fbpx

Tegoroczna, marcowa wystawa “Warsaw Motorcycle Show” jest jawnym dowodem na to że: po pierwsze organizatorzy potrafią skutecznie uczyć się na własnych błędach, a po drugie, że tego typu imprezy mają sens!

Po ubiegłorocznej wpadce w zakresie kubatury motocyklowej wystawy w centrum wystawienniczym „Ptak” organizatorzy wyciągnęli wnioski. Po prostu udostępniona została druga hala, pojawił się więc przestrzeń i swobodny oddech. Ten prosty zabieg spowodował, że wreszcie można było swobodnie poruszać się między stoiskami, pooglądać motocykle z należytej perspektywy, swobodnie zrobić pamiątkowe foty. Dosyć dobrze zorganizowana kampania reklamowa, w połączeniu z obniżoną w stosunku (mimo bądź co bądź inflacji!) ubiegłego roku ceną wejściówek zaowocowały potężną frekwencją. Co prawda organizator jeszcze nie podał oficjalnych statystyk, ale na nasze oko zjechała się potężna kupa luda. Może trudno w to uwierzyć, ale przed wejściem napotkaliśmy siedmioosobową grupę kolesi z Finlandii — przylecieli specjalnie na tę wystawę!

Również w zakresie wystawców nie ma powodów do narzekania. Owszem, zabrakło stoisk oficjalnych importerów tak poważnych marek, jak Honda, Suzuki czy BMW, ale niemal cała reszta stanęła na wysokości zadania. Była więc grupa Liberty z całą „włoszczyzną”, Almot z Triumphem, Zontesem i Junakiem, Motorland z Benelli, Keewayem, Kymco i debiutującym na naszym rynku QJ Motors. Pojawił się także niewidziany od pewnego czasu Romet z Zippem i Bajajem. Honoru japońskich marek dzielnie broniło Kawasaki, obecny był też Royal Enfild, CFMoto i powracająca na polski rynek Jawa. To oczywiście nie wszystkie marki motocyklowe działające na naszym rynku było ich jeszcze kilka, trudno tu wymienić wszystkie.

Ale przecież branża motocyklowa to nie tylko pojazdy, ale także ciuchy, szkoły jazdy, firmy podróżnicze, części, akcesoria i wiele innych działek. U „Ptaka” reprezentowane były bardzo szeroko, nie spodziewaliśmy się, jest ich aż tyle! Na szczególną uwagę zasługują jednak kluby (np. Nornica, Skorpion i inne) i organizacje (PZMot, Polski Ruch Motocyklowy, które akurat biznesowego interesu nie mają, aby się pokazywać na takich imprezach. Tym bardziej należą się im podziękowania za uświetnienie i ubarwienie imprezy.

Nikt nas nie przekona, że takie wystawy nie mają sensu, bo wszystko lepiej i skuteczniej można obejrzeć w salonach sprzedaży czy internecie. Czy w salonie albo w sieci będziecie mieli okazję zbić piątkę z takimi postaciami jak Marek Dąbrowski (a jakże — z synem!), Ania Jackowska, Marek Suslik, czy Lech Wangin? Z pewnością nie, a na wystawie znanych osobistości świata motocyklowego przewinęły się dziesiątki. Czy w salonie albo necie natkniecie się na nie widzianych od dawna kumpli, by w otoczeniu tysięcy ludzi o podobnych zainteresowaniach pogadać chwilę? Sami sobie odpowiedzcie…

Na nasze oko Warsaw Motorcycles Show po słabszych momentach z przytupem powraca na właściwą dla niego pozycję i liczymy, że za rok będzie jeszcze lepiej. A i importerzy niektórych marek może zrozumieją swoją rolę w całościowym kreowaniu polskiego motocyklowego rynku i swoją obecnością na kolejnych wystawach dadzą temu wyraz.

Zobaczcie też obszerną galerię Michała Farbiszewskiego z Warsaw Motorcycle Show 2024!

KOMENTARZE