Wśród motocyklistów wolontariat to dość popularne zjawisko. Lubimy pomagać innym, co często przyczynia się do ratowania życia lub zdrowia. Ale są też nieliczni wolontariusze, którzy swoimi działaniami sprawiają, że życie motocyklistów jest przyjemniejsze. Jednym z nich jest Mirek Antoniewicz, opiekun i inicjator polskiego odcinka trasy TET.
Na skróty:
Historia Mirka to idealny przykład tego, że raz złapana zajawka, raczej zostanie z Tobą już na stałe. Bakcyla na motocykle złapał ok. roku 1992 i zaczęło się klasycznie – od polskiej motoryzacji, a dokładniej od Junaków. Szybko jednak przeszedł na ciężką stronę i zainteresował się bokserami. Nie uczepił się konkretnego modelu, w grę wchodziło wszystko co miało cylindry rozchylone na boki i można było do tego przyczepić kosz. Najczęściej padało na twory zza wschodniej granicy, które były najłatwiej dostępne. No i można było nimi bez przeszkód zjeżdżać na nieutwardzone drogi.
Zmiana wagi
Po latach śmigania radzieckimi bokserami wszędzie gdzie się da, przyszła w końcu okazja by wsiąść na nowszy sprzęt. Był nim… kolejny bokser, ale niemiecki – BMW R100RT. Podczas podróży, Mirka coraz częściej kusiła jazda poza asfaltem. W końcu przesiadł się na BMW R100GS w wersji Paris-Dakar. Radość z jazdy po bezdrożach skłoniła go do zmiany kategorii wagowej na dużo niższą. Potężnego GS zamienił na lekkiego KTM LC4 640 ADV i przy tej klasie już pozostał.
Obecnie ujeżdża LC4 690 Enduro ubrane w zestaw Rally, w skład którego wchodzą owiewka, dodatkowe zbiorniki i mocniejsze lampy. Na singlach Mirek rozkręcił się z podróżami jeszcze bardziej i odwiedził m.in. Rosję, Finlandię, Skandynawię, Balkany Rumunię i kilka innych krajów, gdzie można obcować z dziką przyrodą.
Kumpelska siatka
Jak to zazwyczaj bywa z turystyką w wykonaniu motocyklowym, przynosi ona bardzo dużo nowych znajomości. Na jednym wyjeździe zakumplujesz się z kimś na polu namiotowym, na innym złapiesz się z kimś w drodze i jest to rzecz naturalna. Stwierdzenie „świat jest mały” jest w tym przypadku bardzo na miejscu. Po kilku-kilkunastu latach podróżowania okazuje się, że gdziekolwiek pojedziesz, tam masz kogoś znajomego. Mirek pod tym względem nie był wyjątkiem i też spotykał różnych zapaleńców motocyklowych wszędzie, gdzie go poniosło. Tak się trafiło, że kilku z nich dobrze kumpluje się z Johnem Rossem – inicjatorem TET (Trans Euro Trail). Najłatwiej zdefiniować to jako turystyczny szlak motocyklowy, w głównej mierze przebiegający po bezdrożach, zazwyczaj drogach polnych i szutrowych.
W założeniu ma to być pętla okrążająca całą Europę. Za inspirację dla tego projektu posłużyły podobne trasy w USA np. TAT (Trans America Trail). Oczywiście jedna osoba nie ogarnie całej trasy, obecnie liczącej 51 tys. km. Każdy kraj ma więc swojego opiekuna, z ang. linesman, wytyczającego trasę. Brakowało takiej osoby w Polsce, więc znajomi polecili Johnowi Mirka, jako osobę godną zaufania, która ma dryg do nawigacji i znajdowania ciekawych dróg. Jest to o tyle istotne, że tworząc odcinek TET, nie można puścić się na przełaj. trzeba uskutecznić trochę nawigacyjnej gimnastyki, by każdy metr trasy przebiegał po drogach nieobjętych zakazem ruchu. Wcale nie jest to łatwe, jeśli masz ułożyć trasę głównie po drogach szutrowych, ew. asfaltowych, ale ciągnących się przez małe wioski.
Układanki po godzinach
Mirek bez wahania podjął się tego wyzwania. Dostał od Johna informację, gdzie mniej więcej powinna zacząć się trasa i gdzie kończyć, by zgrywała się z pozostałą częścią szlaku. Resztę Mirek układał samodzielnie. Wiązało się to z wieczornym ślęczeniem nad mapami OSM i szukaniem, gdzie można się spodziewać ciekawych odcinków.
Po wstępnym ułożeniu zarysu trasy, trzeba było ją sprawdzić. Wsiadał więc na swoje LC4 690 i gnał, w tym przypadku z Wrocławia do Hrebennego na granicy województw Lubelskiego i Podkarpackiego. Na miejscu oczywiście okazywało się, że niektóre fragmenty trasy, które wytyczył w domu, nie mają prawa znaleźć się na szlaku TET. Było albo zamknięte dla ruchu albo po prostu nieciekawe. No więc trzeba było krążyć i szukać odpowiedniej drogi, co znacznie wydłużało proces tworzenia polskiego TET. A warto wspomnieć, że to wolontariat, a nie etatowa praca – TET nie jest organizacją komercyjną. Za przejazd po trasie nie są pobierane żadne opłaty, a opiekunowie nie dostają honorarium, zajmują się tym na własny koszt. Nie było więc mowy, by Mirek mógł wyjechać na dwa tygodnie i w spokoju ułożyć odcinek. W końcu czasem trzeba pokazać się w pracy. Swoją drogą, ścieżka zawodowa Mirka to też ciekawy temat. Jeszcze kilka lat temu pracował jako grafik. Dziś zajmuje się… produkcją sakw i akcesoriów bagażowych do motocykli terenowych. Zaczęło się dosyć niewinnie, bo chcąc kupić zestaw bagażowy do swojego BMW, Mirek nie był zadowolony z dostępnych na rynku rozwiązań. Postanowił więc samemu zaprojektować swoje torby.
