fbpx

Są motocykle, którymi można się zachwycać, rozbierać z czułością do najmniejszej śrubki. Ale są też i takie, których w żaden sposób nie można nazwać rewelacją. A przecież istnieją i odgrywają bardzo ważną rolę: rolę motocykla popularnego, motocykla na co dzień.

Suzuki GN 125 ma szansę stać się jednym z takich właśnie motocykli. Przez kilka lat wstrzemięźliwości, wynikłej z załamania sprzedaży „tradycyjnych” MZ i CZ, w Polsce brakowało dobrej klasy motocykla o w miarę przystępnej cenie. Importe­rzy postawili na sprzedaż motocykli dużych i drogich. Mniejsze, tworzące naturalne przedpole dla „klasy wyższej”, traktowano po macoszemu. Po zmianie przepisów w krajach Unii Europejskiej (i, o dziwo, również w Polsce) odnośnie wcześniejszego wydawania prawa jazdy na motocykle do 125 ccm, zrewidowano tę postawę i odkurzono nie­co zapomnianą już klasę 125.

Okazało się bowiem, że 125-ka dużo lepiej spraw­dza się we współczesnych realiach niż podobnej mocy 50-ka. Po prostu konie me­chaniczne drzemiące w sil­niku 125 są o klasę lepsze niż te same konie „wyciśnię­te” z silnika 50 ccm. Nikt nie ma wątpliwości, że dobra pięćdziesiątka rozpędzi się do 100 km/h. Niestety towarzyszyć będzie temu straszliwy jazgot dwusuwo­wego (z reguły) silnika, a i zużycie paliwa (a zara­zem dawka zanieczyszczeń wyemitowanych do atmos­fery) będzie zdecydowanie wyższe niż w porównywal­nej osiągami 125-ce. 

Suzuki GN 125 jest przy­kładem na to, jak powi­nien wyglądać motocykl po­nadczasowy: prosty i funkcjonalny. W Anglii nazywa się ten typ „commuter”, czyli w wolnym tłumacze­niu – „dojeżdżacz”. Jest to bowiem typowy pojazd na krótkie „skoki” do pracy i na zakupy. Koszmar za­korkowanych ulic i wypełnionych po brzegi parkingów, na stałe już towarzy­szący mieszkańcom dużych polskich miast, można w ła­twy sposób pokonać z po­mocą tego typu motocykla – choćby takiego jak GN 125. 

Co może zaoferować swojemu użytkownikowi małe Suzuki? Jest to moto­cykl nowoczesny, acz o pro­stej konstrukcji. Konstruk­torom udało się uniknąć „fajerwerków”: skompliko­wanych czterozaworowych głowic, wyrafinowanych zawieszeń, rozpasanej elektroniki. Uniwersalna styli­styka w stylu softchopper idealnie oddaje charakter GN 125 jako motocykla uniwersalnego – i to nie tyl­ko w sensie możliwości – ale również trafienia w gu­sta przyszłego użytkowni­ka.

Konstruktorzy, co warto zauwazyć, do minimum ograniczyli ilość plastików. Poza bocznymi pane­lami i osłoną zdawczego ko­ła łańcuchowego, wszystko tu jest metalowe i pokryte najprawdziwszym chro­mem! Jeśli dodać do tego dobrej klasy lakier (do wy­boru granatowy lub czer­wony metalic), to całość prezentuje się elegancko, żeby nie powiedzieć – nobli­wie. Po prostu, dla każdego coś miłego: coś z ducha „Easy Rider” dla zbuntowa­nych nastolatków i zarazem klasyczny styl, coś dla głównego księgowego ceniącego swój czas bezpo­wrotnie trwoniony w kor­kach.  

Ów księgowy powinien również docenić inne zalety małej Suzuki (oczywiście zakładamy, że jest to do­brze zarabiający księgowy: 80 mln zł na kolejny pojazd w rodzinie to nie jest mało). GN 125 należy do pojazdów, które zadowalają się aptekarskimi dawkami pa­liwa. Trzeba naprawdę się postarać, by zużycie benzy­ny przekroczyło 3 l/100 km. Zbiornik paliwa o po­jemności 10,3 l (w tym 2 l rezer­wy) wystarcza więc na po­nad 300 km jazdy.

GN 125 da się lubić. Jest to chociażby zasługą jej krótkoskokowego silniczka (średnica tłoka 57 mm, skok 48,8 mm) o mocy 12 KM, osiąganych przy 9500 obr./min. W głowicy obraca się pojedynczy wałek rozrządu napędzający poprzez dźwigienki oba zawory. Mieszankę wytwarza podci­śnieniowy (a jakże!) gaźnik Mikuni o średnicy gardzieli 26 mm. Elektroniczny za­płon nie wymaga żadnej obsługi (no, może z wyjątkiem wymiany świecy). Nadajnik impulsów jest integralną częścią alternatora, a igni­tor sam dba o właściwy kąt przyspieszenia zapłonu w za­leżności od obrotów silnika.

