Aleix Espargaro w stawce Motocyklowych Mistrzostw Świata obecny jest na pełen etat od 2005 roku, ale na pierwsze zwycięstwo przyszło mu poczekać aż szesnaście lat. Choć na podium stawał sporadycznie, to w trakcie blisko trzystu startów dał się poznać jako niezwykle pracowity zawodnik, cieszący się dużą popularnością wśród kibiców. Otwarcie przyznaje jednak, że pierwsze zwycięstwo w karierze Grand Prix niewiele zmieni w jego życiu – poza nowym tatuażem i zwiększonymi zasięgami w mediach społecznościowych.
Na skróty:
Przyznać trzeba, że jeśli uczcić jubileusz dwusetnego startu w królewskiej klasie Grand Prix, to tylko w stylu Aleixa Espargaro. W Argentynie, podczas trzeciej rundy sezonu 2022, Hiszpan dopiął swego i wygrał swój pierwszy wyścig w MotoGP! Tym samym w stawce klasy królewskiej nie ma już zawodnika, który nie wygrał przynajmniej raz w Grand Prix.
Chociaż brzmi to nieprawdopodobnie, na taki sukces starszy z braci Espargaro czekał ponad piętnaście lat. Wystartował w 283 wyścigach, zanim triumfował w 284. występie. Aż trudno sobie wyobrazić, że można wystartować w blisko trzystu rundach, być uznawanym za jednego z lepszych zawodników w stawce, a nie wygrać ani razu.
Gość, który musi rywalizować
Jest to tym bardziej nieprawdopodobne, gdy wziąć pod uwagę, że Aleix Espargaro w 2004 roku został najmłodszym zawodnikiem, który wygrał krajowe mistrzostwa Hiszpanii klasy 125 ccm! Ten gość był zresztą wręcz skazany na jazdę na motocyklach, w końcu urodził się w sąsiedztwie toru Circuit de Catalunya-Barcelona i to na nim wystartował w swoim pierwszym wyścigu.
Co jednak ciekawe, pierwszy start na światowym poziomie zaliczył nie w Katalonii, a w Walencji. Miało to miejsce podczas finału sezonu 2004, gdy otrzymał dziką kartę na rywalizację w stodwudziestkachpiątkach. Solidny występ i finisz na 24 miejscu, a także sukcesy na krajowym podwórku zaowocowały pełnym etatem w Motocyklowych Mistrzostwach Świata dla wtedy wciąż 15-letniego Aleixa.
Lata poświęceń w drodze na szczyt
Po zaledwie roku rywalizacji w klasie 125 ccm, już w połowie sezonu 2006 Hiszpan awansował do 250-tek jako zastępca Martina Cardenasa, który to z kolei zajął miejsce odchodzącego na emeryturę Sebastiana Porto. Choć notował tam solidne wyniki, ani razu nie udało mu się wskoczyć na koniec sezonu do czołowej dziesiątki klasyfikacji generalnej.
Pierwsze tąpnięcie w karierze Aleixa nastąpiło zresztą już w 2009 roku. Został bez pracodawcy pomimo posiadania kontraktu na starty w pośredniej kategorii z teamem Campetella Racing, który po prostu wycofał się z Grand Prix. Espargaro udało się jednak dwa razy wystartować w roli zastępcy, a przy okazji rozpocząć pracę jako kierowca rozwojowy projektu Moto2.
Jak się jednak szybko okazało, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pozostający na bezrobociu Aleix Espargaro niespodziewanie zadebiutował w klasie MotoGP. Ekipa Pramac Racing zaoferowała mu rolę zastępcy Miki Kallio, który to na chwilę wskoczył do fabrycznego składu Ducati w miejsce chorego Caseya Stonera. Aleix wyścigi na torach Indianapolis i Misano zakończył w punktach i zrobił na tyle dobre wrażenie, że Pramac zaoferował mu kontrakt na sezon 2010. Rok zakończył na czternastym miejscu w „generalce”, po drodze dwukrotnie finiszując w wyścigach na ósmym miejscu. Powrót na sezon 2011 do klasy pośredniej, tym razem w postaci Moto2, przyniósł mu wymarzone, pierwsze podium w karierze. Wywalczył je, a jakże, na swoim domowym torze w Barcelonie.
