawanych w sklepach, jak to ma miejsce dziś. Z tych powodów różnice między modelami Competition a zwykłymi modelami drogowymi były minimalne w dzisiejszej skali pojęć, ale jednak bardzo istotne. Myślę, że właśnie AJS przodował w tym sensownym przystosowaniu modelu szosowego 49/18 na terenowy model 49/18C. Warto rzucić okiem na te różnice.
Rama
Przy zachowaniu zasadniczego schematu ramy była ona nieco skrócona w celu zapewnienia mniejszego rozstawu osi i nieco podniesiona, dla zwiększenia prześwitu. W roku 1949 AJS nie stosował jeszcze tylnego resorowania także i w szosowych motocyklach, tym bardziej więc nie było go w modelu terenowym. „Tym bardziej”, bo wówczas angielski świat zawodniczy wierzył, że istnienie tylnego resorowania utrudniałoby wykorzystanie szczątkowych przyczepności na „sekcjach”. Bardziej niezależni w sądach ludzie wyrażali opinie, że taki pogląd był „fabrykowany” przez producentów, którzy jeszcze nie zdążyli skonstruować resorowanych ram lub chcieli pozbyć się dawnych zapasów sztywnych ram. Royal Enfield walnie przyczynił się do zwalczenia tego przesądu, wprowadzając wahaczowe resorowanie tylnego koła w modelach Competition.
Nieco skrócona rama modelu C niosła w sobie przedni widelec o handlowej nazwie „Teledraulic”, teleskopowy, taki z jakim fabryka wyszła z wojny, ale o uproszczonym od roku 1949 systemie hydraulicznego tłumienia: jednostronne tłumienie, działające tylko na „odbiciu”. Ugięcie resorowania było kontrolowane tylko sprężynami o progresywnej charakterystyce: trzy kolejne stopnie twardości. Przed dobiciem miał zabezpieczać stożek w dolnej części suwaka dolnego, którego rolą miało być stworzenie poduszki hydraulicznej. To była jedyna rzecz, jaka źle działała w tym teleskopie.
Poza tym szczegółem był to najlepszy teleskop, na jakim jeździłem w moim przydługim życiu. Owszem, skok wynosił tylko ok. 12,5 cm, a przyjęta progresja resorowania dawała w rezultacie ugięcie statyczne ponad 50% skoku. Wymiana sprężyn na typ 1950 usunęła tę wadę i „Teledraulic” pozostał w mojej pamięci jako konkurencja dla resorowania amerykańskich samochodów klasy Buick i prawie można było zapomnieć, że teleskopowy system obciążony jest wadą wewnętrznego tarcia.
Rozmiar opon
3.00-21 z przodu (zamiast 3.25-19) i 4,00-19 z tyłu (zamiast 3.50-19). To była bardzo ważna zmiana w stosunku do maszyn drogowych. To głównie uterenowiało motocykl. A wówczas jeszcze na kontynencie chyba nikt nie zwiększał przekroju tylnej opony, a na pewno nikt nie powiększał średnicy przedniego koła w modelach terenowych, nawet jeżeli dawał „sękate” terenowe opony.
Anglicy „sęków” nie dawali ze względu na przepisy drogowe. Legislatorzy angielscy uważali, że terenowe opony nanosiłyby błoto na asfalt. Dlatego później powstała specjalna opona „Trial Universal”. Ale mój AJS przyszedł jeszcze na zwykłych Dunlop Universal. Dziką rozkosz przeżyłem, kiedy dopiero na mój pierwszy motocross założyłem terenowe opony. Ale jazda na Universalach w rajdach, w tym w Rajdzie Tatrzańskim, bardzo mokrym w roku 1949, dała mi na pewno niezłą szkołę.
Przełożenia
To był drugi bardzo ważny czynnik uterenowienia motocykla. Skrzynia biegów miała zwiększoną „rozpiętość” przełożeń w stosunku do szosowego 49/18, ale oczywiście liczba biegów została zachowana: 4. Nie było wówczas do pomyślenia konstruowanie specjalnej pięciobiegowej skrzynki dla wariantu C. Pierwszy bieg dostał wewnętrzne przełożenie zwiększone do 3,16, zamiast szosowego 2,67. Drugi bieg podobnie obniżono, tak że był również bardzo użyteczny w ciężkim terenie, ale trzeci bieg pozostał równie bliski czwartemu, jak w modelu szosowym, co zresztą okazało się bardzo słuszne przy szybkich jazdach po krętych drogach. Tyle że musiała pozostać duża „dziura” pomiędzy przełożeniami II-go i IIIgo biegu, tak że około 3/4 sekundy trzeba było bezczynnie spędzać „między biegami” przy przekładaniu II-III, zaś przy „redukcji” III-II konieczny był brzydko duży międzygaz.
