fbpx

Zdarzały się także wypadki, że przebywali w swoich pojazdach całkowicie na golasa, ale dotyczy to raczej sytuacji mało związanych z podróżowaniem. Z motocyklistą jest zgoła inaczej. Jakby nie kombinował, jest zawsze widoczny, wypada więc, żeby jego strój odpowiedni był do rodzaju dosiadanego stalowego rumaka. Dotyczy to zresztą nie tylko stalowych, ale także zwykłych rumaków, wydających […]

Zdarzały się także wypadki, że przebywali w swoich pojazdach całkowicie na golasa, ale dotyczy to raczej sytuacji mało związanych z podróżowaniem. Z motocyklistą jest zgoła inaczej. Jakby nie kombinował, jest zawsze widoczny, wypada więc, żeby jego strój odpowiedni był do rodzaju dosiadanego stalowego rumaka. Dotyczy to zresztą nie tylko stalowych, ale także zwykłych rumaków, wydających odgłosy paszczowe. Inaczej przecież ubiera się dżokej na wyścigach, a inaczej chłop powożący furką z gnojem. Wróćmy jednak do motocykli. Już ponad 100 lat temu, gdy motocykle dopiero pojawiały się na drogach, inaczej ubierał się sportsmen startujący w Tourist Trophy, a inaczej podróżnik wybierający się na wyprawę dookoła Afryki czy nawet powiatu nowodworskiego. W latach 50. dołączyli do tego zbuntowani motocykliści spod znaku „The Wilde One”, którzy ubierali się jeszcze inaczej. I wszyscy ci osobnicy przykładali dużą wagę do swoich ubiorów, nie tylko ze względu na ich właściwości ochronne, ale także estetyczne, żeby nie użyć określenia kompozycyjne.

Ta wieloletnia dbałość o odpowiedni przyodziewek spowodowała, że dzisiaj trudno jest sobie wyobrazić gościa na Harleyu Fat Boy w obcisłym kombinezonie Alpinestar z żółwiem na plecach i ślizgami na kolanach, czy sportowca przemierzającego tor na GXR w czarnej ramonesce obitej ćwiekami. A koleś wybierający się na Nord Cup nie założy na siebie ani przyciasnego jednoczęściowego kombinezonu, ani też fantazyjnych

(tak podobno nazywają się skórzane rurki, które niektórzy motocykliści lubią naciągnąć na

). W zależności od zastosowania ubiory motocyklowe ewoluowały przez lata w tak różnych kierunkach, że w obecnej dobie nie mają ze sobą niemal nic wspólnego i jeżeli jakiś zakręcony na punkcie jednośladów fascynat ma w swej stajni kilka różnych maszyn, to również musi mieć kilka stosownych do nich kompletów odzieży.

Pewnie zastanawiacie się już, „do czego zmierza gadka Włodzimierza?”, bo felieton zbliżył się już niemal do połowy, a sensu głębszego nie widać. Spieszę więc z wyjaśnieniem – otóż znalazła się w Polsce grupa ludzi, która postanowiła nam te stroje zunifikować i ujednolicić. Oczywiście dla dobrze pojętego wspólnego dobra. Nie, to nie jest żart primaaprilisowy, mimo że pora ku temu jest wielce stosowna. Nie wierzycie? – służę dosłownym cytatem „Kierujący motocyklem lub motorowerem oraz osoby przewożone takimi pojazdami są obowiązani używać w czasie jazdy hełmów ochronnych i kamizelek odblaskowych odpowiadających właściwym warunkom technicznym”. I nie jest to cytat z niedzielnego kazania, które usłyszałem w mojej parafii, tylko fragment projektu nowelizacji ustawy o ruchu drogowym, rozdział 10, art. 40.1.

Pamiętacie może słynne słowa „lub czasopisma” dopisane onego czasu do jakiejś ustawy przez „grupę trzymającą władzę” czy też „mężne serce w kształtnej piersi”. Niby niewielka zmiana, awantura jednak była jak się patrzy. I tak też jest w naszym przypadku. Ktoś wpadł na pomysł i w odpowiednim fragmencie ustawy o ruchu drogowym usiłuje wstawić dwa (a w zasadzie trzy słowa) – i kamizelek odblaskowych. Wstawka niby niewielka, ale jeżeli uda się ją przeforsować, nasz motocyklowy światek nigdy nie będzie wyglądał jak do tej pory i tylko nasze dzieci, patrząc na stare fotografie, będą się dziwiły: to wy kiedyś tak mogliście jeździć? Ale fajnie. To była wolność.

