fbpx

Liczba aut w naszym kraju ostatnimi czasy dramatycznie wzrosła, a zapewne żaden planista rozwoju infrastruktury drogowej tego nie przewidywał. Zatem w godzinach porannych i popołudniowych, kiedy towarzystwo wraca z roboty, miejskie arterie zamieniają się w „parkingi”, czyli szeregi grzecznie stojących aut. Jeżdżąc tak skuterami od ponad półtora roku, zauważyłem, że coraz większa liczba ludzi wpadła […]

Liczba aut w naszym kraju ostatnimi czasy dramatycznie wzrosła, a zapewne żaden planista rozwoju infrastruktury drogowej tego nie przewidywał. Zatem w godzinach porannych i popołudniowych, kiedy towarzystwo wraca z roboty, miejskie arterie zamieniają się w „parkingi”, czyli szeregi grzecznie stojących aut.

Jeżdżąc tak skuterami od ponad półtora roku, zauważyłem, że coraz większa liczba ludzi wpadła na ten sam pomysł co ja – jednoślad jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem w takich sytuacjach. Po prostu jest taniej i szybciej. Nie wspominając już o możliwościach zaparkowania, niemal byle gdzie, w dodatku gratisowo, bo póki co opłaty parkingowe za jednoślady nie obowiązują.

Po przeczytaniu poprzedniego akapitu pewnie część czytelników zaczęła się zastanawiać, po co ja tłumaczę, że białe jest białe, a czarne jest czarne? Przecież każdy użytkownik jednośladu zna te oczywiste oczywistości. Tak, macie kupę racji w tym ustępie, ale dalej będzie już o rzeczach zupełnie nowych i dla motocyklistów nieco wstydliwych. Otóż dopominamy się i walczymy (nawet dosyć skutecznie), aby samochody ustępowały nam miejsca w korkach, rozjeżdżając się nieco bliżej skraju jezdni, a sami nie wiemy, jak z tego dobrodziejstwa korzystać. I o tym dosyć przykrym zjawisku chciałem skrobnąć kilka słów. Codziennie jeżdżąc ustaloną trasą, mam okazję obserwować, jakie to magiczne sztuki wyprawiają motocykliści w korkach i przyznam szczerze, że niekiedy nie dziwię się gościom w samochodach, którzy głośno wyrażają swoje niezadowolenie z prezentowanego przez jednośladowców stylu jazdy. W którą stronę ma się odsuwać samochodziarz, gdy atakują go raz z prawa, raz z lewa motocykle jadące, jak to się ładnie określa „na żyletkę”. Uchyli się w lewo, pozdrowi go w geście podziękowania motocyklista, a za chwilkę z prawej zruga go za zajeżdżanie drogi atakujący z drugiego boku skuterzysta. W takich sytuacjach rzeczywiście trzeba mieć oczy dookoła głowy. Nie zawsze w korkach można zwalać winę na kierowców aut. Po prostu część motocyklistów jeździ bez wyobraźni, żeby nie powiedzieć bezmyślnie. Jeżeli widzisz gdzieś przed sobą motocykl przeciskający się innym „korytarzem” niż ty, to postaraj się wjechać w ten sam ciąg. Tak będzie zdecydowanie bezpieczniej i wygodniej, bo auta mogą odsuwać się w jedną stronę.

O motocyklistach, którzy jeżdżą slalomem w korkach, trąbiąc, rycząc ostrzegawczo silnikiem i wykorzystując każde kilkanaście metrów wolnej przestrzeni do pójścia na gumę, już w ogóle nie wspomnę, bo takie zachowania uważam za przejaw zwykłego debilizmu i nie będę tego komentował.

