Sezon motocyklowy jest dobry wtedy, gdy jest długi. Nie ma gorszego scenariusza niż rozbicie motocykla i złapanie kontuzji w pierwszych dniach wiosny. Podzielę się z wami błędami i doświadczeniami, dzięki którym bezpiecznie rozpoczynam kolejny sezon.
Na skróty:
Jak bezpiecznie rozpocząć sezon motocyklowy? Przede wszystkim powoli. W trakcie mojej motocyklowej „kariery” zdarzyło mi się na rozpoczęciu sezonu najeść wstydu, a raz nawet wyłączyć z jazdy na trzy miesiące. Na bazie zebranych doświadczeń wyrobiłem w sobie nawyki, dzięki którym co roku gładko wchodzę w jazdę po naszym kraju.
Na prośbę BMW Motorrad Polska podzielę się z wami moimi radami, gdyż jest to materiał sponsorowany. Na podobnej zasadzie, jak każdy odcinek „Ulicy Sezamkowej” sponsorowały jakaś literka i cyferka, dzisiejszy tekst sponsoruje BMW F900R. A piszę to ja – Andrzej „Simpson” Drzymulski, redaktor naczelny „Świata Motocykli”.
Kopnięcie w oponę nie wystarczy
Nie każdy z nas ma dryg mechaniczny, więc nie musimy się zmuszać do wnikliwych inspekcji motocykla przed wyjazdem. Jeśli się nie znamy, najlepiej powierzyć to zadanie mechanikowi. Tym niemniej każdy z nas powinien przed pierwszym wyjazdem po zimowaniu wykonać kilka czynności.
Akumulator to prosta sprawa. Jeśli motocykl odpali, to znaczy, że jest OK. Jeśli rozrusznik kręcił słabo, ale sprzęt „zagadał”, to dajcie mu trochę popracować. Prądu może nie wystarczyć na kolejny rozruch. Silnik kręci słabo albo słyszycie charakterystyczne „tryyyt, tryyyt!”? Znaczy to, że akumulator padł. Niewykluczone, że wystarczy go naładować, ale jeśli jesteście „zgrzani” na jazdę i macie niedaleko sklep, to jedźcie po nową baterię.
Drogą na skróty może być próba odpalenia na pych i liczenie na to, że alternator wystarczająco podładuje akumulator. To taktyka lat młodzieńczych, ale jeśli wasz motocykl zasilany jest wtryskiem paliwa i po włączeniu zapłonu nie usłyszycie pracy pompy paliwowej, to wiedzcie, że nic z tego.
Ja na zimę odłączałem akumulator i po podłączeniu był zazwyczaj OK. Jeśli nie, to i tak kupowałem nowy, bo wiedziałem, że jeśli „aku” nie trzyma prądu, to prędzej czy później i tak będę musiał go wymienić. Niezbyt to ekonomiczne, więc polecam, żeby sprawdzić baterię zawczasu i ewentualnie ją naładować, pożyczając prostownik od sąsiada, jeśli nie mamy swojego.
Jeżeli sprzęt odpala, to teraz dla naszego bezpieczeństwa najważniejsze są hamulce i opony. Sprawdźcie, czy naciskając dźwignie ręczną i nożną dają one opór taki, jak pamiętacie. Jeśli są podejrzanie miękkie to znaczy, że jakimś cudem hamulce są zapowietrzone.
Sprawdźcie koniecznie, czy płyn hamulcowy wciąż jest. Na zbiorniczku na płyn przy pompie ręcznej i nożnej są okienka rewizyjne albo zbiorniczki są przezroczyste. Jeśli płyn jest, to połowa sukcesu, można jechać. Mimo to warto, żeby spojrzał na niego ktoś, kto się zna. Płyn może być przepracowany i trzeba go będzie wymienić.
Warto też zajrzeć w zaciski hamulcowe, żeby sprawdzić, czy na klockach są okładziny. Ja często to olewałem i zderzałem się z sytuacją, w której zaczynałem słyszeć dźwięk metalu trącego o metal. Oznacza to koniec jazdy, bo z każdym naciśnięciem dźwigni niszczymy tarczę hamulcową.
