Historia którą zaraz przeczytacie może Was wprawić w niemałe osłupienie. Takie rzeczy nie zdarzają się często! Ba! Nawet jeśli się zdarzą nikt o nich nie mówi, ze względu na złożoność historii.

Ta podróż odbyła się już kilka lat temu, ale to nie czas jest w niej najważniejszy. Nie znajdziecie tu popisów enduro czy opowieści o kolejnych podbojach świata. To zupełnie inny wymiar przeżyć.

Wyprawy Skuterem

Gillera Runner, sami przyznacie, nie należy do motocykli turystycznych, chociaż pewnie ten artykuł nie potwierdzi tych słów. Wyboru Piotr jednak zbyt wielkiego nie miał. Prawa jazdy również. Siedzenie w domu nie pomagało, a jego kumpel gdzieś tam był, prawdopodobnie był.

Brak prawka i szybka zmiana planów

Nadszedł dzień wyjazdu. Dzień pierwszej w życiu wyprawy. Bez sprzętu i doświadczenia. Zamiast motocyklowej kurtki Piotr wiózł kilka koszulek założonych naraz, zamiast kasku na głowie miał chińską skorupę, którą można było okręcić na głowie, nie wspominając o przygotowaniu merytorycznym czy fizycznym – przecież czekała go trudna i długa droga. Powstało kilka zakładów, które dodatkowo go motywowały, a wypicie skrzynki wygranego piwa mogło być już tylko zwieńczeniem podróży, od której wszystko się zaczęło.

Wyprawy Skuterem

Jeden z kumpli w dniu wyjazdu rzucił: „Tym Papakiem to ty nigdzie nie dojedziesz! – Nie wiedział jak prorocze będą jego słowa. Tak Gillera Runner stała się Papakiem. Papakiem, który przejechał kawał świata!

Pierwsze dni wyprawy nie należały do najprzyjemniejszych. Już na samym początku okazało się, że nasz bohater nie może przekroczyć granicy z Czechami ze względu na to, że nie posiada prawa jazdy(!). Piotrek po prostu miał wrażenie, że we wszystkich krajach UE, prawo jest podobne i nie pomyślał, że może mieć z tym problem. Na szczęście w każdej opresji można wyjść obronną ręką i już niedługo skuter pojechał w kierunku nieco bardziej zachodnim, finalnie wjeżdżając do Niemiec. Skomplikowało to niestety wyjazd ze względu na wydłużenie trasy oraz na wzrost kosztów.

Dopinguje go cały Bełchatów

Noce spędzał na kempingach, czasami spał na dziko. Pogoda również go nie rozpieszczała. Jechał w deszczu i walczył z wiatrem. Nie miał na sobie sprzętu motocyklowego, każda górka była wyzwaniem, każda utrata prędkości była trudna do nadrobienia. W końcu Piotr przejechał przez Alpy i większą część Włoch. Stanął na pokładzie promu, który zabrał go z ziemi włoskiej, do greckiej. Finalnie pozostało mu już tylko 400 km do Aten. Po krótkim zwiedzaniu miasta udał się ponownie na prom, aby wreszcie po dłuższej chwili stanąć swoimi kołami i nogami na Krecie!

Poszukiwania, czyli jak Piotr i Papak zostali szklarzami

To nie była wyprawa zorganizowana, w której wszystko dograne jest pod wskazówkę zegara. Piotr doskonale sobie z tego zdawał sprawę, a budżet który znajdował się w jego portfelu ledwie wystarczał na przejazd tam i z powrotem. Spał na plaży. W dzień szukał „Przyjaciela”. Niestety nikt go nie widział. Ostatni list, który przed wyjazdem, wręczyła mu matka „Przyjaciela” wskazywał adres położony kilka kilometrów od jego ówczesnego położenia. Pojechał tam skuterem, okazało się, że od bardzo dawna nikt go tam nie widział. Niestety podróż znacząco się wydłużyła, kasa uchodziła z portfela niezwykle szybko. Piotr musiał znaleźć pracę.
Chociaż to poszło całkiem sprawnie – zatrudnił go były pracodawca zaginionego kumpla. Piter został szklarzem – co prawda przejściowo, bo przecież trzeba było jechać dalej. Zarobionej forsy starczyło na fajki i jedzenie, a z plaży Piotrek nadal się nie wyrwał. Dobrze, że było ciepło. Takie jest życie, mimo wszystko, to przygoda

Mijały kolejne dni, odwiedzał szpitale, posterunki policji, polski konsulat – nikt nic nie wiedział. Zresztą ciężko było się z kimkolwiek dogadać, to był wtedy dla niego zupełnie inny świat. Nie znał języków obcych, nie znał innych kultur.

Wyprawy Skuterem

W końcu otrzymał trop. „Przyjaciel” był widziany jakieś trzy miesiące temu. Tzn. Żyje! Żyje, czyli jest nadal o co walczyć. Pani w konsulacie wydrukowała mu mapkę z zaznaczonym parkiem, gdzie żyją bezdomni Polacy(!). Szybko tam dotarł. Chodził po parku ze zdjęciem, aż w końcu trafił na naszych rodaków – zdecydowanie bezdomnych. Pokazał im zdjęcie – poznali go, choć od jakiegoś czasu nie widzieli. Podejrzewali, że złapało go delirium i wylądował w szpitalu. Obiecali, że jeśli go spotkają to przyprowadzą go kolejnego dnia w to samo miejsce.