Natomiast właśnie te dwa biegi były najpotrzebniejszymi biegami w motocrossach, co było tylko dla mnie wadą, bo AJS nie przewidywał tej skrzynki dla tego typu zawodów. Dopiero po ok. dwóch latach udało mi się dotrzeć do jakiejś turystycznej skrzynki Burman (tej marki skrzynki stosował AJS) i wtedy mogłem przez nietrudną wymianę niektórych „bebechów” szybko dostosować AJS-a do motocrossów pod względem wewnętrznych przełożeń skrzynki.
Ale w rajdach ta oryginalna skrzynka modelu 18C, o zwiększonej rozpiętości wewnętrznych przełożeń, była naprawdę fantastyczna, co prawda dopiero po obniżeniu ogólnego łańcuchowego przełożenia z typowego dla angielskich 500-tek 5.0:1 na równie typowe, ale dla 350-tek 5,83 :1. To w rezultacie dawało ogólne przełożenie na najniższym biegu równe 18,42:1 i tym już można było wojować w najcięższych miejscach bez dotykania dźwigni sprzęgła. Przy tym konkretnym, niesłychanie elastycznym silniku.
Silnik
Silnik AJS 49/18C niczym nie różnił się od turystycznego silnika modelu szosowego 49/18. Średnica x skok: 82,5 x 93 mm, 498 cc, żeliwny cylinder i równie żeliwna głowica, stopień sprężania 6,2, owszem agrafkowe sprężyny zaworowe, średnica gaźnika Amal równa 1 31/32 cala (po naszemu: 27,8 mm), niby nic ciekawego, prawda? Tylko że zdolność do pracy pod ciężkim obciążeniem przy obrotach dziś już nawet nie zawsze znanych nam z regulacji wolnych obrotów biegu luzem, zdolność do wykręcania się z tych obrotów na każdym z biegów, aż do maksymalnych obrotów do samej końcówki, były nadzwyczajne. Sławiony Harley 42 WLA nie miał takiego fantastycznego uciągu od samego dołu, pomimo 1,5 x większej pojemności. I nie był tak miękki w pracy, tym bardziej że nie miał żadnej amortyzacji w przekazywaniu napędu.
Pisałem do fabryki, żeby się dowiedzieć, jaką mam moc w swoim silniku. Otrzymywałem początkowo odpowiedzi typu: „… możemy Pana zapewnić, że konie Pańskiego silnika mają zdrowe nogi… ”. Dopiero po pewnej wymianie korespondencji dowiedziałem się, że mam… 20,5 KM przy 5400 obrotach na minutę. Przy BMW R 51: 24 KM, przy Triumphie Tiger 100: 32 KM. Faktycznie, pytali mnie niektórzy: „Co Pana skłoniło do kupna tego motocykla? Jeden cylinder, żeliwna głowica!”. Po kilku zawodach już nikt nie pytał. To był najlepszy silnik, na jakim jeździłem w zawodach.
Dla motocrossów także nie stosowałem żadnego „tuningu”, poza zdjęciem tłumika i koniecznym w związku z tym przestrojeniem gaźnika. Tak, te konie miały rzeczywiście zdrowe nogi. A przy tym to był mechanicznie najcichszy silnik, jakiego używałem w życiu. Zawory regulowało się na ZERO luzu przy zimnym silniku, a luz tłoka wynosił 0,025 (tak jest: dwie i pół setne!), bo tłok był przecięty wzdłuż od dołu, a pod pierścieniami był przewiązany drutem z materiału o nazwie „żelazo-konstantan”. A pełny demontaż i montaż można było przeprowadzić w dowolnej szopie, przy użyciu kilku kluczy ogólnego przeznaczenia.