Jeżdżąc sobie w tych korkach napotykam, co oczywiste, motocyklistów o różnym poziomie wyszkolenia. Jedni zgrabnie balansując maszyną, jadą w równym spokojnym tempie, stojąc na światłach robią stójki, inni drobiąc nóżkami po ziemi przed niemal każdym mijanym samochodem, częściej używają hamulca niż gazu. Ale tak właśnie wygląda rzeczywistość i każdy z nich ma takie samo prawo do poruszania się po drodze. Niestety często obserwuję, że ci szybsi poganiają mniej wprawnych motocyklistów na różne sposoby. Trąbiąc, warcząc, a niekiedy dosadnie gestykulując. To też nie jest dobry obyczaj. Poganiany nie dość, że z definicji niepewnie się czuje w korku, to jeszcze dodatkowo stresuje się gościem napierającym od tyłu. O błąd popełniony w nerwach, a w konsekwencji kolizję w takiej sytuacji nietrudno.

A już podstawowym i niestety najczęstszym grzechem motocyklistów w korkach jest niedostosowanie prędkości. To oczywiście zależy od indywidualnych cech i doskonale zdaję sobie sprawę, że w moim wieku reaguje się po prostu wolniej, niż mając 20 lat, jednak istnieje zawsze taka granica prędkości, powyżej której nie masz szans na wyhamowanie w sytuacjach awaryjnych. A z takimi właśnie sytuacjami podczas każdego przejazdu w korku spotykam się średnio 2-3 razy dziennie. I tak za każdym razem. Nagle kierowca auta, bez wcześniejszej sygnalizacji, bez spojrzenia w lusterko, zmienia pas ruchu, wciskając się w powstałą lukę lub wręcz wymuszając na sąsiednich samochodach wolne miejsce. W moim przypadku graniczna prędkość dla skutecznej reakcji to 50 km/h. Jedni mają ją pewnie ustawioną wyżej, inni niżej, ale generalnie chodzi o to, żeby nie dać się zaskoczyć samochodziarzowi. Bo zawsze lepiej jest dojechać 2 minuty później, niż nie dojechać wcale. Ponieważ, jak już wcześniej pisałem, jeżdżę tą sama trasą codziennie, mam możliwość wielokrotnego porównywania własnych czasów przejazdu. W optymalnych warunkach, niemal przy pustej Wisłostradzie (owszem, zdarzają się takie cuda, przeważnie w niedzielne południe) droga z domu do redakcji zajmuje mi 16 minut. W najgorszych, deszczowo-korkowych warunkach to 21 minut. Nie mam zamiaru dla 5 minut ryzykować życiem, zdrowiem, a w najlepszym razie uszkodzeniem maszyny. Oczywiście wypadki zdarzają się też często nie z naszej winy, jednak jeżdżąc w korkach z odpowiednimi prędkościami, ryzyko kolizji możemy bardzo zmniejszyć, zachowując po prostu umiar.

Wiem, że takich „korkowych” prawideł nie uczą (a wielka szkoda) na kursach prawa jazdy, ale przecież na drogach obowiązuje nie tylko kodeks drogowy, ale także zdrowy rozsądek i podobno kultura. Próbujmy więc te zasady stosować w życiu, a gwarantuję, że wszystkim będzie się przyjemniej jeździło, nawet w korkach.

Chłopcy i dziewczęta! Apeluję: zacznijcie próbować jeździć tak, jak to robią kolesie w krajach o nieco dłuższej tradycji „korkowej” i jednośladowej. Tam, zwyczajowo motocykliści jeżdżą w autostradowych korkach między pasem najszybszym a „średnim”, a kierowcy aut są do tego przyzwyczajeni. I właśnie tam robi się dla motocyklistów miejsce. Również dobrym zwyczajem jest niepoganianie innych motocyklistów korkach. Ten wolniejszy z przodu po prostu patrzy w lusterka i gdy widzi gościa, któremu ewidentnie się spieszy, po prostu robi mu miejsce. Nawet w korku taka sztuka dla motocykla to nic trudnego. Z kolei ten z tyłu, nawet gdyby wiózł żonę do porodu, nie trąbi, nie pokazuje „fucka” i nie drze gęby. Takie proste zasady znacznie ułatwiają wszystkim jazdę, a ludzie i tak sfrustrowani korkami znacznie mniej się wtedy denerwują. W lakonicznym podsumowaniu sparafrazuję słynne hasło: By jeździło się lepiej!

KOMENTARZE