Wiem co mówię, bo zniszczyłem kiedyś tarcze i nawet po wymianie klocków motocykl nie hamował już tak samo. Trzeba było wymienić tarcze, a to już nie jest tanie.
Największe zdziwienie po wyjeździe może wywołać u was niskie ciśnienie w oponach. Powietrze przez zimę potrafi uciec przez na przykład nieszczelny wentyl. Ja w ten sposób zepsułem sobie wrażenie po zimowej odbudowie motocykla. Był piękny, miał nowe, lepsze zawieszenie, wyjechałem i… jakiś dramat. Zanim się zorientowałem, że mam za mało powietrza, mój świat się załamał, bo sądziłem, że moje kosztowne modyfikacje poszły psu na budę.
Jeśli nie macie ciśnieniomierza, to po prostu zobaczcie, czy w kołach powietrze w ogóle jest. Jeśli dacie radę ugiąć oponę naciskając ją stopą, to jest źle. Poszukajcie pompki nożnej lub ręcznej, albo użyjcie kompresora samochodowego (często są na wyposażeniu auta, a nawet o tym nie wiesz). Musicie napompować minimum 1 bar, a najlepiej przynajmniej 2 bary, żeby powoli i ostrożnie dotoczyć się na stację benzynową lub wulkanizację, gdzie ustawicie odpowiednie ciśnienie. Informację o zalecanym ciśnieniu odnajdziecie na naklejce na wahaczu albo w internecie. Zazwyczaj jest to ok 2.5 bara z przodu i 2.9 z tyłu.
Jeśli przez zimę uciekło wam sporo powietrza z kół, to wiedzcie, że coś się dzieje. Zamiast przejażdżki powinniście obrać kurs do warsztatu. Lepiej nie ryzykować nagłej utraty powietrza, bo to jedna z bardziej niebezpiecznych sytuacji na motocyklu. Na koniec warto też poruszać dźwigniami, podnóżkami i zobaczyć, czy nic się nie obluzowało. Po tych prostych operacjach możecie ruszyć na pierwszą przejażdżkę, ale powtarzam, że motocykl przed sezonem musi przejść profesjonalną inspekcję (chyba że sami go potraficie ogarnąć).
Wybierz swój moment
Miałem kiedyś przyjemność spędzić trochę czasu z Benem Matthewsem, gitarzystą zespołu Thunder. Kapela niezbyt znana, ale grająca jako support z AC/DC, Guns N’ Roses itp. Zapytałem, jak to możliwe, że rockmani imprezując przez tyle lat wciąż żyją? Odpowiedział: „You need to pick your moment”, czyli trzeba wybrać odpowiedni moment. Okazuje się, że imprezy i słynne rozróby w wielu przypadkach były okazjonalne, a większość życia liderzy zespołów dbają o siebie, dobrze się odżywiają i nie stosują używek (wyjątkiem był podobno Lemmy Kilmister, który naprawdę imprezował cały czas).
Tą anegdotą chciałbym wam zwrócić uwagę, że początek sezonu to naprawdę NIE JEST TEN MOMENT! Na dodanie gazu i mocne złożenie się w zakręt będzie jeszcze czas. Naukę o brudnym asfalcie zebrałem na swoim pierwszym dużym motocyklu, Hondzie CB600F Hornet. Dojeżdżając do świateł musiałem mocno hamować i dokonałem tego na środku pasa, gdzie, oprócz standardowych plam oleju, było dużo kurzu i piachu po zimie. Wrażenie, które (mam nadzieję) wywarłem na pani z auta chwilę wcześniej legło dosłownie w gruzach, a raczej gruzie. Kierownica i zbiornik pogięte, podnóżek złamany, tyłek zbity, a duma… Boli do dziś.
Asfalt o tej porze roku jest brudny, zimny, śliski, nieprzyjazny. Trzymajcie się tej części drogi, po której toczą się koła samochodów. Widać wyraźnie, szczególnie w mieście, że te miejsca są czystsze. Do tego patrzcie daleko przed siebie, bo po zimie powstało dużo nowych dziur, a nawet wyrw. Łatwo uszkodzić na nich felgi.