Dla łatwości prowadzenia…
Jedną z najważniejszych rzeczy dla jazdy terenowej jest pozycja jeźdźca na motocyklu. Mało która firma miała tak wyrobiony światopogląd pod tym względem jak AMC, producent motocykli AJS i Matchless. Podnóżki były obniżone w stosunku do turystycznych, zamocowane bezpośrednio do dolnych rur ramy od wewnątrz i miały w ramie dwa położenia: bardziej z przodu, dla szybkiej jazdy terenowej i bardziej z tyłu, dla „sekcji” obserwowanych. Siodło, wtedy były jeszcze siodła tylko sprężynowego typu, mogło być regulowane co do wysokości: ustawiałem je niżej dla motocrossów, żeby móc łatwiej podpierać się nogami na zakrętach, a wyżej w rajdach: żeby ciągłe wstawanie i siadanie nie było zbyt nużące na dużych dystansach.
Wtedy jeszcze nie stosowano tak silnego przesuwania się do przodu w jeździe terenowej, jak dziś i żaden model Competition nie był do tego przystosowany. Ale też AJS rzadko wymagał takiego manewru. Przeciwnie: nieresorowany tył wymagał pewnego dociążenia tylnego koła odnośną częścią ciała. Uzupełniłem jego wyposażenie poduszką na tylnym błotniku, którą zresztą zdejmowałem w rajdach czysto obserwowanych. Motocykle, na których później jeździłem: BSA Gold Star (zarówno pierwsze, suwakowo resorowane z tyłu ZB, jak i późniejsze, wahaczowe DB) oraz Jawa model J wymagały znacznie wyraźniejszego dociążania przedniego koła w terenie i na śliskich drogach.
Wyposażenie
W odróżnieniu od szosowego modelu, 49/18C miał aluminiowe błotniki i rurę wydechową puszczoną dołem, ale nad obniżonymi podnóżkami, bardzo chytrze schowaną, a tłumik był owszem, zadarty do góry, żeby nie dmuchać spalinami w wodę przy przejazdach przez strumienie. Poza tym był to w pewnym sensie surogat motocykla: opancerzenie spodu było symboliczne z cieniutkiej blaszki, a odpowietrzenie silnika trzeba było samemu wyprowadzić gdzieś ponad groźbę zalania wnętrza silnika w razie unieruchomienia go w brodzie.
Iskrownik nie był wodoszczelny, być może nie wiedziałem, że należało to wyspecyfikować w zamówieniu. Był umieszczony przed cylindrem i nie zalewał się wodą, nawet przez trzy dni mokrego Tatrzańskiego. W Gold Starach iskrowniki były schowane za cylindrem i nawet „wodoszczelne” były skłonne zalewać się wodą. Zastanawiałem się, czy woda zagrzana przez cylinder nie ma większych zdolności penetracyjnych…
No i wady
Pomimo że był to model rajdowy, nie miał zastosowanego żadnego ułatwienia demontażu tylnego koła. Trzeba było rozpinać łańcuch, rozłączać cięgno hamulca, prawdopodobnie od nowa przeprowadzać później regulację napięcia łańcucha itp. Piszę „prawdopodobnie”, bo nigdy tego nie robiłem, choć na własnej skórze wypraktykowałem, że o ilości gwoździ porozrzucanych na Podhalu człowiek dowiaduje się dopiero na Rajdach Tatrzańskich.
Wyrobiłem sobie metodę zdejmowania jednego „rantu” opony z obręczy bez zdejmowania koła, wyciągania dętki na koniecznej przestrzeni, zaklejania dziury po gwoździu i montażu brzegu opony z powrotem. Sprawdziła się w dobrych kilku przypadkach. Oczywiście na pewno każdy niemiecki motocykl typu „Gelände” miał przetykowe ośki i szybko zdejmowalne przynajmniej tylne koło, ale na pewno żaden nie miał takich fantastycznych jeździeckich właściwości jak AJS.
No to porównajmy
Dzięki uprzejmości kol. A. Czerwonki miałem okazję niedawno odbyć kilka jazd po szosach i drogach gruntowych na dwóch aktualnych motocyklach japońskiej produkcji, typu zaliczanego do grupy enduro, właśnie tej wspomnianej grupy dzisiejszych sprzedażnych motocykli wzorowanych na tych przeznaczonych do rajdów. Oba 650 ccm, oba jednocylindrowe, oczywiście OHC. Jasne, że po kilkudziesięciu latach przerwy w jazdach terenowych, nie mogę bawić się w eksperta od tych spraw, ale pewne wnioski narzucają się bez wchodzenia w szczegóły.
