32 miliony wyświetleń na Youtube dziś na nikim nie robią wrażenia. Nasz rodzimy prankster – Sylwester Wardęga – swoim filmem z psem-pająkiem rozbił bank, generując ponad 178 milionów odtworzeń. Jednak siedem lat temu każda firma z branży motocyklowej mogła tylko pomarzyć o takim wyniku. Każda, poza amerykańskim Iconem, który od początku swojego istnienia doskonale porusza się w zmieniającym się świecie mediów.
Na skróty:
Licznik ich filmu o drifterskim pojedynku policyjnego Mustanga V8 z dwoma Triumphami Speed Triple’ami dziś wskazuje 32 584 497 wyświetleń, a produkcja, pomimo upływu lat, świetnie pracuje na promocję marki. Marketingowcy z Portland nie spoczęli na laurach po sukcesie na Youtube.
Wciąż wchodzą w coraz to śmielsze akcje, co pozwala im być zawsze o krok przed konkurencją. Na stałe współpracują ze stunterami, wspierają zawodników, ścigających się w wyścigu górskim Pikes Peak, finansują produkcje filmowe i sami przerabiają motocykle, by wykorzystywać je do promocji kolejnych produktów klasycznej kolekcji Icon 1000.
Pozornie beznadziejny przypadek
Jedna z ich ostatnich realizacji jest próbą odnalezienia w Suzuki Bandit 1200, wyprodukowanym w 1999 roku, potencjału na rasowego customa.
Gdy zapytałem redakcyjnych kolegów, co myślą o starym „Bandziorze”, usłyszałem, że jest maszyną nie do zabicia. Z lekką nadwagą, ale i odpowiednim, jak na tamte czasy, zapasem mocy. Nikt nie wspomniał, że to idealna baza na customa. I całkiem słusznie, bo nawet ja – człowiek, mitrężący długie godziny na przeglądaniu wydumek z najróżniejszych zakątków świata – nie umieściłbym Bandita na końcu listy dziesięciu, a nawet trzydziestu najlepszych motocykli do customizacji.
I nie chodzi o to, że Bandit 1200 jest złym motocyklem. Wręcz przeciwnie! Ten poczciwy reprezentant klasy UJM (Universal Japanese Motorcycle), z rzędowym silnikiem generującym 98 koni mechanicznych i 91 Nm momentu obrotowego, potrafi wywołać całe spektrum motocyklowych uczuć. Jeśli trzeba, jest agresywny i niejeden uliczny ścigant może zostać przez niego upokorzony. Potrafi pokazać też swoje łagodne usposobienie, służąc dzielnie miłośnikom eco-cruisingu w średnim wieku. Niestety, ogołocony ze zbędnych części, ujawnia swoją konstrukcyjną brzydotę, skutecznie odstraszając większość domorosłych majsterkowiczów.
Colonel Butterscotch – pułkownik cukierek toffi
„Większość” nie oznacza wszystkich! Ekipy amerykańskiej marki nie zraziły nawet sparciałe sakwy i wszechobecna rdza na Bandicie z 1999 roku. „Colonel Butterscotch” (z ang. pułkownik cukierek toffi) w wykonaniu Icona przeszedł sporo mniej i bardziej widocznych modyfikacji.
Silnik dostał zestaw czterech nowych gaźników Mikuni oraz sportowych filtrów K&N, co w połączeniu ze sportowym wydechem 2 w 2 pozwoliło wydobyć z niego 15 dodatkowych koni mechanicznych. Jedna końcówka wydechu została wyprowadzona centralnie pod zadupek, druga – wisi klasycznie na wysokości podnóżka pasażera z prawej strony.
Co nowego z przodu? W pełni regulowany widelec z Triumpha Daytony, półki zawieszenia od Hondy CBR 900RR Fire Blade, czterotłoczkowe zaciski hamulcowe Nissin z nowymi tarczami EBC, pompa hamulcowa Magura oraz przewody w stalowym oplocie Goodridge. Wszystko po to, by zatrzymanie „Bandziora” nie odbywało się na tak zwane „zdrowaś Mario”.
Tylne amortyzatory na specjalne zamówienie wykonał Nitron. Są zamocowane do aluminiowego wahacza, pochodzącego z Kawasaki ZRX 1200. Dla uzyskania odpowiedniego efektu wizualnego, budowniczy z Icona zdecydowali się zmienić nawet koła. Gwiaździste „alusy” pochodzą z Hondy VF 1000R. Z przodu mamy 16 cali, z tyłu 17.
Stylowy nokaut
Cały projekt nie miałby sensu, gdyby nie zmiany wizualne: krótka, sportowa owiewka z dwoma okrągłymi reflektorami Per-Lux 36, dwa przetłoczenia na zbiorniku paliwa, zadupek w stylu endurance z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku z pięknie wykończonym siedziskiem oraz karmelowo-białe malowanie uzupełnione logotypami partnerów oraz numerami startowymi na zadupku. Niby niewiele, a stary Bandit wygląda, jakby przepoczwarzył się z paskudnej larwy w pięknego motyla.
Jak mówi Kurt Walter, założyciel marki, radość nie trwała zbyt długo! Po całej zimie poświęconej na przerobienie motocykla nadszedł czas na ostateczny test na torze wyścigowym. Niestety, próba skończyła się srogim dzwonem i doprowadzenie motocykla do ładu wymagało sześciu miesięcy pracy. Kurt podsumowuje to w typowo amerykańskim stylu: „Życie nie polega tylko na wygrywaniu. Porażki są równie ważne. Prawdziwych zwycięzców określa ich zdolność do przełknięcia porażki i szybkiego odbudowania się, by ponownie stanąć do walki”.
Muszę przyznać, że walkę o wykrzesanie dobrego customa z tak dziwnej bazy Icon wygrał całkiem stylowym nokautem!