fbpx

Frontem do turysty Wycieczka po zamkach wzdłuż dawnej granicy Polski ze Śląskiem i Węgrami to raptem nieco ponad 200 kilometrów, ale trudno je będzie pokonać w jeden dzień, ze względu na atrakcje, których nie sposób ominąć. Dlatego proponuję potraktować trasę jako weekendową, z noclegiem w Krakowie albo w Niedzicy, gdzie dodatkowo możemy zaliczyć spływ Dunajcem. […]

Frontem do turysty

Zamek Ogrodzieniec

Wycieczka po zamkach wzdłuż dawnej granicy Polski ze Śląskiem i Węgrami to raptem nieco ponad 200 kilometrów, ale trudno je będzie pokonać w jeden dzień, ze względu na atrakcje, których nie sposób ominąć. Dlatego proponuję potraktować trasę jako weekendową, z noclegiem w Krakowie albo w Niedzicy, gdzie dodatkowo możemy zaliczyć spływ Dunajcem.

Startujemy w Podzamczu, nad którym góruje zbudowany na skale na wysokości 515 m n.p.m dumny zamek Ogrodzieniec. Ta wspaniała budowla, wzniesiona przez Bolesława Krzywoustego niestety popadła w ruinę w XVIII w. po dwukrotnym pożarze wywołanym przez przechodzące wtedy po naszych terenach, mało przyjaźnie nastawione szwedzkie „wycieczki” (podczas Wojny Północnej).

Obecnie można w nim to i owo zwiedzić, ale należy pamiętać, że w motocyklowych ciuchach marsz pod górę będzie kosztował nieco wysiłku. Wokół zamku rozwija się coś, co można określić jako Obszar Totalnego Chaosu: i na karuzeli można pojeździć, i na batucie poskakać, balonik sobie kupić, wsunąć hot-doga czy loda i jeszcze karykaturę ktoś wam narysuje (czy chcecie, czy nie). A jeszcze park miniatur… O pamiątkowe zdjęcie zadba tuż przy zamku fotoradar miejscowej straży.

Ponieważ my, motocykliści, jak wiadomo uwielbiamy takie klimaty, sądzę, że po jakichś 30 minutach padnie komenda „na koń” – czyli jedziemy w spokojniejsze miejsce, do Pieskowej Skały.

Fot. Jarosław Spychała

Fot. Jarosław Spychała

Los nie oszczędzał

Zamek Pieskowa Skała

Jadąc całkiem sympatyczną drogą nr 791, miniemy po drodze znak kierujący na punkt widokowy na Pustyni Błędowskiej. Dziś to, co kiedyś było pustynią, przypomina bardziej zarośniętą chwastami i krzewami łąkę, więc jeśli nie skręcicie, nic wielkiego nie stracicie.

Od Olkusza zmykamy na drogę 773, która doprowadzi nas do Pieskowej Skały. No i cóż? Znowu „z papcia” pod górę, bo zamki zawsze budowano na wzniesieniach, a te na szlaku Orlich Gniazd wręcz na skałach. Ciekawe, że im większy zamek, tym więcej było chętnych do jego spalenia. Niektóre były nawet palone wielokrotnie. I Pieskowej Skały nie oszczędzono, choć to zamek królewski. Szwedzi zniszczyli go w czasie potopu, potem dwa razy spalił się sam, a na koniec Rosjanie spalili go jeszcze w czasie Powstania Styczniowego. Na całe szczęście został odbudowany i obecnie jest perłą w koronie Szlaku Orlich Gniazd.

Fot. Jarosław Spychała

Fot. Jarosław Spychała

Siła i majestat

Wawel

Jadąc dalej drogą 773, miniemy po lewej słynną Maczugę Herkulesa, po czym w Skale skręcamy na drogę 794, aby dojechać do Krakowa. To fantastyczne miasto pełne zabytków, o niepowtarzalnym klimacie. Dla równowagi psychicznej oferuje niestety bardzo drogie i kiepskie kempingi (jeżeli kogoś interesuje podróż z namiotem) o nazwach Smok i Clepardia. Opłaca się wynająć pokój w jakimkolwiek hostelu, których w Krakowie jest pełno.

A jak Kraków, to i Wawel. Ostatni raz zwiedzałem Wawel jako dziecko, a od tego czasu parę cystern z benzyną przez wydech się ulotniło. W tym czasie zwiedziłem niezliczoną liczbę zamków i w Europie, i w Azji, więc nie oczekiwałem wiele. Ale cokolwiek pomyślicie, powiem wam jedno: Wawel jest najpiękniejszy, najbardziej majestatyczny i ma w sobie siłę i potęgę, jakiej nie ma żaden inny znany mi zamek.

To jest cudo. I cudu trzeba, aby kupić bilet na zwiedzanie którejś z wystaw, ponieważ dyrekcja zamku oferuje turystom z całego świata aż JEDNĄ kasę biletową. Wchodząc na dziedziniec zamku, można się dowiedzieć że? są inne miejsca, gdzie można kupić bilety do krypty czy Dzwonu Zygmunta, ale nie ma o tym wcześniej żadnej informacji.

Zwiedzanie Wawelu to mniej więcej stówka od osoby, bo za wszystko płaci się osobno. Lecz i tak warto. Tylko oniemiałym, brytyjskim turystom nie umiałem wytłumaczyć, co to za cyrk z tymi biletami.

Historia z Inkami

Zamek Niedzica

Z Krakowa wyjeżdżamy w kierunku Wieliczki (gdzie przy odrobinie szczęścia może uda się zjechać do kopalni soli).

Fot. Jarosław Spychała

Fot. Jarosław Spychała

Dalej omijamy główne drogi i krętymi, bocznymi szosami 964, 968 i 969 dojeżdżamy do Niedzicy. To też zamek wzniesiony przy granicy dawnej Polski, ale już po jej drugiej, węgierskiej – w czasach jego świetności – stronie (polski był Czorsztyn).

Przy samej zaporze znajdziemy rewelacyjny wręcz kemping Polana Sosny o standardzie europejskim. Widok na zaporę, dostęp do rzeki, restauracja i jeszcze połowa krakowskich cen. Są i domki, i pole namiotowe. O kilometr – zamek w Niedzicy.

Ta warownia o bardzo burzliwej historii (a jakże, nieraz palona), słynna stała się przede wszystkim dzięki odnalezionemu w niej „testamentowi” Inków, spisanemu językiem quipu.

Znalazł się on tu na skutek wręcz nieprawdopodobnej historii ucieczki ostatniego pretendenta do tronu Inków, bratanka Tupaca Amaru II i jego bliskich do Europy, po upadku powstania, jakie Indianie wzniecili przeciw Hiszpanom w Peru w II połowie XVIII wieku. Jego teść, który szukał szczęścia i bogactwa w Ameryce Południowej, należał do węgierskiego rodu, władającego zamkiem. Uciekinierzy przez pewien czas ukrywali się w Niedzicy. Historia to długa i zawiła, godna hollywoodzkiego filmu.

Fot. Jarosław Spychała

Fot. Jarosław Spychała

Z zamku rozpościera się fantastyczny widok na zaporę, a już 3 kilometry dalej mamy przystań flisaków, z której wręcz należy wyprawić się w niezapomnianą, trzygodzinną podróż łodzią flisacką po Dunajcu, która kończy trasę „od zamku do zamku”.

Fot. Jarosław Spychała

Trzy Korony - spływ DunajcemFot. Jarosław Spychała

Publikacja Świat Motocykli 12/2013.

KOMENTARZE