Motocykle klasy Adventure długo musiały walczyć o szczerą miłość motocyklistów, a nie tylko pragmatyczną sympatię. Dziś te motocykle wyewoluowały do takich form, że nierzadko trudno ich nie lubić. Mało tego, momentami są albo tak dobre albo tak skrajnie różne, że spośród obecnych na rynku, ciężko nawet hipotetycznie wybrać, ten jeden, najfajniejszy model. Dlatego ja wybrałem ich aż 10!

Yamaha Tenere 700

Gdyby moja podróż życia prowadziła w większości przez szutrowe odcinki i zapadłe dziury, Tenere nie miałaby pokaźnej konkurencji. Ze wszystkich ADV, temu sprzętowi ufam najbardziej i to w każdej dziedzinie. Prosta i bardzo dobrze znana jednostka CP2 pokazała już, że ani nie jest kapryśna, ani duże przebiegi jej niestraszne. Ale ufam jej nie tylko pod względem niezawodności, ale i jazdy. Po prostu wiem, że nad tym motocyklem mam kontrolę i zaskoczyć mogę się tylko pozytywnie, no chyba że coś sknocę. Zestrojenie podwozia i osiągi silnika pozwalają czuć się naprawdę pewnie w terenie i na asfalcie. Co prawda na papierze osiągi nie robią potężnego wrażenia – 74 KM i 68 Nm to niby umiarkowane wartości – ale rzeczywistość pokazuje, że wystarczające na motocykl tego typu. Na asfalcie dwucylindrówka jest wystarczająco sprawna, zwłaszcza w połączeniu z niską jak na ADV masą 205 kg z płynami. Natomiast w terenie… W terenie nie trzeba niczego więcej, no może poza podstawową wiedzą, jak korzystać z Tenery. Ależ to jest wtedy radosny motocykl!

KTM 890 Adventure R

Oto i główny konkurent Tenery w kategorii radości z jazdy w terenie. Nie znam motocykla, którym łatwiej robi się potężne szutrowe drifty. Nie jestem w nich mistrzem świata i okolic, ale tutaj wyważenie i błyskawiczna reakcja na gaz czynią tę rzecz niewyobrażalnie łatwą. 890-tka to harpagan, który do szybkiej jazdy w terenie jest po prostu doskonały. Nie jest może tak zwinny w ciasnych, endurowych odcinkach jak Tenere, ale szybkie trasy to jego królestwo. No i jest znacznie wygodniejszy. Dobra ochrona przed wiatrem, wygodne kanapy i fantastyczne prowadzenie na asfalcie czynią z niego równie dobrego turystę asfaltowego co terenowego. I co ważne, przyjemnie ma tutaj nie tylko kierowca, ale i pasażer, bo miejsca dla niego nie brakuje. 

KTM LC4 690 Carbon Fox

Może i nie jest to seryjny motocykl, ale kupić go może każdy z odpowiednim zapasem gotówki. Jest to bowiem seryjny KTM LC4 690 lub Husqvarna 701 Enduro ubrane w rajdowe nadwozie wykonane z włókna węglowego, co ciekawe,  produkowane w Szczecinie! W ten sposób, z natury już zwinny i rewelacyjny w terenie motocykl stał się także wygodnym turystykiem z niezłą aerodynamiką i ochroną przed wiatrem. Już dawno motocykl nie zrobił na mnie takiego wrażenia i tak mocno nie zapadł mi w pamięć jak ten. Myślę, że w tym teście wyjaśniłem wystarczająco, co czyni ten motocykl tak emocjonującym. 

Aprilia Tuareg 660

Przyznaję się bez bicia, że nie miałem jeszcze tego motocykla pod zadkiem*. Natomiast bardzo czekam na ten moment, bo nadzieje wobec Aprilii Tuareg mam ogromne. Po pierwsze dlatego, że Aprilia powraca do segmentu lekkich terenowych turystyków w wielkim stylu i próbuje podgryźć Tenere. Po drugie, lekka jak na ADV konstrukcja (204 kg gotowa do jazdy), żywiołowy dwucylindrowy silnik i zapewne jak to w Aprilii – świetne podwozie zwiastują naprawdę dobrą zabawę. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.*Za to jeździł na niej Andrzej i mówił, że to fantastyczny motocykl. Mam nadzieję, że i mi przypadnie do gustu równie mocno. 

Romet ADV 125

Dlaczego trafił tu Romet ADV 125? Trochę z sentymentu po tym, jak przejechaliśmy nim Enduro Rally 24, trochę ze względu na to, że jest tani, a trochę ze względu na to, że jest zobojętniały na wszystko. Nie robi mu różnicy, po jakiej nawierzchni jedzie – czy to asfalt, czy bezdroża, wszędzie jest podobnie wolny i wszędzie pozwala ci mieć wywalone na wszystko. Pośpieszyć nie pospieszysz, bo nie masz czym. Wyglądać na nim stylowo nie potrzebujesz, bo i po co. A jak go porysujesz czy powgniatasz to i tak żadna szkoda, bo za ceną zakupu idą niskie ceny serwisu i części. Poza tym prawdopodobnie jak już na niego wsiadasz, to oznacza, że jedziesz na ryby, grzyby albo ognisko, co już się dobrze kojarzy. Co prawda nie wziąłbym go w podróż życia, ale szukałbym na nim przygód w najbliższej okolicy, bo jazda na nim jest po prostu zabawna. Mówcie co chcecie, ale darzę ten motocykl dziwną, odrobinę patologiczną miłością i serce podpowiedziało mi, że powinien się tu znaleźć.