Druga sytuacja, która była dla mnie nauczką, jest już dość drastyczna. Po długiej przerwie dorwałem się do mojego motocykla do stuntu i już pierwszego dnia chciałem jeździć tak, jak we wcześniejszym sezonie. Błąd. Jazda na motocyklu jest jak gra na instrumencie, z tą różnicą, że grając co najwyżej zafałszujemy, a jadąc, możemy zrobić (jak to mówi mój syn) „baaaaammmm!”.
Ja ten sposób złamałem nogę i straciłem kupę sezonu. Pamiętajcie, że wasze ruchy nie będą tak precyzyjne, jak w minionym sezonie. Musicie się „wjeździć”, mocno się koncentrować na dodawaniu gazu i naciskaniu hamulców.
Zapomnijcie o zamykaniu opon czy schodzeniu na kolano w zakręcie, w którym zawsze to robiliście. Przyjdzie na to czas, a gdy się to stanie, lepiej, żebyście wy i motocykl byli w jednym kawałku. Rozumiem, że strasznie was korci, żeby dać gazu i to rozumiem. Kluczem ponownie jest wybranie momentu. Miasto odpada, kręta droga – nie polecam.
Jak już chcecie poczuć przyspieszenie, to wyjedźcie sobie na trasę ekspresową bez skrzyżowań i dajcie gazu do tych przepisowych 100-130 km/h, pamiętając, że hamowanie na zimnym asfalcie jest dłuższe. Jednocześnie weźcie pod uwagę, że spadła nie tylko wasza koncentracja, ale i uwaga kierowców samochodów. Odzwyczaili się przez zimę od motocykli i mogą wam niechcący zajechać drogę.
Myślcie za wszystkich! Ja sobie zawsze wyobrażam, że jestem jak ninja. Muszę być sprytniejszy i mądrzejszy od całego otoczenia. To pomaga.
Elektronika twoim przyjacielem
Cieszę się, że coraz więcej osób docenia wartość ABS-u i kontroli trakcji w motocyklach. Jeśli wasz sprzęt jest w nie wyposażony, to nigdy ich nie wyłączajcie na początku sezonu. Tutaj mogę przysłodzić BMW, które ma najbardziej liberalne podejście i w łatwy sposób pozwala nam na dezaktywację systemów.
Przyda się to jednak w dalszej części sezonu, gdy pojedziecie swoim motocyklem na tor albo znajdziecie się w innym miejscu, w którym będziecie mogli w bezpieczny sposób okiełznać motocykl bez elektroniki. Jeśli możecie regulować ustawienia, sprawcie, żeby kontrola trakcji była bardziej czuła. Dzięki migającej lampce zorientujecie się, że jest o wiele bardziej ślisko, niż wam się wydaje.
Nie ufajcie też ślepo systemom. Działają tylko do granic praw fizyki. Jeśli najedziecie szybko w złożeniu na piach, to żaden komputer nie zamiecie go spod kół . Osobiście długo nabierałem zaufania do elektroniki w motocyklach. Zbudowało się ono wraz z rozwojem systemów. Pierwsze wersje potrafiły irytować, teraz działają niemal doskonale. Jeżdżąc po ulicach już praktycznie ich nie wyłączam. W niczym mi nie przeszkadzają, a jednocześnie budują poczucie bezpieczeństwa.
Serio, jeśli nie ufasz elektronice, to niewykluczone, że nie jeździłeś na motocyklu, który daje swobodę w jej ustawianiu, a jednocześnie systemy działają bardzo dobrze. Tutaj mogę z czystym sumieniem polecić przejażdżkę na nowych BMW. Nie bój się pobawić ustawieniami, zaufaj im i zobaczysz, jak potrafi to odmienić jazdę na motocyklu.
Do zobaczenia
Niezmienne niech będzie hasło: „Wybierz swój moment”. Przyjdzie on wraz z wyższymi temperaturami i brudem zmytym z ulic. Wtedy też ruszą szkolenia na torach i będzie to idealny moment na spróbowanie mojego drugiego ulubionego hasła – „szybko tam, gdzie wolno”. Mam nadzieję, że niedługo spotkamy się i na ulicy, i na torze. Będą ku temu okazje, a dodatkowo BMW szykuje dla motocyklistów bardzo ciekawe miejsce. Spotkacie tam i mnie, i pozostałą część redakcji. Niebawem więcej informacji. A teraz – na motór i powoli w sezon. Będzie fantastyczny!