28-letni Jonas Folger ma za sobą starty i zwycięstwa w mistrzostwach świata, podium w MotoGP wywalczone na domowym Sachsenringu, a także prawie roczną przerwę spowodowaną poważnymi problemami zdrowotnymi. Niemiec wrócił jednak do ścigania się i po rozgromieniu stawki w niemieckich mistrzostwach Superbike’ów, w tym roku debiutuje na pełen etat w serii World Superbike.
Jonas Folger ma za sobą trudny czas, podczas którego jego kariera zawisła na włosku. Niemiec w Grand Prix zadebiutował jeszcze w 2008 roku, a już w kolejnym sezonie pierwszy raz stanął na podium. Potem systematycznie poprawiał swoje osiągi, a w 2011 w Wielkiej Brytanii sięgając po pierwsze zwycięstwo w karierze. Zanim awansował do Moto2, w Moto3 wywalczył nawet piąte miejsce w mistrzostwach.
Starty w pośredniej kategorii to już szereg finiszów na podium i w sumie trzy wygrane wyścigi. To sprawiło, że na rok 2017 Folger awansował do MotoGP, gdzie dosiadł satelickiej Yamahy M1 w barwach Tech3. Niemiec regularnie finiszował w czołowej dziesiątce, a punktem kulminacyjnym było debiutanckie podium wywalczone przed własnymi kibicami na Sachsenringu.
Kiedy wydawało się, że pierwszy triumf to tylko kwestia czasu, nagle okazało się, że Jonas ma problemy zdrowotne. Niemiec nie dokończył sezonu 2017, odpuszczając całe pozaeuropejskie tournee i finał w Walencji. W Japonii zamiast na tor, po kilku dniach w hotelu udał się na lotnisko i wrócił do Europy. Wkrótce okazało się, że Folger cierpi na zespół Gilberta, z pozoru niegroźną chorobę genetyczną, związaną z zaburzeniem metabolizmu bilirubiny w wątrobie. Występuje ona u około 5-6% populacji, najczęściej u mężczyzn i przeważnie pozostaje bezobjawowa, jednak w warunkach wywołanych chorobą, silnym stresem czy dużym wysiłkiem fizycznym – może dawać się we znaki. Tak było w przypadku Folgera, który cierpiał na przewlekłe zmęczenie, przez które miał problemy nawet ze wstaniem z łóżka.
To wykluczyło Niemca z jazdy na motocyklu na rok. Po tym stopniowo wracał do ścigania się: rozpoczął od testów motocykla Moto2, na krótko został nawet testerem Yamahy w MotoGP, a potem wystartował z kilkoma dzikimi kartami w Moto2 w 2019 roku.
Poprzedni sezon to już „odrodzenie” w Mistrzostwach Niemiec Superbike (IDM), gdzie wygrał wszystkie wyścigi, niejednokrotnie dokładając rywalom po kilkanaście sekund na dystansie wyścigowym. Folger ponadto zaliczył dwa gościnne występy w World Superbike. To zaowocowało kontraktem na sezon 2021 na starty w mistrzostwach świata Superbike’ów z zespołem Bonovo MGM Racing, który awansuje do WSBK wraz z Folgerem po zdominowaniu IDM. Niemiec dosiądzie satelickiego motocykla BMW M 1000 RR.
Tylko nam Niemiec opowiedział, jak wyglądała ta szalona droga powrotu do mistrzostw świata! Przyznajemy, że to niezła lekcja tego, by wierzyć w swoje możliwości i nigdy się nie poddawać.
Trudno było, jeszcze w 2017 roku, podjąć decyzję o przerwaniu startów w MotoGP?
To była trudna decyzja, ale musiałem ją podjąć. W tamtym momencie mojego życia po prostu nie byłem w stanie dalej się ścigać. To dlatego zdecydowałem się na przerwę. To było naprawdę bardzo trudne, ale ostatecznie cieszę się, że tak zrobiłem. Nie mam pojęcia, jak długo mógłbym jeszcze funkcjonować w takim stanie. Oczywiście, na decyzję nie miała wpływu żadna sytuacja w zespole, czy cokolwiek w tym stylu. Po prostu musiałem tak postąpić. Wróciłem dopiero po prawie roku, testując Kalexa, potem na krótko Yamahę w MotoGP. Zdecydowałem, że chcę się znowu ścigać. Próbowałem kilku rzeczy ale ostatecznie brakowało mi po prostu ścigania się. Zdałem sobie sprawę, że chcę znaleźć sobie miejsce, bym mógł znów walczyć na torze. To dlatego zdecydowałem się na starty w IDM.
Czy miałeś te problemy jeszcze przed awansem do MotoGP, czy one pojawiły się dopiero po jeździe na dużym motocyklu?
