fbpx

Zabawa w stare motocykle niestety nie jest dla każdego. To wbrew pozorom trudna sztuka, która wymaga od właściciela ogromnego poświęcenia, wytrwałości i znajomości tematu. Nie znaczy to jednak, że jeśli nie posiadamy tych cech to powinniśmy sobie dać spokój z tym zagadnieniem.

Na samym początku powinniśmy rozróżnić kilka kwestii. Przede wszystkim pobudki, którymi kierujemy się wchodząc w świat pojazdów zabytkowych. Najczęściej decydujemy się na zakup i remont motocykla zabytkowego jako pamiątki i wehikułu czasu do lat naszej młodości. To bardzo naturalne i przyjemne podejście do tematu. Rzadziej mamy do czynienia z kolekcjonerami, którzy całe życie poświęcają na odbudowę motocykli i znają na pamięć najdrobniejszy element i historię konkretnego modelu – ten tekst zdecydowanie nie jest dla tej grupy osób. Jest jeszcze jeden typ zainteresowania motocyklami zabytkowymi: inwestycja na (krótką) przyszłość. Dość niepewna trzeba powiedzieć i prowadząca społecznie i rynkowo do pewnych dewiacji, o których druga wspomniana przeze mnie grupa doskonale wie. Myślę oczywiście o przewartościowaniu danych modeli.

Junak M 07 seria próbna

Jakkolwiek byśmy do tematu nie podchodzili to w moim mniemaniu, stając się właścicielem pojazdu zabytkowego, zostają nam narzucone pewne normy, którym powinniśmy sprostać. Należyte przechowywanie sprzętu, dbanie o niego i traktowanie go z odpowiednim szacunkiem to „oczywista oczywistość”. Stając się właścicielem zabytku, niejako stajemy się w posiadaniu dziedzictwa narodowego, właśnie dlatego tak ważny jest odpowiedni charakter posiadacza. Charakter, który sprawi, że nie tylko nie będziemy szli po najmniejszej linii oporu w utrzymaniu sprzętu czy zdobywaniu do niego części. Charakter, który spowoduje, że zgłębimy historię tej konkretnej sztuki i dowiemy się jak, gdzie i przez kogo była jeżdżona i kupiona wiele lat temu. To bardzo ciekawe kwestie, niestety często zapominane przez osoby, które do sprawy podchodzą typowo zarobkowo. 

Jeździjmy na zabytkach, ale z głową!

W moim osobistym mniemaniu motocykl powinien robić to do czego został stworzony, a więc jeździć. Bardzo nie lubię kiedy jednoślady zostają zamknięte w gablocie i na tym kończy się ich „żywot”, ale to jest niestety kwestia bardziej skomplikowana, ponieważ wiem, że są na świecie motocykle, którymi nigdy nie odważyłbym się wyjechać na przejażdżkę.

Oczywiście nie myślę tu o katowaniu w terenie czy na długich odcinkach autostradowych, ale choćby o niedzielnych przejażdżkach – dobrze jest mieć na to czas, tak samo jak należy mieć czas aby zadbać o sprzęt po przejażdżce czy przed nią. 

Miejsce do przechowywania motocykla zabytkowego

Tak naprawdę to właśnie od przemyślenia tej kwestii powinniśmy zacząć nim zdecydujemy się na zakup motocykla zabytkowego. W przeciwieństwie do auta, motocykl nie ma dachu i polskie warunki atmosferyczne potrafią zaprzepaścić godziny pracy przy odrestaurowywaniu motocykla jeszcze szybciej niż w przypadku samochodu. Warto więc przed zakupem zrobić sobie rachunek sumienia czy posiadamy własne, suche, porządnie wentylowane miejsce do przechowywania takiego pojazdu.

Jeśli chcemy zakupić motocykl, który dopiero staje się pojazdem zabytkowym to musimy pamiętać, że zanim taki sprzęt nabierze rzeczywistej wartości, upłynie wiele wody w Wiśle. Co za tym idzie, koszty wynajmu miejsca parkingowego i samego utrzymania (zarówno garażu jak i motocykla) mogą okazać się niewspółmierne do zysków ze sprzedaży oldtimera.

Harley-Davidson XA

Dodatkowo dochodzą kwestie związane z utrzymaniem motocykla w dobrej kondycji. Posiadanie własnych narzędzi oraz sporych umiejętności okaże się w tym przypadku kluczowe. Oczywiście możemy korzystać z firm zajmujących się renowacją motocykli, ale szybko może się okazać, że jest to rozwiązanie dobre i opłacalne tylko w przypadku, w którym kupujemy motocykl WSK, MZ, Cezet czy Junak, dla zaspokojenia naszych marzeń i swoistego powrotu do przeszłości. W przypadku motocykli rzadkich, kolekcjonerskich i przede wszystkich ich większej ilości nieodzownym okaże się posiadanie umiejętności renowacji i sporego zaplecza warsztatowego.

Nie bądź psem ogrodnika

Chciałbym przejść teraz to pewnego problemu, z którym spotkał się pewnie każdy z nas, a więc różnymi „wujkami”, „dziadkami”, „znajomymi” i „sąsiadami”, którzy posiadają oryginalnego, rozebranego komarka, którego: „będę restaurować”.

WSK

Nie, nie będziesz. Jeżeli ten motocykl leży w pudłach od 20 lat, to prawie na pewno już z nim nic nie zrobisz i może faktycznie lepiej się zastanowić nad jego sprzedażą lub wręczeniem go osobie, która będzie w stanie coś z niego zrobić. Rozumiem, że to „moje i już”, ale tak motocykl czy jego elementy mogą po prostu w ciągu kolejnych 20 lat ulec totalnej erozji i przywrócenie poszczególnych części do dobrego stanu może okazać się naprawdę trudne i kosztowne.

Jestem w stanie na szybko podać pięć przykładów osób, które każdorazowo strzępią język na temat wspaniałego, kompletnego zabytkowego Komara, Simsona czy WSKi (trochę rzadziej), leżącego w pudełkach, ale oprócz gadania nic z tym nie robią. Bo trzeba mieć moi mili minimum umiejętności, forsy i samozaparcia, aby ogarnąć nawet najtańszy zabytek. To często kasa, której raczej za szybko nie odzyskasz – szczególnie w przypadku rodzimych produkcji. Dlatego później sprzedawcy wołają za byle Wueskę, którą nie dalej niż 15 lat temu można było dorwać za flaszkę wódki, pięć albo i dziesięć tysięcy złotych. Nie tędy droga moi mili. Rozumiem, że ktoś poświęcił sporo pracy, ale gdybyśmy policzyli ilość motocykli WSK w Polsce i zestawili je np. z ilością sprzedanych nowych (czy nawet kilkuletnich) np. Yamah MT 125, to moglibyśmy się zdziwić, który sprzęt rzadziej występuje w naszym kraju.

Gra w zabytki, to zabawa dla dorosłych chłopaków, którzy to naprawdę lubią. Szybkie wzbogacenie oczywiście jest możliwe, ale na Boga! To nie o kasę tutaj chodzi! 

 

KOMENTARZE