W latach 90. robił sakwy i piórniki do chopperów, więc miał doświadczenie w takich pracach. Okazało się, że nie wyszedł z wprawy i w trakcie podróży jego dzieło sprawdziło się bardzo dobrze, a do tego było lekkie. Temat spodobał się kilku znajomym, którzy poprosili Mirka o zrobienie im takich sakw. Reklama pocztą pantoflową zrobiła swoje i Mirek miał coraz więcej zamówień. Okazało się, że nawet robiąc te torby po godzinach, może porzucić pracę na etacie i skoncentrować się tylko na swoim nowym interesie. Założył więc firmę Xcountry i skupia się teraz na dopracowywaniu oferty toreb motocyklowych.
Pomysły się nie kończą
Mirek był w o tyle komfortowej sytuacji, że mógł połączyć swoją nową pracę z podróżami, w końcu mówiąc pół żartem, pół serio – to testowanie produktu. A testy są dosyć intensywne, bo tworzenie trasy TET, jak już wspomniałem, nie zajmuje tylko jednego weekendu. Ułożenie obecnej (łącznie ok. 2500 km) zajęło ponad cztery lata! Do tego co jakiś czas trzeba ją sprawdzić, czy wciąż jest w pełni legalna i przypadkiem jakiś odcinek nie zrobił się zbyt niebezpieczny. Mirek jednak nie poprzestaje na tym i do mapy polskiego TET wciąż dokłada nowe odcinki.
Jego wizja docelowo zakłada by nie tylko wiły się dookoła Polski, ale i krzyżowały, tak by np. z centrum śmignąć nad morze w stylu enduro. W trakcie rozmowy zdradził mi kilka naprawdę świetnych pomysłów, które jeszcze nie są oficjalnie ogłaszane, ale niewiele brakuje, żeby weszły w życie. Do tego Mirek ma jeszcze czas i chęci by współorganizować zawody EnduroRally24 (polecamy obejrzeć nasz film na YT i przeczytać relację z tej imprezy) i dokładać kolejne ścieżki do TET. Takie podejście i zapał zasługują na szacunek
i wdzięczność.
ENDURO RALLY 24 2019. WSZYSTKO, CO MUSISZ WIEDZIEĆ!
Wszak dzięki pracy Mirka, wielu motocyklistów ma na tacy położony pomysł na spędzenie każdego weekendu w inny sposób i odkrycie Polski od tej piękniejszej i nieskomercjalizowanej strony. Trasę TET można ściągnąć za darmo ze strony transeurotrail.org, wgrać szlak do telefonu czy nawigacji i ruszyć w drogę. Mieliśmy ostatnio okazję spędzić kilka dni na wschodniej części TET i tym bardziej doceniamy pracę Mirka. Trasa jeśli nie ciągnie się szutrami, to przebiega przez bardzo lokalne drogi i małe wioski. Jest więc skrojona pod motocykle w stylu ADV czy Dual Sport.
TET wymaga zrozumienia
Niestety u niektórych motocyklistów oczekiwania co do TET, nie zgrywają się z jego realnymi założeniami. To czasem może sprawiać przykrość i wystawiać cierpliwość Mirka na próbę. Po pierwsze musi mierzyć się
z komentarzami, że to nie jest trasa enduro, nie ma się tutaj gdzie wyżyć, że brak odcinków przeprawowych itp. Problem leży trochę w niezrozumieniu, a właściwie niezapoznaniu się z zasadami TET. Dużo ludzi traktuje tę trasę jako odcinek rajdowy, na którym prujesz non stop bezdrożami. Założenie jest jednak inne.
Ma to być trasa turystyczna, na której owszem, zdarzają się odcinki dynamiczne, ale przede wszystkim stworzono ją po to, by chłonąć malownicze widoki i poznawać kraj. W całej inicjatywie TET i zasadach jej korzystania (znajdziecie je na stronie transeuotrail.org) chodzi o to by pokazać motocyklistom, że jazda w terenie nie musi polegać tylko na dzidowaniu – można to robić rozsądnie i czerpać z tego przyjemność, a przede wszystkim nie przeszkadzać innym. To ma także pomóc zmienić wizerunek motocyklistów, przedstawić ich jako ludzi z zajawką, a nie chuliganów na dwóch kółkach.
Mirek stara się dbać o to, by każdy o tym pamiętał, ale niestety nie każdy się do tego stosuje. Zdarza się nawet, że ktoś organizuje wycieczki komercyjne i jako przewodnik prowadzi uczestników po trasie zarabiając na pracy wolontariuszy. Jest to nieprzyzwoity brak zrozumienia idei TET, biorąc pod uwagę, że plik nawigacyjny będący czyjąś pracą, jest ogólnodostępny i darmowy. Takie sytuacje są jednak rzadkością, zazwyczaj Mirek spotyka się z pochlebnymi komentarzami, nierzadko z zagranicy. Nasz odcinek bardzo polubili Niemcy, Francuzi, Holendrzy, Słowacy i Czesi. Co ciekawe Ci dwaj ostatni, nie mają w swoich krajach trasy TET, a przecież kultura motocyklowa i off-road stoją tam na bardzo wysokim poziomie! Warto więc docenić to co mamy i to nie tylko z „litości”. Nasz TET jest piękny i ciekawy, a co najważniejsze, różnorodny i nadal się rozwija.
Mirek, zrobiłeś kawał dobrej roboty, która bardzo umila życie motocyklistom. Tak trzymaj!