W trakcie mojej kariery miałem pewne momenty, które powinny być tymi ostrzegawczymi. Ale nigdy nie było aż tak źle. Po prostu tłumaczysz sobie, że nie jest tak źle, że to normalne, że możesz z tym żyć. Wiele razy byłem w takiej sytuacji, ale starałem się to ignorować i jeździć dalej. Myślałem, że to normalne. Ignorowałem te sytuacje, a kiedy przeniosłem się do MotoGP, zrobiło się gorzej. W pewnym momencie nie byłem już w stanie tego kontrolować. To było jak cios w serce, bo byłem w miejscu, w którym przez całe życie chciałem się znaleźć. I dokładnie wtedy, kiedy mi się to udało, pojawiły się te problemy i musiałem podjąć tę trudną decyzję.
Spodziewałeś się, że na tak długo będziesz musiał odstawić jazdę na jakimkolwiek motocyklu?
Problem polegał na tym, że kiedy w końcu zdecydowałem się na przerwę, już od jakiegoś czasu czułem się źle. Już w Aragonii źle się czułem, potem przenieśliśmy się do Japonii, gdzie objawy bardzo się nasiliły. Wróciłem do Europy i starałem się zrozumieć, co się dzieje. Zajęło to sporo czasu. Wierzyłem wtedy, że po kilku tygodniach wrócę do formy i do ścigania się. Ale już wtedy niektórzy wokół mnie mówili mi, że to nie będzie takie proste. Że powrót do zdrowia zajmie mi co najmniej kilka miesięcy, a nawet kilka lat. Nie byli jednak w stanie dokładnie określić ram czasowych, bo każdy człowiek jest inny. Nie wiedziałem więc, jak długo będę dochodził do siebie. Zimą podjąłem decyzję, że nie chcę mówić >>tak, będę się ścigał w tym roku<<, nie wiedząc, czy w ogóle będę w stanie przejechać cały sezon. Powiedziałem więc zespołowi Tech3, że bardzo im za wszystko dziękuję, ale zdecydowałem się na przerwę w sezonie 2018.
Jak z kolei utrzymywałeś formę mentalną? Wielu mówi, że kiedy przez rok nie jeździsz na motocyklu wyścigowym, to potem możesz wrócić w stuprocentowej formie fizycznej, ale głowa, to zupełnie inna kwestia…
To prawda. Byłem poza motocyklem przez rok. Potem zacząłem brać udział w testach, ale testy to nie są wyścigi. Wtedy wystartowałem kilka razy z dziką kartą w Moto2 z ekipą Petronasa. Potraktowałem te starty jako szansę na to, żeby po prostu wrócić, żeby znowu ustawić się na polach startowych, wreszcie, żeby wrócić do pracy w trybie weekendu wyścigowego. Po tym zdecydowałem się, że chcę się ścigać. Nie chciałem jednak rywalizować w Moto2. Byłem już w Moto2 przez kilka lat, to naprawdę trudna kategoria. Ja już w tym czasie zmieniłem styl jazdy, by pasował do dużych motocykli, z większą ilością elektroniki i przede wszystkim z większą mocą. Trudno było mi o tym zapomnieć i znów dopasować się do mniejszego motocykla. To dlatego miałem problemy. Zdecydowałem więc, że po prostu nie chcę wracać do Moto2 i postanowiłem szukać sobie miejsca chociażby w Superbike’ach, by ścigać się jednak na tysiącu. Po tym szef zespołu Michael Galinski zadzwonił do mnie i zapytał, czy chcę wziąć udział w jednym sezonie mistrzostw niemieckich Superbike’ów. To było trudne, bo wiele osób mówiło, że jeżeli przejdę do serii IDM, to nie ma szans, bym wrócił do Mistrzostw Świata. Ale ostatecznie ten pomysł wypalił! Mieliśmy bardzo dobry plan, dominowaliśmy w mistrzostwach Niemiec. Dodatkowo otrzymałem szansę dwóch startów z dzikimi kartami w World Superbike, co było niezwykle ważne nie tylko dla mnie, ale także dla zespołu. Ostatecznie myślę, że to była najlepsza droga, jaką mogłem pójść.
Traktowałeś starty w IDM jako miejsce docelowe, czy jedynie jako kolejny krok w drodze do powrotu na pełen etat do mistrzostw świata?
Oczywiście to był krok wstecz, jeśli spojrzymy na poziom tej serii. Ale to było dla mnie ważne. Postanowiłem, że wolę zrobić nawet cztery kroki do tyłu, a potem wrócić silniejszym na pełen etat do mistrzostw świata. Oczywiście, jeśli tylko pojawiłaby się ku temu okazja. Gdy podejmowałem decyzję o startach w IDM, nie miałem pojęcia, czy pojawi się oferta na rywalizację w mistrzostwach świata. Podjąłem jednak ryzyko i ostatecznie myślę, że to była świetna decyzja. Także dla zespołu, który od lat marzył o awansie do World Superbike. Kiedyś chyba nawet próbowali. Ta kombinacja, którą mieliśmy w niemieckich mistrzostwach, z zespołem, mechanikami, mną jako zawodnikiem i całym pakietem, to był po prostu dla nas odpowiedni czas i odpowiednie miejsce, żeby razem startować. Także dla zespołu, powiedzenie że tak, idziemy do WSBK z Jonasem, było ważnym krokiem. Sponsorzy się na to zgodzili, więc faktycznie to był dla nas happy end.