Żeby było jasne: nie mam nic przeciwko kamizelkom odblaskowym. Jeżeli ktoś uważa, że jeździ mu się przez to bezpieczniej, czy lepiej się wygląda – jego sprawa – niech sobie jeździ. Z pewnością motocyklista w kamizelce jest lepiej widoczny na ulicy i z tym faktem nie da się dyskutować. Sam niekiedy używam takiego wynalazku (np. podczas zabezpieczenia trasy rajdu) i uważam, że może on być przydatny, jednak od przydatności do przymusowości jest jeszcze bardzo długa droga.

Odnoszę wrażenie, że ktoś, kto chciał zrobić motocyklistom dobrze, delikatnie rzecz ujmując, nie miał odpowiedniej ku temu wiedzy. Dobra widoczność motocyklisty na drodze to rzecz bardzo ważna, i muszę tu zmartwić naszego projektodawcę – nie on pierwszy zainteresował się tym problemem. Istnieje wiele sposobów na podwyższenie tej widoczności, jak odblaskowe elementy wszywane w motocyklowe ubrania, czy nawet inne odblaskowe elementy zakładane na kurtkę, niekoniecznie kojarzące się z babcią przeprowadzającą szkolną dziatwę przez pasy, czy z pracownikami Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania. Sam widziałem (nawet u naszych panów policjantów) specjalne pasy z ukośną szelką w jadowicie seledynowym kolorze. Nie dość, że poprawiały widoczność, to jeszcze podkreślały sylwetkę i nadawały godny wygląd użytkownikowi. A my musimy zaraz ograniczać się do „i kamizelek odblaskowych”? Gdzie tu sprawiedliwość? Oj, mam wrażenie, że ktoś chyba nie przygotował pracy domowej i nie zapoznał się wystarczająco z zagadnieniem.

Nie interesowałem się głębiej tą ustawą, ale ciekaw jestem, czy projekt obejmuje także rowerzystów? Na zdrowy chłopski rozum, skoro niekoniecznie wymaga się od nich jazdy w kaskach, ani nawet nie szarpie się za brak prawidłowego oświetlenia pojazdu, to może chociaż kamizelki? Tak byłoby znacznie bezpieczniej i dla cyklistów, i dla reszty użytkowników dróg. W zasadzie można pójść tym tropem dalej. Skoro dobra widoczność pojazdu na drodze tak głęboko leży naszym ustawodawcom na sercu, można by jednym niewielkim zapisem w kodeksie nakazać przemalowanie wszystkich samochodów na seledynowo albo wściekły pomarańczowy kolorek. Dopiero byśmy wszyscy dobrze na drogach się widzieli! A koszty niewielkie – wystarczy dopisać kilka słów w ustawie, a właściciel pojazdu niech już sam się martwi o zmianę barwy.

W chwili obecnej projekt zmian ustawy jest dopiero w fazie konsultacji, musi więc przebrnąć odpowiednie procedury, aby trafić pod głosowanie w Sejmie, mamy więc odrobinę czasu, aby zaprotestować przeciwko tej „niewielkiej zmianie”. Domyślam się, że mototuryści pewnie będą się nieco opierać tej oddolnej inicjatywie, bo grupa ta jest w największym stopniu związana z kamizelkowością, jednak nie bardzo wyobrażam sobie chłopaków z pod znaków MC i FG, haftujących swe barwy na seledynowym nylonie. Również jakoś nie przekonuje mnie widok sportowego gościa w jednoczęściowym obcisłym kombinezonie z furkoczącą na wietrze jaskrawą szmatką. A off-roadowcy? Przecież kamizelka i tak ufafluni się w ciągu pierwszych 10 minut jazdy w terenie i z jej odblaskowości pozostaną smętne wspomnienia.

Apeluję więc: Departamencie Ruchu Drogowego, Ministrze Infrastruktury, Panie Premierze, Drogi Sejmie RP, nie idźcie tą drogą! Nie idźcie tą drogą! Przecież nie tak dawno temu pan ex Marcinkiewicz tak ładnie prezentował się na quadzie na warszawskim otwarciu sezonu motocyklowego (nota bene także w kamizelce) i zapewniał o swojej życzliwości, przychylności i coś tam. A teraz taka krzywda? Za jakie grzechy? Wiem, że ekipa u steru się zmieniła, ale motocykle są przecież apolityczne, więc może warto by takie pozornie błahe zmiany konsultować także z nami?

KOMENTARZE