fbpx

W Warszawie wyłączone zostały urządzenia należące do straży miejskiej. Okazuje się, że kierowcy już się do tego przyzwyczaili i ponoć nagminnie łamią przepisy.

Na mocy obowiązujących przepisów w stolicy wyłączone zostały stacjonarne fotoradary należące pierwotnie do straży miejskiej. Cały czas mówi się o ich przeniesieniu na własność ITD ale jakoś nikt nie chce zapłacić za odpowiednie przestrojenie urządzeń. Warto wspomnieć, że koszt operacji jest duży, bo około 50 tys. zł od fotoradaru a jest ich 27. Negocjacje utknęły zatem w martwym punkcie.

W związku z tym ZDM postanowił przeprowadzić własne badania jak kształtują się zachowania kierowców w rejonach gdzie jeszcze w zeszłym roku działały radary. Okazuje się, że aż 85% kierowców przekracza tam prędkość, nawet trzykrotnie.

”Większość kierowców wróciła do starych, złych nawyków. Pomiary, prowadzone na początku marca, wykazują wyraźnie, że ograniczenie do 50 czy nawet 60 km na godzinę dla niewielu jest wystarczającym powodem, by jechać z bezpieczną prędkością„ – mówiła Karolina Gałecka, rzeczniczka ZDM.

Tu warto jednak podkreślić, że piratów przekraczających prędkość w badanych rejonach o ponad 50 km/h jest niewielu. Większość, do czego średnio chce się przyznawać ZDM, jedzie o 10 – 20 km/h zbyt szybko.

Oczywiście nie negujemy, że niektóre z niedziałających obecnie urządzeń było postawionych w sensownych miejscach. Nie zmienia to jednak faktu, że przynajmniej na razie policja nie trąbi o znaczącym zwiększeniu się liczby wypadków w stolicy. Pamiętajmy też, że niektóre radary wręcz tamowały ruch bo kierowcy dramatycznie przed nimi zwalniali. Ruch jest teraz w tych miejscach płynniejszy, zatem też odrobinę szybszy (oprócz godzin szczytu kiedy i tak cała Warszawa stoi).

Naszym zdaniem demonizowanie sytuacji nie ma sensu, przynajmniej dopóki nie pojawią się miarodajne statystyki policji. Liczymy też na Wasz zdrowy rozsądek. ”Pałowanie„ z prędkością grubo powyżej tej, za którą zabierają prawo jazdy na trzy miesiące, przed przejściem dla pieszych albo szkołą to kiepski pomysł. Lepiej pokazać urzędnikom, że to nie fotoradary spowodowały spadek wypadków, a po prostu odpowiednia infrastruktura drogowa oraz oczywiście sami kierowcy.

KOMENTARZE