Zawsze uważałem ruch motocyklowy za raczej skonsolidowaną grupę, zaryzykowałbym tu nawet określenie: społeczną. Owszem, zdarzały się oczywiście pewne wyjątki, niejako potwierdzające regułę. Chodzi tu np. o harleyowców, traktujących użytkowników innych motocykli jako niższą kastę jeźdźców. A i tego nie należałoby uogólniać, gdyż w Polsce bardzo często zanim ktoś dosiadł wymarzonego H-D, przechodził kolejne etapy finansowo-pojemnościowe, ujeżdżając po drodze przeróżne inne motocykle: polskie, niemieckie, radzieckie etc.
... Czytaj cały...