fbpx

W życiu każdego motocyklisty przychodzi moment, kiedy musi wjechać w teren! Ja przez całą dotychczasową egzystencję motocyklową zapierałam się, że uwielbiam jazdę, ale po asfalcie. Wizja szutrów wywoływała pot na moich plecach. Jednak „nigdy nie mów nigdy” i ja też dorosłam do zjechania w bezkres. Ale po kolei.

Tekst i zdjęcia: Katarzyna Szymala, Radosław Związek

Około ośmiu lat temu wybrałam się z moim bratem do Kurdwanowa na zawody cross country, gdzie współczesne motocykle crossowe ścigały się na ściernisku. Spotkaliśmy tam naszego dobrego znajomego, Zbyszka, i postanowiliśmy, że kiedyś zrobimy taką imprezę dla zabytków. Tak też się stało, nasz pomysł urzeczywistnił się jako Cross Country Motocykli Zabytkowych i Klasycznych. Panowie mieli już swoje maszyny, ja też chciałam wystartować, musiałam więc znaleźć odpowiedni motocykl. Na kolejnej edycji imprezy poznałam Madeja, który pozwolił mi się przejechać swoim pięknie przebudowanym na scramblera Suzuki GN 250. Wtedy zrozumiałam, czego mi potrzeba. Pewnego styczniowego wieczoru w 2019 roku dostałam z dwóch niezależnych źródeł cynk, że pojawiła się interesująca oferta sprzedaży Yamahy SR 250… i tak zaczęła się cała przygoda.  Cena była okazyjna, co wzbudziło we mnie pewne obawy. Wiedziałam, że sama nawet nie mam co się zabierać za zakup. Temat skonsultowałam oczywiście z moim bratem, a o pomoc w „wizji lokalnej” poprosiłam dobrego kumpla, któremu ufam w tematach motocyklowych. Finalnie w zimowy sobotni poranek zrobiłam sobie wycieczkę w okolice Sokołowa Podlaskiego, a niecały tydzień później Yamaha SR 250 z 1981 roku przyjechała prosto do zaprzyjaźnionego warsztatu motocyklowego. Założenie było takie: w pierwszym sezonie skupiamy się na mechanice, motocykl ma być sprawny, a nie piękny. Przewidywałam kilka wywrotek w czasie nauki jazdy w terenie, dlatego malowanie odłożyłam na później. Jednak natury nie dało się oszukać, jestem kobietą i moje potrzeby estetyczne też musiały być zaspokojone. Pierwsze decyzje to zmiana kierownicy, kanapy, lusterek, tylnej lampy i kierunków. 

Diagnoza

W czasie zakupu silnik nie wykazywał zbytniego wyeksploatowania. Dół nie wydawał niepokojących odgłosów, natomiast z góry pieca dobiegało delikatne popiskiwanie, poza tym widać było, że „nasi tam byli” – mnóstwo silikonu pomiędzy układem blok-cylinder-głowica oraz gdzie się da, drobne wycieki spod głowicy, dekielków  inspekcyjnych luzów zaworowych i cylindra, śruby z różnych parafii. Dół nie nosił śladów jakiejkolwiek ingerencji, co przy przebiegu 64 000 km wzbudzało mieszane uczucia. Cena była jednak kusząca, także… jest ryzyko, jest zabawa. Podczas pierwszych regulacji i przeglądu wyszło, że główka korbowodu jest już przytarta i wypracowana. Stopa korbowodu nie wykazywała żadnych luzów oraz zużycia. Po burzy mózgów zapadła decyzja, by nie brnąć dalej w przebijanie korbowodu i generowanie dużych kosztów. Główka korbowodu została lekko roztoczona, tłok również. Został dotoczony nadwymiarowy sworzeń , po czym wszystko zwymiarowane i spasowane wróciło na swoje miejsce. Układ tłok-cylinder nie wykazywał oznak zużycia, więc po przehonowaniu wjechały nowe pierścienie OEM. Zawory zostały dotarte, dostały nowe uszczelniacze. Całość złożono na nowych uszczelkach. I tak oto silnik wrócił do żywych, w pełni sprawny. Dodatkowo gaźnik trafił do myjki ultradźwiękowej i dostał nowy zestaw naprawczy, kranik również.Przednie lagi otrzymały nowe uszczelniacze, olej oraz gumy ochronne. Hamulce zostały przejrzane. W mojej SR pojawiły się kierownica z rozpórką, nowe lusterka, manetki oraz kierunki. Oryginalne, sfatygowane boczki zostały zastąpione aluminiowymi panelami pod numery startowe, nad którymi osiadła nowa brązowa kanapa. Zostały założone opony drogowo-terenowe dla lepszej zabawy w poza asfaltem (takie było przeznaczenie motocykla). „SReberko” było gotowe do prucia bezdroży…Dokładnie 25 kwietnia odebrałam SR 250 od mechaników. Cóż to była za radość, tym bardziej, że mój „pierwszy” motocykl, Kawasaki W800, tego samego dnia oddałam na coroczny serwis przed sezonem. Yamaha jest mała, zwinna, lekka. Sama, bez strachu, zaczęłam coraz odważniej wjeżdżać w piaskowe drogi, bezdroża, lasy i zarośla. Nie obawiałam się, że jak położę motocykl, to będę musiała go tam zostawić bo nie dam rady go podnieść czy wyciągnąć. Zupełnie nowy, inny rodzaj motocyklizmu i to na moim pierwszym własnym, sprawnym zabytku. Tak spełniło się moje kolejne małe motocyklowe marzenie! Niestety ze względu na pandemię nie mogliśmy w sezonie 2020 zorganizować Cross Country Motocykli Zabytkowych i Klasycznych, jednak nie poddajemy się ze „SReberkiem” i liczymy na start w 2021 roku.  

Krótka charakterystyka „SReberka” 

Yamaha SR 250 produkowana była od 1980 do 1982 roku w Stanach Zjednoczonych, a od 1982 do 2000 roku w Hiszpanii, w dwóch wersjach. Pierwsza generacja: 1980-82, okres hiszpański: obie wersje, od 2001 roku druga generacja. SR 250 to mniejsza siostra SR 500. Silnik jednocylindrowy o pojemności 238 ccm i mocy 21 KM przy 8000 obr./min, prędkość maksymalna: 130 km/h, waga: 130 kg, zbiornik paliwa: 10 l, spalanie: 3,1 l/100 km.To cudne maleństwo stało się dla mnie odskocznią, zabawką, nową przygodą. Osobiście szczerze poleciłabym tego typu motocykl świeżo po zrobieniu prawa jazdy kategorii A, zwłaszcza dla pań. Lekki, łatwy, niezawodny, idealny do szlifowania techniki jazdy i umiejętności. Bardzo też wdzięczny do modyfikacji i przebudowy bez większego żalu. Nie jest demonem  prędkości czy przyśpieszenia, jednak na pewno można się na nim delektować przyjemnością z jazdy. Wygodny i tani w utrzymaniu. Nadaje się do jazdy wszędzie, oprócz autostrad. 

Poniesione koszty: 

Motocykl Yamaha SR 250 ccm 1981 r. – 1800 zł 
Przegląd – 60 zł
Pierścienie – 125 zł
Kanapa – 171 zł
Kranik – 68 zł
Króciec i zestaw naprawczy gaźnika – 333 zł
Opona przód – 158 zł
Opona tył – prezent
Kierunkowskazy – 129 zł
Lusterka – 105 zł
Tylna lampa – prezent
Mechanik + części – 1083 zł

Suma: 4032 zł

 

KOMENTARZE