Różnica, jaka przede wszystkim rzuca się w oczy, a nawet w całe ciało, to postęp, jaki zaistniał w dziedzinie resorowania. Skoki resorowania, olbrzymie w porównaniu z „moimi” czasami, stwarzają możliwości wprowadzenia tego typu charakterystyk resorowania, włączając w to pojęcie także tłumienie, że jazda po drogach gruntowych, niezależnie czy pofalowanych, czy zgoła wyboistych, przenosi się w zupełnie inne sfery problemów. W porównaniu z tamtymi motocyklami tu wydaje się, że przestały istnieć problemy stabilności motocykla. Oczywiście one znów pojawią się po przejściu w odpowiednio inne zakresy prędkości, ale musiałbym dużo więcej pojeździć, żeby się na to zdecydować.
Oczywiście: nic za nic. Za to przestała obowiązywać wczesna angielska zasada, że motocykl do szybkiej jazdy terenowej powinien być raczej długi i niski, prześwit nieważny. Prześwit czy nie prześwit, o wysokości dzisiejszych „Enduro” decydują skoki resorowania, kilkakrotnie większe niż moje ówczesne 12,5 cm (AJS) czy ok. 14 cm, o ile pamiętam, w BSA Gold Star. Daje to jednak mniejszą przyjemność jazdy po szosach, więc na pewno można szukać różnych stopni kompromisu. Różne firmy mogą reprezentować odmienne poglądy, ale jedno jest pewne: skoki resorowania muszą być duże. Inaczej motocykl nie będzie dobry w terenie.
Zdrowe nogi
Natomiast sprawa charakterystyki silnika nie jest tak prosta. Dziś publikacje muszą mówić o koniach i żaden wydział marketingu nie zgodzi się na wykrętne sformułowanie o „zdrowych nogach”. Tymczasem im cięższy teren, tym mniej ważne są „konie”, a tym bardziej na czoło wysuwa się to wszystko, co znajduje się poniżej zewnętrznej charakterystyki silnika. „Zewnętrzna” charakterystyka to krzywa mocy na pełnym gazie, ale w terenie interesuje nas zachowanie się silnika na małych otwarciach, reakcje na otwarcia gazu, miękkość pracy silnika i jeszcze kilka spraw, niemających nic wspólnego z maksymalną liczbą koni mechanicznych. Czasem przeciwnie.
W ciężkim terenie nie będzie dobry silnik, w którym nie wolno dopuścić do obrotów niższych niż 2000, bo może kopnąć w tył. Nie jest wygodny silnik wysoko sprężony, jeżeli walczymy o utrzymanie przyczepności na mokrej trawie, przy niskich obrotach. Nie będzie łatwy silnik niezaopatrzony w dekompresator, jeżeli chcemy na stromym śliskim spadku uchronić się przed przyblokowaniem go i zsuwaniem się ze stojącym tylnym kołem. Osobiście wolę mieć regulowany ręcznie punkt zapłonu, zarówno przy bardzo wolnej jeździe w skalistym terenie, jak i na bardzo śliskich podjazdach. Zawsze przy złej przyczepności lepszy jest silnik jednocylindrowy niż wielocylindrowy.
To wszystko wynika nie tylko z mojego wrodzonego konserwatyzmu. Takie są fakty. Motocykle przeznaczone dla wyrafinowanych zawodników mogą pozwolić sobie na lekceważenie niektórych z tych aspektów, bo zawodnik musi umieć dawać sobie radę na trasach rajdowych nawet z nieodpowiednią charakterystyką silnika, żeby za to móc osiągnąć lepszy czas na próbach prędkości, gdzie już liczy się nie moment, a moc. I gdzie na ogół nie walczy się o szczątki przyczepności.
Natomiast motocykl przeznaczony dla amatorów, którzy w teren zjeżdżają dla frajdy, a nie dla wyniku, powinien im tę frajdę umożliwić. Dlatego uważam, że w sprzedażnego typu motocyklach „Enduro”, to jest tych, które NIE mają brać udziału w Enduro, silnik powinien być bardziej zbliżony charakterystyką do AJS-a sprzed prawie pół wieku niż do dzisiejszych „przecinaków”. A powinien mieć dzisiejsze resorowanie i stabilność. Ewentualnie także i prześwit. Sprawa odpowiedniej rozpiętości przełożeń przy dzisiejszych 5-biegowych lub 6-biegowych skrzynkach nie powinna stanowić problemu i na pewno nie musi wymagać kompromisów w rodzaju „dziur” w zestopniowaniu przełożeń lub sztucznie obniżonego ogólnego przełożenia na najwyższym biegu.
Chętnie doczekałbym się jeszcze posiadania takiego ponadczasowego motocykla.