Skazany na Aprilię
Początki przygody Aleixa Espargaro z Aprilią w MotoGP to wcale nie 2017 rok. Producent z Noale oficjalnie wrócił ze swoim motocyklem do MotoGP w 2015 roku, ale przecież „tylnymi drzwiami” zrobił to już trzy lata wcześniej, w sezonie 2012. Wtedy to, w ramach przepisów CRT, mających po kryzysie ściągnąć do MotoGP więcej producentów, Aprilia w ekipie Jorge Martineza „Aspara” wystawiała motocykl ART. Za skrótem, który pochodził od Aprilia Racing Technology, kryła się zmodyfikowana wersja superbike’a RSV4.
Aleix w swoim drugim sezonie w MotoGP imponował na tej maszynie, zostawiając w tyle swojego ówczesnego team-partnera Randy’ego de Punieta, a także często włączając się do walki z rywalami na „pełnoprawnych prototypach”. Potem przyszła pora na przygodę z innym motocyklem gorszej kategorii, tym razem z prywatną Yamahą z podwoziem NTS w ekipie Forward Racing. To na tej maszynie, w swoim 150. starcie w karierze, Aleix zagarnął pole position w Assen. Potem, podczas deszczowego GP Aragonii, w walce o drugie miejsce w kultowy sposób objechał na prostej fabryczne Ducati w rękach Cala Crutchlowa i pierwszy raz w MotoGP stanął na podium!
Trzykrotne zwycięstwo w „kategoriach w klasie MotoGP” – dwukrotnie w CRT, a następnie w Open – mówiło samo za siebie. Forma Hiszpana tak zaimponowała niektórym menadżerom, że zapewniła mu pierwszy fabryczny kontrakt. Aleix dołączył do Suzuki, z którym jednak nie wywalczył ani jednego finiszu na podium. W ciągu dwóch lat współpracy ich najlepszym wspólnym wynikiem było czwarte miejsce oraz historyczne pole position… w Barcelonie, w 2015 roku.
Motocykl, którym nikt nie chciał jeździć
W tym samym roku Aprilia oficjalnie weszła do MotoGP, łącząc siły z teamem Fausto Gresiniego. Początki były jednak niezwykle trudne, a wielu zawodników odmawiało jej, albo po czasie „uciekało z pokładu”.
„Sześć lat temu, kiedy rozstałem się z Suzuki i dołączyłem do Aprilii, nikt nie chciał tu przyjść, nikt nie wierzył w ten projekt. A teraz, po zdobyciu pole position i zwycięstwie w wyścigu, ten motocykl prowadzi w mistrzostwach świata” – wspominał Aleix po wygranej w Argentynie.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy z projektu Aprilii w MotoGP zrezygnowali były mistrz świata klasy 250 ccm Marco Melandri, a także szef projektu Gigi Dall’Igna. Miejsce Gigiego zajął Romano Albesiano, który próbował łączyć rolę inżyniera rozwijającego motocykl z jednoczesnym ogarnianiem mnóstwa innych spraw. Wkrótce Aprilia ściągnęła w swoje szeregi Massimo Rivolę (znanego menedżera z F1), który przejął kwestie organizacyjne, a Albesiano mógł skupić się na tym, co umie najlepiej – byciu inżynierem. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, a Aprilia zaczęła piąć się w górę tabeli.
„Tak naprawdę, gdy trzy lata temu do Aprilia Racing przyszedł Massimo Rivola, organizacja znacznie się zmieniła. W przeszłości to Romano Albesiano odpowiadał w zasadzie za wszystko. Massimo zaczął nieco zmieniać organizację w Noale i to, jak tam pracowano. Romano z kolei bardziej skupił się na rozwoju motocykla, będąc w zasadzie jego ojcem, i udowodnił, że jest bardzo dobrym inżynierem. Czasami po prostu trzeba skupić się tylko na swojej pracy i Romano to udowodnił, bo RS-GP na rok 2022 to jeden z najlepszych motocykli na świecie. Myślę, że zmiany dokonane przez Massimo były tutaj kluczowe” – dodawał Aleix.
To jednak wciąż przede wszystkim na barkach Hiszpana spoczywały kwestie rozwojowe. W międzyczasie sama Aprilia bezceremonialnie „rezygnowała” z usług Sama Lowesa czy Scotta Reddinga, którzy potem regularnie nie zostawiali na niej suchej nitki w mediach. Przełomem i odciążeniem Espargaro miało być zatrudnienie Andrei Iannone, ale ten wkrótce pożegnał się z MotoGP po zawieszeniu (i późniejszej dyskwalifikacji) za doping. Znalezienie kogoś na jego miejsce nie było łatwe, bo nikt nie chciał jeździć „brzydkim kaczątkiem”, jak zwykło się mówić o RS-GP.
