fbpx

Polak, Węgier dwa bratanki… to przysłowie znają już dzieci w podstawówce i nad wyraz dobrze zakorzeniło się w polskiej świadomości. Zatem, kto jak nie zawodnik znad Dunajca, miałby pokazać Węgrom jak się walczy o czołowe pozycje w SuperEnduro?

W miniony weekend, po raz pierwszy w historii, Mistrzostwa Świata SuperEnduro zawitały do Węgier. Czwartą, przedostatnią rundę tego sezonu rozegrano w hali im. Laszlo Pappa w Budapeszcie. Prawdopodobnie to GP zostanie zapamiętane jako najbardziej zacięte w całym kalendarzu 2019. Zresztą po madryckiej rundzie było to do przewidzenia. Po tym jak prowadzenie objął Haaker, a różnice w stawce nie były już tak kosmetyczne, wiadomo było, że czołówka zrobi wszystko żeby podciągnąć się w generalce. W szczególności Tadek, który na poprzedniej rundzie został oskubany z punktów z drugiego wyścigu (słusznie czy nie, to pozostawimy sędziom, którzy rozpatrują protest), a jakby tego było mało do Budapesztu przyjechał mocno poobijany i ze spękaną kością strzałkową.

Cody Webb też nie lądował w Budapeszcie z luźnym podejściem. Amerykanin, tak samo jak Tadek miał niedobory punktów z Madrytu, po tym jak spadł mu łańcuch na ostatnim biegu. Madziarzy chyba przewidzieli, że nikt nie będzie brał u nich jeńców i zbudowali tor, który sprzyjał ściganiu się łokieć w łokieć – rytmiczny i szybki.

Dobry początek

Przed startem Tadek nieco przestraszył kibiców mówiąc o swoich pamiątkach po Madrycie, ale zapewnił, że mocne leki przeciwbólowe powinny uratować sytuację. Wiedział co mówi, bo na SuperPole zgarnął drugie miejsce czyli dodatkowe dwa punkty do generalki i możliwość wyboru dogodnego miejsca przy maszynie startowej.

[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2019/02/266752_cody.webb_SuperEnduro-2019-Rnd-4_2385.jpg” height=”500″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false”][/dd-parallax]

Cody Webb, jako zwycięzca SuperPole mógł wybrać je jako pierwszy i zrobił to dobrze. Już po starcie pierwszego biegu, wskoczył na prowadzenie i zostawił wszystkich w tyle. Po tym jak złapał rytm, musiałby się zdarzyć cud, żeby ktokolwiek mógł go wyprzedzić. Był to więc samotny bieg po zwycięstwo. Więcej emocji dostarczył jednak duet Błażusiak-Haaker. Panowie mają się ku sobie na motocyklach i nie opuszczali się na krok. Tadek jednak twardo trzymał się drugiej pozycji, choć Haaker nie raz dosłownie jechał mu na kole. Całe szczęście obyło się bez wypadków oraz przetasowań w pozycjach i Tadek dojechał na drugim miejscu, a za nim metę przekroczył Haaker.

Lepiej chodzić niż jeździć

Po szczęśliwie zakończonym pierwszym biegu Tadek zsiadł z motocykla i… pokuśtykał do swojego padoku. Zdecydowanie chodzenie nie wychodziło mu tak dobrze jak jazda, choć ta też nie była taka sama jak zwykle.

Musiał nieco zmodyfikować swoją pozycję i jechać obciążając tylko jedną nogę. Mimo to, Tadek nie wymiękł ani razu. Podczas drugiego finału, musiał jednak ustąpić Haakerowi, choć nie oddał miejsca łatwo i walczył do samego końca. Kolejne 17 punktów doszło na konto Polaka. Trójkę zamknął tym razem Webb, który nie może zaliczyć tego wyścigu do najlepszych. Amerykanin nie mógł znaleźć swojego rytmu do samej mety.

Wyścig gęsiego

Przystępując do ostatniego biegu, Amerykanie mieli punktowy remis, a Tadek jednopunktową stratę do nich. Nikt nie był więc bezpieczny i każdy miał taką samą szansę na zwycięstwo w całej imprezie. Choć po pierwszym zakręcie na czele stawki widniał numer #111, do samego końca ciężko było obstawić potencjalnego zwycięzce. Pierwsza trójka jechała dosłownie gęsiego aż do ostatnich sekund wyścigu. Nie raz karambol wisiał w powietrzu. Amerykanie tak zawzięcie gonili Tadka, że czasem między nich nie udałoby się wcisnąć nawet żyletki.

[dd-parallax img=”https://swiatmotocykli.pl/wp-content/uploads/2019/02/266776_taddy.blazusiak_SuperEnduro-2019-Rnd-4_1975.jpg” height=”500″ speed=”2″ z-index=”0″ position=”left” offset=”false”][/dd-parallax]

Błażusiak jednak jak zwykle miał oczy dookoła głowy i nie dał się spłoszyć. Tym samym zakończył trzeci finał i całą imprezę w ogóle, jako triumfator. Z pękniętą kością, jadąc przekrzywionym na jedną stronę. Słowa piosenki Magdy Steczkowskiej same cisną się na usta, prawda? 🙂 Niestety, przez braki punktowe z poprzedniej rundy, strata do lidera generalki – Coltona Haakera wciąż jest spora i wynosi 27 punktów.

Niedobory reprezentacyjne

Choć występ Tadka sprawił, że aż się ciepło na sercu robi, to odczuliśmy niestety niedosyt Polaków w węgierskiej arenie. Zabrakło na pewno Emila Juszczaka, którego kontuzja ręki zmusiła do przerwania debiutanckiego sezonu w klasie Prestige. Obok Emila i Tadka na maszynie startowej miał stanąć także Grzegorz Kargul, ale niestety nie udało mu się zakwalifikować do finałów.

Za to Dominik Olszowy zaliczył swój kolejny występ na międzynarodowej arenie. Choć pierwsze dwa biegi nie do końca szły po jego myśli i zakończył je odpowiednio na 11 i 8 miejscu, to za trzecim podejściem metę przekroczył jako drugi co dało mu 5. lokatę w całym GP.

Klasyfikacja GP Węgier:

Prestige:
  1. Tadeusz Błażusiak
  2. Cody Webb
  3. Colton Haaker
Junior:
  1. William Hoare
  2. Tim Apolle
  3. Enrico Rinaldi

  1. Dominik Olszowy

Klasyfikacja generalna po GP Węgier:

Prestige:
  1. Colton Haaker 211 pkt
  2. Cody Webb 199 pkt
  3. Tadeusz Błażusiak 184
Junior:
  1. William Hoare 227 pkt
  2. Tim Apolle 163 pkt
  3. David Cyprian 134 pkt

  1. Dominik Olszowy
KOMENTARZE