Kiedy poczułeś, że naprawdę wróciłeś?
Było kilka takich małych momentów, w których czułem się coraz lepiej i coraz bardziej gotowy. Zwłaszcza kiedy jeździłem w IDM, gdzie nie ma tak wielu ludzi i nie ciąży na tobie tak duża presja, poczułem po kilku wyścigach… zacząłem w środku czuć się bardzo dobrze, bardzo komfortowo, że jestem na torze wyścigowym, na motocyklu praktycznie przez każdy weekend i… wygrywam wyścigi. Nawet jeżeli to nie była klasa mistrzostw świata, to wygrywałem wyścigi i to uczucie było naprawdę fajne. Dobrze było znów czuć tę radość i to poczucie komfortu. To dawało mi mnóstwo energii.
Ty nie tylko wygrywałeś wyścigi, ale zdominowałeś rywalizację. Wygrałeś wszystkie wyścigi sezonu 2020 IDM. Spodziewałeś się takich wyników, gdy podpisywałeś kontrakt na starty w Niemczech?
Nie wiem. Tak naprawdę nie wiedziałem, jaki tam jest poziom. Wiedziałem tylko, że mój przyjaciel Marcus Reitenberger kilka razy sięgał po mistrzostwo IDM. Mniej więcej znałem jego poziom, więc wiedziałem, że mógłbym wygrać i wiem, że wielu tego ode mnie oczekiwało. Wiedziałem jednak, że to nie jest łatwa kategoria. Tak naprawdę nie wiem, czego oczekiwałem. Myślałem tylko o tym, że nie ważne, czy ścigam się w mistrzostwach Niemiec czy świata, zamierzam dać z siebie absolutnie wszystko. Myślę, że to dlatego miałem tak dużą przewagę. Nie skupiałem się na rywalach, nie porównywałem moich wyników z ich rezultatami, a po prostu koncentrowałem się na sobie. Starałem się budować swój poziom. Wykorzystywałem te wyścigi po prostu dla siebie, poprawiając swoją dyspozycję. Podobnie było podczas tych występów w World Superbike. Traktowałem to jako formę doskonalenia siebie. To dlatego ciągle naciskałem, nie na 90%… okej, może używając 90% energii mógłbym nadal wygrywać w Niemczech, ale nie chciałem tego robić. To nie byłoby dla mnie dobre. Chciałem dawać z siebie 100 procent za każdym razem. Myślę, że to dlatego mieliśmy tak dużą przewagę. I to było dobre, bo gdybym przyszedł z nastawieniem, że chcę tylko wygrywać wyścigi, to nie mam bladego pojęcia, czy byłbym aż tak dobrze przygotowany na starty w mistrzostwach świata.
Boisz się czasami, że te problemy ze zdrowiem wrócą i znów przerwą twoją karierę?
Szczerze mówiąc, gdzieś głęboko w podświadomości mam takie myśli. Ale tak naprawdę, to nigdy nie wiadomo. Jedyne, co teraz wiem, to że w tym momencie czuję się dobrze i zapomniałem trochę o tym, jak było źle. Ten czas, podczas którego się nie ścigałem, poświęciłem na rozwiązaniu problemów zdrowotnych i na to, by zrobić krok naprzód. Wiem, że coś takiego może się powtórzyć, ale szczerze mówiąc nie sądzę, by tak się stało. Wiem teraz lepiej, jak sobie z tym radzić, ale staram się o tym nie myśleć. Cieszę się, że znalazłem nowy projekt, nad którym będziemy pracować.
Jak zatem widzisz swoją przyszłość? Zostajesz na dłużej w World Superbike, czy marzysz jednak o powrocie do MotoGP i udowodnieniu, na co stać cię na tym motocyklu?
W tym sporcie nie da się myśleć dziesięć lat do przodu. Staram się robić wszystko krok po kroku i wykorzystywać każdą szansę, którą dostanę. Następnym krokiem są więc starty w mistrzostwach świata Superbike z naszym nowym – w serii – zespołem. Spróbujemy utrudnić nieco życie innym zawodnikom, jak chociażby Michaelowi van der Markowi czy Tomowi Sykesowi (w fabrycznym zespole BMW). Chcę tylko udowodnić sobie i innym w paddocku, że nadal jestem szybki. To jest moje marzenie. Przenieść się do WSBK, to mój nowy cel. Nie myślę za bardzo o MotoGP i skupiam się po prostu na tym, co tu i teraz.
Dzięki za rozmowę! I oczywiście wszystkiego dobrego w nowym sezonie.
Dziękuję! Trzymajcie kciuki.
Zdjęcia: materiały prasowe Jonasa Folgera, Red Bull Content Pool, PSP Łukasz Świderek, MotoGP/Dorna Sports