„Jeszcze trzy lata temu próbowałem przekonać niektórych gości z Moto2, żeby dołączyli do projektu. Ale mówili, że wolą raczej poczekać na inny motocykl – wspominał Aleix. Tak było chociażby w przypadku Marco Bezzecchiego czy Joe Robertsa, który mieli oferty od Aprilii na sezon 2021. To sprawiło, że jeszcze bardziej chciałem im coś udowodnić, dodatkowo mnie to motywowało. Chciałem, żeby zapamiętali ten dzień jako zły dzień, bo odmówili Aprilii”.
O krok od odejścia
Niewielu jednak pamięta, że o krok od odejścia z Aprilii był także Espargaro. Na koniec sezonu 2019 Aleix był załamany słabymi wynikami i przyznawał wprost: w listopadzie na 75% byłem na wylocie z Aprilii. Sezon 2020 miał być jego ostatnim dla producenta z Noale, tym bardziej, że na listopadowe testy w Walencji Aprilia nie dostarczyła w zasadzie niczego nowego.
Przełom nastąpił podczas pierwszych zimowych prób już w 2020 roku, gdy Aleix dostał do dyspozycji nową wersję RS-GP. Hiszpan był tak zadowolony zarówno z motocykla, jak i z wizji projektu, że był gotowy podpisać nową umowę. Wtedy jednak nadeszła pandemia Covid-19 i wszystkie rozmowy ucichły, a menadżer Aleixa rozpoczął nawet wstępne dyskusje z innymi zespołami.
Kiedy jednak Aprilia w końcu przysłała ofertę, Espargaro był w szoku. W późniejszych wywiadach przyznawał, że to najlepszy kontrakt, jaki kiedykolwiek miał w życiu. „To najlepsze, co mogło mi się przytrafić, ponieważ mamy ambitny projekt, team ma się znacznie rozrosnąć w kolejnych dwóch latach, a fabryczny team ma być o wiele bardziej konkurencyjny, z większą liczbą inżynierów i planowanym zespołem juniorskim. Nawet w sytuacji, w której jest świat, Aprilia mocno zaangażowała się, by mnie zatrzymać, więc przekonanie mnie do zostania nie było trudne” – wspominał w połowie sezonu 2020 podczas wywiadu dla „The-Race”.
Nagroda za lata poświęceń
W sezonie 2021 stało się to, na co Aprilia i Aleix tak długo czekali. Zaczęli zbierać pierwsze owoce długoletniej, wytężonej pracy. Podczas weekendu na Silverstone Hiszpan od początku był szybki, a potem nawet prowadził w wyścigu. Ostatecznie przyszło mu stoczyć zacięty pojedynek z Jackiem Millerem o najniższy stopień podium. Choć Australijczyk na Ducati próbował atakować, Espargaro nie dał sobie wydrzeć tego wyniku z rąk i zgarnął swoje drugie podium w MotoGP. Niedługo później do projektu dołączył przyjaciel Aleixa, odchodzący z Yamahy Maverick Viñales, który miał jeszcze bardziej pomóc w rozwoju RS-GP.
Rok 2022 rozpoczął się dla Aprilii i Aleixa jeszcze lepiej, bo od świetnych wyników prezentowanych zimą. Na ten sezon producent z Noale dostarczył całkowicie nowy motocykl, poprawiając wszystkie te elementy, które zawodziły rok wcześniej. Efekty było widać od razu, bo Espargaro na inaugurację w Katarze był czwarty, tracąc nieco ponad dwie sekundy do zwycięzcy. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.
Podczas GP Argentyny 32-latek od początku weekendu był szybki, regularnie kręcąc bardzo dobre czasy. W sobotę nastąpił pierwszy przełom, bo wywalczył on dla Aprilii pierwsze pole position w erze MotoGP. Poprzednio na pierwszym polu startowym do wyścigu klasy królewskiej motocykl z Noale stał w 2000 roku na Phillip Island. Zresztą, dla Espargaro to też był historyczny wynik – jako pierwszy zawodnik MotoGP wywalczył pole position na motocyklach trzech różnych producentów! Dzień później Hiszpan miał tylko postawić kropkę nad „i”, ale jego rodak Jorge Martin stawił mu twardy opór. Jak na ironię, o swój kolejny „kamień milowy w MotoGP” przyszło mu walczyć z zawodnikiem Ducati. I chociaż ciążąca na nim presja była ogromna, Aleix nie „spuchł” pod koniec wyścigu i minął metę na pierwszym miejscu… po raz pierwszy w karierze w Grand Prix!
