fbpx

Doczekaliśmy czasów, w których nakedy zamieniły się w hypernakedy. Z maszyn do codziennego użytku stały się „potworami mocy”, zdolnymi do szybkiej jazdy po torze. Czy taki właśnie powinien być motocykl bez owiewek?

Pogoń za mocą nie jest nam obca. Gdy klasa superbike z ponad 200-konnymi maszynami zbliżyła się, a może wręcz już osiągnęła limit rozsądku, rywalizacja o osiągi musiała się gdzieś przenieść. Stąd nagle obserwujemy wysyp motocykli z szeroką kierownicą i bez owiewek, o mocach rzędu 180, a nawet ponad 200 koni mechanicznych. Czy jest w tym sens?Jedni powiedzą, że mocy nigdy za wiele, inni mają świadomość, ile tej mocy realnie używamy. W tym miejscu BMW powiedziało „stop”. Nowe S 1000 R bazuje na sportowym S 1000 RR i jego silnik bez problemu mógłby pochwalić się dwójką z przodu w tabeli danych technicznych. Mimo to, jego silnik wytwarza 165 KM, bo według inżynierów i kierowców testowych tyle zupełnie wystarczy. Musiałem sam się o tym przekonać. 

Brutalna prawda 

Z biegiem czasu zacząłem jeździć po mieście jak dziad, nie obrażając żadnego dziada. Tocząc się powoli oczekuję, że motocykl nie będzie szarpał i prowokował mnie do odkręcania gazu. Dlatego lubię rzędowe silniki czterocylindrowe. Tak jak je kręcimy, tak mamy. BMW na łagodnych mapach i niewkręcane na obroty gładko i leniwie sunie przez miasto, nie generując zbędnego hałasu. Przyspieszanie nie jest problemem, bo silnik z mniejszą mocą maksymalną daje nam więcej momentu obrotowego na niskich obrotach. Dlatego wystarczy mruknąć gazem i wyprzedzamy wszystkich ze świateł.Nawet w warunkach miejskich uwielbiam quickshifter BMW. W wielu motocyklach, żeby zmiana biegów bez użycia sprzęgła w górę czy w dół była płynna, potrzebne są stosunkowo wysokie obroty silnika. W S 1000 R możemy się turlać i wachlować do woli dźwignią zmiany biegów. Motocykl jest wygodny, półaktywne zawieszenie miękko pracuje, hamulce hamują, bajka. 

 

Wypadam na autostradę, daję gazu, a na prędkościomierzu pojawia się wartość obowiązującego ograniczenia prędkości. Silnik wciąż pracuje na niskich obrotach. Fantazjując o autostradzie bez ograniczeń odwijam gaz i rozmyślam na temat tego, czy brakuje mi mocy. Kłamię. Nie rozmyślam, bo muszę być przyklejony do zbiornika paliwa, licząc na to, że przednia lampa rozbije nieco powietrza i utrzymam się na motocyklu. Wartości pokazywane na prędkościomierzu są niedorzeczne jak na maszynę bez owiewek. Czy brakuje mi tej mocy? Otóż nie. 

No dobra, jest miejsce, w którym moc ma znaczenie. Jest nim tor wyścigowy. Miałem okazję jeździć na S 1000 R w Poznaniu w trakcie Speed Day. Czy brakowało mi mocy? Również nie. BMW ma to do siebie, że ile obiecuje, tyle daje. Testy na hamowniach pokazują brutalną prawdę i gdy maszyny z Niemiec nie mają się czego wstydzić, to konkurencja czasem nabiera rumieńców, bo wartość na kole mocno odbiega od tej deklarowanej przez producenta. Ostatecznie BMW w trybie Dynamic Pro jeździ genialnie. Rama jest taka sama co w S 1000 RR, hamulce również. Zawieszenie usztywnia się na tyle, że bez problemu możemy kręcić czasy na poziomie 1:45 na drogowych oponach. Po założeniu slicków swobodnie można by powalczyć o złamanie bariery 1:40. To, co najbardziej imponuje, to lekkość zmiany kierunków i precyzja motocykla. To między innymi zasługa ultralekkich komponentów silnika. Masy wirujące są tak niskie, że BMW samo wpada w zakręty. To cecha zarówno modelu S 1000 R, jak i S 1000 RR. 

Sztuczki i takie tam 

Nie każdy pojedzie swoim motocyklem na tor, ale ci, którzy kupują mocne nakedy oczekują, że dadzą one nieco emocji. W tym celu pojechałem do DriveLand w Mszczonowie, żeby w laboratoryjnych warunkach pobawić się prawami fizyki. Ponownie BMW okazało się być zjawiskowo „łatwym” motocyklem. Z asystą elektroniki, a będąc dokładnym za pomocą wheelie control, każdy może liznąć jazdy na tylnym kole. Trzymamy gaz, przód się unosi po czym łagodnie opada. Wyłączamy ten system niezależnie od kontroli trakcji, wychodzimy z zakrętu czując uślizg tyłu, po czym przód wyrywa się w górę i możemy go precyzyjnie w górze utrzymać. Modulacja gazem i liniowość silnika są rewelacyjne. Gdy dołożymy do tego zmianę biegów quickshifterem, możemy jechać na tylnym kole w nieskończoność z niemal dowolną prędkością. Stoppie już tak łatwe nie jest, bo geometrię motocykla zaprojektowano tak, żeby maszyna jak najstabilniej jeździła w zakrętach i w trakcie hamowania. Dlatego toczenie długich „stopali” nie przychodzi najłatwiej. Biorąc pod uwagę jak często widują kolegów motocyklistów sunących na przednich kołach swoimi nowymi motocyklami, nie uznaję tej cechy S 1000 R za jakiś problem.

Czy to perfekcja?

Na to pytanie odpowiedz mi proszę ty, drogi czytelniku. BMW S 1000 R wykonuje każde zadanie niemalże perfekcyjnie. Po założeniu szyby możemy teleportować się w Alpy, po wykupieniu track daya możemy kręcić czasy jak motocykle sportowe, a chcąc nieco połobuzować wystarczy dodać gazu. Jaki według ciebie powinien być perfekcyjny naked bike? To był artykuł sponsorowany, za to szczery – jak zwykle. 

 

KOMENTARZE