fbpx

Nie licząc kłopotów z uszkodzoną nawigacją wszystko odbywa się zgodnie z planem. VanVan nawija na koła kolejne kilometry i wraz z podróżniczką odwiedza najbardziej zaskakujące miejsca. Po drodze był deszcz, kawałki skał na jezdni, modlitwy a czasem jazda w tempie 10 km/h. Weronika Kwapisz: ”Ile to już kilometrów za mną?! 12.000!!! A przecież to jeszcze […]

Nie licząc kłopotów z uszkodzoną nawigacją wszystko odbywa się zgodnie z planem. VanVan nawija na koła kolejne kilometry i wraz z podróżniczką odwiedza najbardziej zaskakujące miejsca. Po drodze był deszcz, kawałki skał na jezdni, modlitwy a czasem jazda w tempie 10 km/h.

Weronika Kwapisz: ”Ile to już kilometrów za mną?! 12.000!!! A przecież to jeszcze nie koniec mojej przygody. Po tylu wspaniałych widokach, boskich trasach motocyklowych często myślę, że już nic mnie nie zaskoczy, a jednak wyprawa z dnia na dzień przybiera nowych kolorów. W Hiszpanii dowiedziałam się, że moja nawigacja wcale nie jest wstrząsoodporna, bo po upadku na ziemię z wysokości 30 centymetrów pękł ekran. Niestety prócz wyświetlania powitalnego loga nie mogłam z tym urządzeniem zrobić nic innego, jak schować go do kufra. W sumie sama się o to prosiłam, bo setki razy groziłam nawigacji, że wrzucę ją do przepaści albo jakiegoś wodospadu, kiedy znienacka się wyłączała.

W Pirenejach złapała mnie mgła na szczycie góry, a droga zjazdowa wyglądała, jak wąziuteńka ścieżka bez barierek za to z setką agrafek. Zjeżdżając 10km/h modliłam się… Co rusz mrużąc oczy, gdyż musiałam jechać z otwartym kaskiem, aby cokolwiek widzieć, przez co woda wlewała mi się do środka. I tak na jednym z zakrętów napotkałam skuloną, zziębniętą parę Niemców, którzy wraz ze swoimi motocyklami postanowili poczekać, aż warunki się zmienią. Stojąc tak wspominaliśmy wszystkie ciepłe miejsca, które dotychczas odwiedziliśmy i w głębi duszy zastanawialiśmy się, co nas do cholery podkusiło, aby wybrać tą trasę?!

Kolejny dzień obfitował wcale w nie mniejsze atrakcje. Do pokonania miałam 400 km, co przy wyborze tras lokalnych jest całkiem sporą odległością, a że co rusz trafiałam na zamknięte drogi mój dystans się wydłużał i wydłużał. W pewnym momencie, gdy już się powoli ściemniało trafiłam na kolejną drogę, którą na mapie wyglądała, jak prosta nitka, a okazała się obfitującą w serpentyny trasą. Co rusz mijałam rozrzucone kamienie na drodze, kawałki skał Nagle przed sobą zobaczyłam wielką przepaść w miejscu, gdzie powinien być asfalt. Na całe szczęście ktoś przytomnie wysypał hałdę żwiru, dzięki czemu wyhamowałam w porę. Musiałam wracać pod górę kilkanaście kilometrów – byłam wściekła i wykończona. Nie było mowy, abym tego dnia dotarła do celu. Na całe szczęście, ani na chwilę nie buntował się VanVan. Ten motocykl dzielnie i z dużą dozą wyrozumiałości znosi moje humory i wybory takich, a nie innych tras. Za co jestem mu ogromnie wdzięczna.„

Weronika Kwapisz 6 lipca rozpoczęła samotną wyprawę po Europie Suzuki VanVan’em 125. Hasło: Jedna dziewczyna, jeden motocykl, 15 000 km, bo życie to przygoda! – mówi właściwie wszystko o charakterze tej podróży. Za nią już m.in: Niemcy, Dania, Islandia, Wyspy Owcze, Portugalia, Hiszpania i Francja. Przed nią jeszcze wiele dni spędzonych w trasie.

Wyprawa objęta jest patronatem Suzuki „Way of Life” i odbywa się dzięki wsparciu firm Suzuki Motor Poland, Sony, Auto-Wache oraz LS2.

KOMENTARZE