„Pamiętam doskonale, gdy byłem w Suzuki wraz z Maverickiem Viñalesem i zakończyliśmy współpracę, bo nie byłem wystarczająco konkurencyjny. Aprilia zaoferowała mi kontrakt. Oczywiście nie byłem na szczycie listy szybkich zawodników, ale nikt nie chciał do nich iść, nikt nie wierzył w ten projekt. Już pierwszego dnia powiedziałem, że spróbuję, aby ten motocykl zaczął błyszczeć, spróbuję wnieść go na szczyt. Nie spodziewałem się, że będzie to trwało tak długo, ale w końcu się udało!” – przyznawał po wszystkim, nie mogąc ukryć wzruszenia.
Chłopak z Granollers
Jak na złość, wyśnionego zwycięstwa Aleix nie był w stanie świętować bezpośrednio ze swoimi najbliższymi – żoną Laurą oraz dziećmi, bliźniakami Maxem i Mią. Dzięki rozluźnianiu restrykcji pandemicznych,w zeszłym roku towarzyszyli oni Aleixowi podczas pamiętnego wyścigu w Wielkiej Brytanii, ale tym razem zostali w domu i nie polecieli z nim na drugi koniec świata. Nie dziwi więc, że jeszcze w parku zamkniętym zawodnik dzwonił do swoich najbliższych, a po chwili rzucił się w objęcia młodszego brata Pola, który choć nie dojechał do mety w tamtym wyścigu, nawet nie okazywał złości i płakał z radości razem z Aleixem. A potem uczcił triumf nowym tatuażem, na nadgarstku tatuując datę wygranego wyścigu i słowo „resilience”, czyli „odporność”.
Espargaro, ścigający się przez prawie całą karierę z numerem #41 – na cześć swojego pierwszego idola, Yuichi Ui – prywatnie jest niezwykle rodzinnym gościem i… dumnym ojcem. Jeśli przejrzeć konto Hiszpana na Instagramie, to czasami trudno zauważyć, że jego największą pasją są motocykle. Zdjęcia dzieci i żony, potraw z jego restauracji Ginza41 w Andorze i wreszcie z treningów rowerowych – to regularnie publikowane przez niego treści.
„Oczywiście jestem niesamowicie szczęśliwy z powodu zwycięstwa, ale ono niewiele zmienia. Mam ogromne szczęście, bo moja praca jest moją pasją, mam wymarzoną rodzinę i wszystko, o czym człowiek może marzyć. To dlatego, jeśli mam być szczery, zwycięstwo niewiele zmienia w moim życiu” – mówił po triumfie w Argentynie.
Na co stać Aprilię w sezonie 2022?
Wygrana Aleixa w dwusetnym występie w klasie królewskiej pozwoliła mu przejąć tytuł „zawodnika, który najdłużej czekał na zwycięstwo MotoGP”, który wcześniej należał do Danilo Petrucciego. Włoch triumfował w swoim „zaledwie” 124 występie. Espargaro dokonał tego w wieku 32 lat, stając się jednym z najstarszych zwycięzców wyścigu w MotoGP. Ale lepiej późno niż później albo i wcale. W końcu niektórzy tak znani zawodnicy, jak chociażby Colin Edwards, Alvaro Bautista czy, o ironio, jego młodszy brat Aleixa – Pol, ani razu nie stanęli na najwyższym stopniu podium.
Wydawało się, że po powrocie MotoGP do Europy, zawodnik Aprilii nie będzie miał większych szans na walkę o tytuł. Zajmował trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i mało kto sądził, że powalczy w tym roku o coś więcej. Okazuje się jednak, że pakiet RS-GP i Espargaro to mieszanka niezwykle mocna – w pierwszej połowie sezonu, poza wygraną z Argentyny, wywalczyli wspólnie cztery finisze na podium. To, w połączeniu z mocnymi wynikami sprawiło, że na wakacje Aleix wyjechał jako wicelider klasyfikacji generalnej.
Po drodze niestety nie zabrakło kilku błędów, w tym tej bardzo kosztownej pomyłki z GP Katalonii, gdy Aleix pomylił liczbę okrążeń do mety i zaczął świętować za szybko. Potem jednak w Assen błąd popełnił lider mistrzostw Fabio Quartararo. Ostatecznie przed drugą częścią sezonu dwójkę tą dzieli w „generalce” 21 punktów. I choć może się wydawać, że producentowi z Noale brakuje jeszcze regularności, by walczyć o mistrzostwo, ale… Nie takie historie widzieliśmy już w MotoGP!
Zdjęcia: Aprilia Racing, Red Bull Content Pool, Gresini Racing, MotoGP