Umówienie się w parku nie było prostym zadaniem. Piotr, po prostu bał się, że jeśli kumpel dowie się o jego obecności, to może najzwyczajniej zwiać. Poprosił zatem parkowych rodaków, aby jeśli go spotkają, słowem się nie wydali, że ten go szuka. Następnego dnia Piotr był na miejscu zbiórki już dwie godziny przed spotkaniem. Czekał. To jedyne co w obecnej sytuacji mógł robić. W końcu przyszli, przyprowadzili go. Zarośniętego, opuchniętego. „Przyjaciel” wytrzeszczył ślepia, obaj uronili łzy. Tak bywa kiedy trudne historie znajdują wspaniały finał.

Okazało się, że przyjaciel Piotra przedstawił swoim kompanom zakrzywioną historię swojego życia. Według niej nie mógł wrócić do kraju, twierdząc że w Polsce czeka na niego odsiadka, i właśnie dlatego ukrywa się na Krecie. Tak niestety robi wiele osób, chcąc uciec od problemów, z którymi przyszłoby im się zmierzyć po powrocie do kraju.

Piotrek musiał się przenieść z plaży na kemping – chociaż nie miał pieniędzy na pobyt ich obu w zorganizowanym miejscu, to musiał jednak zadbać o swojego kumpla. Umyć go, obciąć mu włosy czy po prostu kupić ubrania. Bardzo szybko okazało się, że nasz uciekinier nie miał nawet dowodu osobistego, ani żadnego dokumentu, który uprawniał by go do przekroczenia granicy i powrotu do kraju. Udali się, więc wspólnie do konsulatu, zrobili zdjęcia i złożyli wniosek o przyznanie tymczasowego dowodu. Niestety wszystko przedłużało się, a kasa się po raz kolejny kończyła. Jeździli skuterem po wyspie i szukali jakiś tańszych możliwości życia. Piotr wrócił na plażę, tym razem już nie sam.

Nie mieli wyboru, na szczęście było ciepło, więc w zasadzie nocleg na plaży był przyjemnością. Piter musiał jednak pamiętać o tym, że jego kumpel jest chory. Każdego dnia, gdy tylko „Przyjaciel” osuwał się i zaczynał dygotać Piotr podawał mu porcje alkoholu. Odkładał jednak kolejne dawki na co raz późniejsze godziny, chciał aby ten przyjmował je coraz później. Prosił by wytrzymał jeszcze dwie godziny, jedną…

Władywostok

To nie było łatwe. Pierwszy raz widział jak nałóg prowadzi do niezwykłego cierpienia, obserwacja tego nie należała do przyjemnych, ale musieli to wspólnie przezwyciężyć. Jakoś się udawało!

Jesteście parą?

Po kilku dniach chłopaki zostali uświadomieni przez jednego z Greków, że na plaży sypiają raczej chłopcy ze swoimi drugimi męskimi połówkami. Nasi podróżnicy wspólnie stwierdzili, że nie wypada tam mieszkać dalej. Wrócili do parku gdzie odnaleźli ze starych przyjaciół naszego „uciekiniera”. Spędzili tam kilka dni. Co ciekawe w relacjach tych ludzi było coś więcej niż „menelstwo” i wynaturzenia. Dbali o siebie, wiedzieli że są  zdani tyko na siebie. Kiedy jednego łapały drgawki alkoholowe, reszta wysypywała ze swoich dziurawych skarpet grosiki, zrzucali się i pomagali sobie nawzajem. To może zabrzmieć idiotycznie, ale tworzyli swojego rodzaju rodzinę.
W końcu nasi bohaterowie musieli zmienić swoje miejsce. Kończyły się pieniądze, a noclegi w parku do spokojnych nie należały. Obaj udali się do kościoła gdzie rozdawano ubogim posiłki, tak się pożywiali. Noce spędzali w ruinach hotelu.

W końcu nadszedł dzień odbioru dowodu osobistego. Wydawać by się mogło, że teraz będzie już tylko z górki. Życie jednak pisze swoje scenariusze.
Nie starczyło im pieniędzy na samolot dla „Przyjaciela”. Piotr wykonał telefon do Polski z prośbą o pomoc finansową – dostał ją. „Przyjaciel” ubrany w sandały, spodenki i koszulkę wsiadł do samolotu. Po dwóch latach pobytu na Krecie została mu w dłoni tylko „foliówka” z kanapką i 10Euro w kieszeni letnich spodni. Tak na wszelki wypadek, gdyby drgawki wróciły…
Piotr i Papk mogli wracać- Na skuterze to przecież tylko 14 dni!

To jedna z historii Piotra Głowackiego, podróżnika i motocyklisty.
Piotrek swoim skuterem pokonał wiele tysięcy kilometrów. Powyższa historia była jego pierwszą wyprawą skuterową. W kolejnych latach odwiedził Syrię, Maroko, Egipt, Kazachstan, Koreę Płd, Kanadę czy Mongolię. Bił rekord Guinnessa w nieprzerwanej jeździe skuterem. Przez ostatnie cztery lata jest w podróży dookoła świata. Z całą świadomością słów piszemy: jest! Po ciężkim wypadku pod Calgary musiał zatrzymać swoją wyprawę. Obecnie znajduje się w Polsce gdzie od dłuższego czasu dochodzi do siebie. Przed nim długa droga, ale już teraz zapewnia, że wróci do podróży, którą rozpoczął wiele miesięcy temu!

Papak

Od autora
Do napisania powyższej relacji z podróży nakłoniłem Piotra po wielu latach milczenia. Wyjazd odbył się w 2008 roku. W ówczesnych relacjach powyższy wątek nie był opisywany, ze względu na szacunek do bliźnich. Ta kwestia się nie zmieniła, minęło jednak dwanaście lat, a tego typu historie pozwalają wierzyć w innych, wierzyć w ludzkie dobro.

 

KOMENTARZE