fbpx

Być może to już zapowiedź wakacyjnego „sezonu ogórkowego”, bo filmik z bójki motocyklisty z kierowcą samochodu na bramkach autostradowych bije rekordy popularności i rozpala sieć do czerwoności. Widocznie nic ważniejszego się nie dzieje.

Ta sytuacja skłoniła mnie do napisania krótkiego komentarza, w dodatku w nieco szerszym kontekście. Dla nieznających okoliczności, kilka słów wyjaśnienia – w upalny dzień, zapewne w weekend, bo korki na bramkach do poboru opłat były totalne – omijając kolejkę podjeżdża dwóch kolesi na dużych turystycznych motocyklach, usiłuje się wepchnąć przed cierpliwie czekające auta. To spieniło kierowcę jednego z samochodów, który wyskoczył zza kierownicy z pięściami i zaczęło się mordobicie.

To w zasadzie koniec sytuacji, która jednak będzie miała swoje następstwa, bo w wyniku kosmicznej popularności filmiku z tego zdarzenia zainteresowała się nim także prokuratura. Nie sądzę, żeby były  jakiekolwiek trudności z ustaleniem aktorów zajścia, więc i motocyklista, i kierowca auta zapewne będą meli okazję do spotkania na neutralnym gruncie prokuratury albo policji.

Film z zajściaArtykuł z filmem z zajścia 

Dla mnie sytuacja jest wyjątkowo prosta, chociaż wina leży po obu stronach. Motocyklisty, że wymuszał, samochodziarza, bo puściły mu nerwy. W żadnym wypadku nie trafiają do mnie argumenty, że motocykl jest mniejszy, bardziej poręczny i nie musi stać w korkach. Owszem pełna zgoda – w korkach nie, ale w kolejce zdecydowanie tak!  Załóżmy, że to nie kolejka do bramek na autostradzie, tylko do drive thru w Mc’Donalds. To z powodu, że ma sprawniejszy pojazd, czy że nie chce stać mu się w upale, motocyklista ma prawo wpychać się do kolejki? Zapewne zostałby zlinczowany. W dodatku wszyscy wiemy z doświadczenia, że pobyt samochodu na bramce autostradowej jest znacznie krótszy niż motocykla. Kierowca po prostu podaje kasę albo przykłada kartę i odjeżdża w siną dal. A motocyklista? Zanim zdejmie rękawiczki, poszuka portfela, potem go schowa, to mija cała wieczność. Argument, że motocyklista jest bardziej narażony na upał w związku z tym nie może stać w kolejce też do mnie jakoś nie przemawia.

Jeżdżąc motocyklem po Portugalii, czy Hiszpanii,  w temperaturach powietrza przekraczających 40ºC, zdecydowanie lepiej się czułem w szczelnie zapiętym ubraniu i kasku z opuszczoną szybą, niż „na golasa”. W kombinezonie wytwarza się po prostu mikroklimat, do którego organizm z trudem, ale się przyzwyczaja. Wszyscy doświadczeni podróżnicy potwierdzą moje słowa. A poza tym wydaje się, że wszystkich obowiązuje prawo, które nie przewiduje w takich sytuacjach pierwszeństwa dla motocyklistów, a po drugie powinna obowiązywać także kultura. Czego niestety w tym wypadku zabrakło po obu stronach.

Kultura, to znaczy zachowywanie się w taki sposób, który innym nie utrudnia życia, w tym wypadku na drodze. To odnosi się także do ryczenia otwartym wydechem gdy nie mieścisz się między samochodami w korku. Przecież drobne usuniecie  samochodu w bok nie jest  obowiązkiem kierowcy, tylko wynikiem jego dobrej woli. Takie poganianie długimi światłami czy rykiem silnika (nie mówiąc już o klaksonie) niemal zawsze rodzi niechęć kierowcy, która łatwo może przerodzić się w agresję.Wspomniany wyżej filmik jest tego najlepszym dowodem. Opowieści, że ryczący tłumik podnosi bezpieczeństwo motocyklisty na drodze to kolejna ściema. Przecież na tej samej zasadzie można w samochodzie zamontować sobie wolny wydech, twierdząc, że jak wszyscy słyszą mnie z daleka, to bardziej uważają. Tyle tylko, że gdyby wszyscy motocykliści i samochodziarze stali na takim stanowisku, nie dało by się żyć.

Skarżył mi się ostatnio znajomy, że gdy cierpliwie stał w korku samochodem, taki motocyklowy „poganiacz” otwartym wydechem obudził mu malutkie dziecko, które właśnie usnęło zmęczone półgodzinnym wrzaskiem. Myślicie, że ustąpił te 10 cm niecierpliwemu motocykliście? To poganianie przyniosło wręcz odwrotny skutek.  Czy ryczenie po nocy akcesoryjnym Akrapem z wyjętym dB-killerem na pustych ulicach też podnosi bezpieczeństwo jazdy? Albo start spod świateł „na gumie”, czy „stoppie” na czerwonym?

Kultura na drodze obowiązuje (a przynajmniej powinna obowiązywać) wszystkich uczestników ruchu. Zżymamy się na pieszych, że łażą jak lunatycy z telefonami przed nosem, na rowerzystów, że uważają się za święte krowy, na kierowców aut, że nie myślą albo traktują nas z pozycji siły, ale jakoś nie potrafimy dostrzec własnych złych zachowań. Niezapomniany Zbigniew Wodecki śpiewał kiedyś: „zacznij od Bacha”, a mnie się wydaje, że walkę ze złymi nawykami na drodze najlepiej zacząć jest od samego siebie.  

KOMENTARZE