Royal Enfield Himalayan

Poczciwina to najlepsze słowo określające Himalayana. Nie wyróżnia się niczym, nie chwyta cię za serce emocjonującymi osiągami ani nie powala wysmakowanymi detalami. On jest po prostu prosty i szczery do bólu, a także zupełnie inny od reszty motocykli, znacznie nowocześniejszych i bardziej dopasionych. Ma być nieskomplikowany i niewymagający, po to, żeby w podróży pozwolić Ci na relaks płynący nie tylko z braku pośpiechu, ale i pewności, że poradzisz sobie z nim w każdej sytuacji. Na wyjazd po szerokich szosach Europy raczej bym go nie wybrał, bo jednak fajnie mieć coś dynamiczniejszego, hamującego i wygodniejszego, ale gdybym pragnął zapuścić się w dzikie i wysoko położone zakątki Azji, pewnie bym wskoczył na Himalayana. Już sama podróż tam zapewne byłaby dużym wyzwaniem, więc chciałbym, żeby motocykl był jak najmniejszym balastem.

BMW R 1250 GS

Apropos podróży po cywilizowanych zakątkach świata… Chyba każdy ma tak, że czasem zamiast szaleństwa, odczuwa potrzebę komfortu. Jazdy w trakcie której nie wkurzają Cię brzęczące plastiki, wibracje na podnóżkach czy manetkach, wiatr kołatający twoją głową itd. Ja przynajmniej tak mam, że nachodzi mnie czasem ochota, by cała droga przebiegała aksamitnie. Wtedy duży GS byłby wyborem doskonałym. Co ciekawe, nieszczególnie pociąga mnie ten motocykl. Ani nie podoba mi się wizualnie, ani nie śni mi się po nocach, ale uwielbiam to, jak jest dopracowany i wygodny.

KTM 1290 Super Adventure S

Jestem w takim wieku, że częściej jednak kręcą mnie motorki emocjonujące, podnoszące ciśnienie ponad skalę. A takim właśnie jest KTM 1290 ADV. Nie przeszkadza mi nawet, że jest paskudny, na swój sposób mi się podoba. Ale Święty Motorze, jak to jeździ! Genialne podwozie, które uwielbia ostre traktowanie i silnik, który ostro traktuje nierozważnego kierowcę. 

Na nim nie trzeba wcale zwiedzać fajnych miejsc, żeby wycieczka była emocjonująca. Wystarczy, że po drodze masz sporo zakrętów i kilka prostych, a po 50 km jesteś upojony endorfinami. Co ciekawe,  oprócz tego, że jest dziki, to ten motocykl jest bardzo komfortowy, pakowny i pozwala na wygodne podróże we dwójkę. Tylko nie wiem co na to plecaczek… Super Adventure bardzo kusi do złego, oj bardzo. Czasem aż za bardzo, więc w sumie dobrze, że aktualnie mnie na niego nie stać. Mam jednak nadzieję, że kiedyś stanie w moim garażu. Nie wiem dlaczego, bo jest za mocny i zbyt wściekły, ale pragnę go szczerze, bo żaden asfaltowy ADV nie może się z nim równać pod względem emocji i prowadzenia. No chyba że Ducati Multistrada 1200/1260 S, ale kryterium przyjąłem takie, że piszę w tym artykule o motocyklach dostępnych obecnie w salonach. Natomiast co do Multi V4 to się nie wypowiadam, bo jej jeszcze nie upolowałem.

Honda CRF1100L Africa Twin

Afryka to taki złoty środek, wybitnie „plastyczny” adventure. Ma pazur, pozwala na szaleństwa, ale nie namawia do przestępstw drogowych. Z drugiej strony łatwo z agresywnej szutrówki zmienia się w wygodny kanapowóz dla dwóch osób. Dla mnie to chyba najbardziej uniwersalny adventure. Wybitnie sprawny w terenie, zwłaszcza jak na tę wagę, i bardzo wygodny na asfaltowych, nawet krętych i bardzo dziurawych drogach. A jeśli wyposażyć się w drugi zestaw opon, lub co lepsze, kół, można mówić o prawdziwym szczęściu na dwóch kółkach

Moto Guzzi V85 TT

Może się wydawać, że w tym motocyklu nie ma nic pociągającego. No dobra, jest bardzo ładny i ma ciekawy układ silnika, ale co jeszcze? No teoretycznie nic. A praktycznie? No właśnie, tym motocyklem trzeba się przejechać, żeby go docenić. Bez dwóch zdań to sprzęt z gatunku tych z duszą. Spokojny, trochę leniwy silnik ma ciekawą kulturę pracy, zawieszenia są wygodne i bardzo posłuszne, a całe podwozie i ergonomia są tak opracowane, że naprawdę ciężko go nie lubić.

Moto Guzzi V85 TT nie radzi sobie w terenie, nie jest najszybsze, jest za to przyjemne, posłuszne i wyciszające jak mało który model na rynku. Pokochała go także moja narzeczona, która stwierdziła, że to jak na razie najwygodniejszy i najfajniejszy motocykl, na jakim podróżowała. A trochę większych i niby wygodniejszych razem zjeździliśmy.

 

KOMENTARZE