Pożytecznym drobiazgiem jest okienko kontrolne, w którym bez potrzeby od­kręcania czegokolwiek można skontrolować poziom oleju w silniku. Uru­chamiany elektrycznym starterem silniczek zapala pewnie, a dzięki niewielkim gabarytom jego nagrzewanie trwa wyjątkowo krótko. Mi­mo braku wałków wyrównoważających, wibracje wy­woływane jego pracą są led­wo wyczuwalne. Tylko przy ok. 7000 obr./min plastiko­wa osłona stacyjki wpada w nieprzyjemny rezonans. Charakterystyczny odgłos pracy czterosuwowego sin­gla jest skutecznie tłumiony przez układ wydechowy. Na wolnych obrotach dochodzi z tłumika typowe rytmiczne „pykanie”, zlewające się w czasie jazdy w głuchy po­mruk.

Podczas jazdy daje o sobie znać charakterysty­ka krótkoskokowego silni­ka. Jakkolwiek jest on ela­styczny i pokonuje wszelkie opory bez żadnych zająk­nięć, to aby w pełni wyko­rzystać jego dynamikę, na­leży jeździć z wskazówką obrotomierza powyżej 7000 obrotów. Dopiero wtedy bu­dzi się w silniku „bestyjka”. 12 KM i pięć bez zarzutu ze­stopniowanych biegów po­zwalają na bezpieczne ma­newrowanie wśród miej­skiego ruchu. Wystarcza to w zupełności na sprawne przemykanie się pomiędzy światłami, a i na zwykłej drodze powinno wystar­czyć, choć 105 km/h pręd­kości maksymalnej nie rzuca na kolana. No, ale jest to w końcu tylko 125 ccm. 

Pierwszy kontakt z moto­cyklem, czyli zajęcie na nim miejsca, mile zaskakuje. Mimo skromnych gabarytów pozycja kierowcy jest wy­godna, a siodło otapicerowane bez zbędnej oszczędności. Wszystko, co potrzebne znajduje się pod ręką, no, może z wyjątkiem ssania, którego obsługa wymaga przyzwyczajenia lub ciągłe­go „nurkowania” pod zbior­nik paliwa, by namacać trudno dostępną dźwignię. Przyzwyczajenia wymaga również obsługa włącznika kierunkowskazów kombino­wanego z przełącznikiem świateł: długie – krótkie. Nieuważne wyłączenie mi­gacza – i światła przełączo­ne. Natomiast godne po­chwały jest umieszczenie lusterek na wysokich wsporni­kach. Widoczność do tyłu jest wprost znakomita. Przy­da się to na pewno wszyst­kim „żółtodziobom” stawia­jącym pierwsze motocyklowe kroki. 

Kolejne miłe zaskoczenie zapowiada podwozie GN 125. Znakomicie spraw­dza się zarówno na dziura­wych miejskich ulicach, jak i polnych dróżkach. Moto­cykl prowadzi się poprawnie w całym zakresie pręd­kości. Równie łatwo można go zaparkować. Dwie pod­stawki: centralna i boczna, poręczne uchwyty, no i niewielka masa całości po­zwalają „wcisnąć” małą Su­zuki w dosłownie każdy kąt. Podczas parkowania przy­da się zapewne blokada kierownicy zamykana do­datkowym kluczykiem. O hamulcach można powiedzieć tylko tyle, że są bar­dziej niż wystarczające. Operowanie dźwigniami obu hamulców nie stwarza problemów, a wyczucie siły hamowania przychodzi już po pierwszym kontakcie z motocyklem. Pewną niedogodnością jest brak schowka z praw­dziwego zdarzenia. W jedy­nym schowku GN 125 led­wo mieści się fabryczny ze­staw narzędzi.

Suzuki GN 125 nie jest na pewno namiastką moto­cykla. Jest to najprawdziw­szy motocykl, bezbłędnie skrojony, kompletnie wypo­sażony, wykonany ze spraw­dzonych podzespołów, do­kładnie i czysto wykończo­ny. To pełnowartościowy, powiedzmy, „motorek”, bę­dący młodszym bratem większych GS 500E czy GSF 600. Można go polecić wszystkim początkującym motocyklistom. Daje on odczuć całą przyjemność ob­cowania z prawdziwym mo­tocyklem, a jednocześnie stawia dużo mniejsze wy­magania kierowcy w po­równaniu z „narowistymi” 500-kami i więcej. Jest to idealny motocykl na krótkie wypady na działkę, do pra­cy czy szkoły. Jako drugi pojazd w rodzinie może słu­żyć zarówno seniorom, jak i juniorom. Służyć wiernie, tak by stać się pełnopraw­nym członkiem rodziny. Ta­kim, z którym nie można już się rozstać. 

KOMENTARZE