„Motocykl customowy powinien się wyróżniać i być ewolucją, a nie kopią tego, co powstało już wcześniej.” Brzmi to całkiem prosto. Przecież ewolucja wielu projektów polega na podmienieniu reflektora, zbiornika paliwa czy zadupka. W tym przypadku mogę jednak śmiało użyć słowa rewolucja.
Na skróty:
W poprzednim wydaniu ŚM pisałem o teorii czarnego łabędzia – wydarzeniach niemożliwych do przewidzenia, które w konsekwencji zmieniają świat. Przykładem była Honda CB900 z warsztatu NCT Motorcycles. Dla jednych przeinwestowana i przekombinowana. Dla mnie świadcząca o tym, że zawsze da się zrobić coś lepiej, rozwijając całą dziedzinę lub przynajmniej pokazując zupełnie nowe możliwości. W tym miesiącu na moją redakcyjną skrzynkę trafił kolejny projekt wymykający się dotychczasowym schematom.
Nowy król
Od lat na szczycie mojej listy najlepszych budowniczych na świecie jest Maxwell Hazan z warsztatu Hazan Motorworks z nowojorskiego Brooklynu. Jego projekty od samego początku wyróżniały się na tle konkurencji. Dlaczego? Otóż zazwyczaj customa buduje się bazując na seryjnej ramie jakiegoś leciwego motocykla. Hazan robi to zupełnie odwrotnie. Jego punktem wyjścia są silniki. Cała reszta powstaje niejako wokół nich. Pozwala to na bezkompromisowe podejście do designu. Jeśli nie widzieliście jeszcze jego motocykli, wpiszcie w Google frazy „Harley-Davidson Ironhead Hazan Motorworks” lub „Velocette Hazan Motorworks”. Gwarantuję, że szczęki będziecie zbierać przez resztę dnia!
Pozycja Maxwella Hazana w moim rankingu zmieniła się, odkąd zobaczyłem projekt Andika Pratama z indonezyjskiego warsztatu Kromworks. Jego „Icarus” powstał wokół silnika pochodzącego z Royal Enfielda Bullet 500. Dlaczego „wokół”? Bo to jedyna część pochodząca od dawcy. Chciałem napisać seryjna część, nie byłoby to jednak prawdą, ale o tym później.
Zleceniodawcą projektu był Keith Edney. Wysłał do Andiego maila z pytaniem, czy zbuduje motocykl i dostarczy go do Wielkiej Brytanii. Gdy pomysł został zatwierdzony przez klienta, twórca miał siedem miesięcy na jego realizację.
Icarus miał być retro-futurystycznym cafe racerem. Jak mówi budowniczy z Dżakarty: „Motocykl customowy powinien się wyróżniać i być ewolucją, a nie kopią tego, co powstało już wcześniej.” Brzmi to całkiem prosto. Przecież ewolucja wielu projektów polega na podmienieniu reflektora, zbiornika paliwa, czy zadupka. W tym przypadku jednak mogę śmiało użyć słowa rewolucja, a nie ewolucja. Andi z Bulleta wykorzystał tylko silnik, pozostałe elementy powstały ręcznie, dzięki jego niesamowitemu talentowi ślusarskiemu.
Robótki ręczne
Całe podwozie to długie godziny ręcznej roboty. Rama nie powstała z rur, jak to zazwyczaj ma miejsce w klasycznych motocyklach. Zamiast nich użyto blachy stalowej o grubości 8 milimetrów. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak wyglądało formowanie czegoś takiego. Oczywiście wahacz również został stworzony od zera. By nadać konstrukcji lekkości, Andi wykorzystał amortyzator typu monoshock, a jego mocowanie w ramie to popis bezkompromisowego podejścia. Niemal cały amortyzator wchodzi w środkowy słupek ramy, a z wahaczem łączy się za pomocą smukłego chromowanego ramienia. Przód to jeszcze większe szaleństwo. Mamy tu widelec typu Girder pracujący wewnątrz nadwozia.
By wprawić konstrukcję w ruch, brakowało tylko kół. Z dwóch bloków aluminium powstały piasty. Przednia została zaprojektowana tak, by pasowała do osłon zewnętrznych i klasycznego hamulca bębnowego o średnicy 28 centymetrów. Z tyłu także pracuje hamulec bębnowy z otworami wentylacyjnymi i mosiężną płytką zabezpieczającą. Dopełnieniem są 21-calowe czarne obręcze ze szprychami ze stali nierdzewnej i opony Shinko w stylu retro. Do jazdy po ulicy nie nadają się zupełnie, ale kto by się tym przejmował w motocyklu customowym.
Błysk i blask
Wykonanie nadwozia było nie mniej trudne. Zamiast aluminium, budowniczy wykorzystał dużo trudniejszą w formowaniu stal nierdzewną. Wypolerowany na gładko pocisk zaczyna się od reflektora ukrytego pod klasyczną osłoną. Jego konstrukcję mąci jedynie skromna kierownica z końcówkami owiniętymi brązową skórą. Zbudowanie metalowej skorupy wokół niej zajęło najwięcej czasu, bo wbrew pozorom Icarus nie tylko dobrze wygląda, ale i całkiem nieźle się prowadzi. Andiemu zależało na odpowiednim promieniu skrętu kierownicy. Pod bocznymi pokrywami został ukryty akumulator i część elektryki. Idealnie nad słupkiem ramy, w delikatnym zagłębieniu, zamocowano skórzane siedzisko. Tylna część karoserii wyszczupla się i kończy lampą w miedzianej obudowie. Gdyby spojrzeć na motocykl z góry, wyglądem przypominałby starodawne urządzenie do krojenia pizzy.
Na początku pisałem, że jedynie serce projektu pochodzi z Royala Enfielda Bullet 500. Nie obyło się jednak bez przeróbek. Nowoczesny wtrysk ustąpił miejsca klasycznemu gaźnikowi zakończonemu małą trąbką, a boczne pokrywy zostały wypolerowane na lustro.
Wydech spawany z pojedynczych kawałków stali nierdzewnej ma toczoną końcówkę, kształtem przypominającą osłonę reflektora. Konsekwencja w najmniejszych detalach.
Turkusowa rama i detale z brązowej skóry są idealnym dopełnieniem błyszczącego pocisku na dwóch kołach. Pratama przykłada taką wagę do detali, że nawet skonstruował piękny stojak centralny. Jak pisał Leopold Tyrmand w „Złym”: „Geniusz jest rzeczą bezwzględną: można być genialnym portierem hotelowym, czy sprzedawcą tekstyliów. O geniuszu decyduje, jak się daną rzecz robi, a nie co się robi (…)”. Mam wrażenie, że gdyby Andika Pratama wziął się dziś za budowanie suszarek na pranie, jutro oglądalibyśmy je w muzeum sztuki.
Zdjęcia: @Aryputra