fbpx

Joan Mir do obrony mistrzostwa MotoGP przystępuje bez zmiany numeru oraz z przekonaniem, że nie jest faworytem do sięgnięcia po tytuł w 2021 roku.

Joan Mir nadchodzący sezon MotoGP rozpocznie w roli obrońcy tytułu mistrzowskiego. Hiszpan jednak przyznaje, że wcale nie czuje się faworytem do mistrzostwa klasy królewskiej. Czy faktycznie tak jest? A może zawodnik Suzuki tylko przerzuca presję na swoich rywali? 

Nie jest tajemnicą, że sezon 2020 był po prostu szalony, ze skondensowanym kalendarzem i mniejszą liczbą wyścigów. W tych warunkach producenci mieli mniej, albo i prawie zero, czasu na testowanie nowinek technicznych. Takie okoliczności najlepiej wykorzystało Suzuki, które chociaż wygrało tylko dwa wyścigi, to po prostu było najrówniej radzącą sobie maszyną. Nawet przy często bardzo słabych kwalifikacjach.

Sam Joan Mir wygrał tylko jeden z czternastu wyścigów, dodatkowo w sześciu stając na podium. To sprawiło jednak, że zgromadził niecałych 50% z możliwych do zdobycia punktów. Dla porównania, Marc Marquez w rekordowym 2019 zgarnął… 88% puli! „To prawda, że w zeszłym roku wygraliśmy nie dzięki prędkości, a dzięki regularności i mądrości” – przyznawał Hiszpan.Joan Mir mistrzem świata MotoGP 2020!

Joan Mir jednak z #36 

Hiszpan przez kilka dni podkręcał atmosferę w mediach społecznościowych, zastanawiając się, z jakim numerem startować w tym roku. Wielu spodziewało się, że 23-latek zdecyduje się na „jedynkę”. W końcu po zdobytym mistrzostwie Moto3 w 2017 roku, od razu przeszedł do Moto2. Na ściganie się z #1 nie miał po prostu szansy.

Ostatecznie zawodnik Suzuki zdecydował się pozostać przy swoim dotychczasowym numerze #36. „Obudziłem się pewnego dnia i po prostu zdecydowałem, że nie zmieniam numeru” – mówił w materiale wideo opublikowanym w social mediach. Joan Mir zwycięża w Walencji„Starty z numerem #1 byłyby niesamowite, to byłoby niezwykłe doświadczenie. Ale wierzę, że z #36 ostro pracowałem i doszedłem tu, gdzie jestem teraz, mając dwa mistrzostwa świata na koncie. Uważam, że moja praca nie jest skończona, muszę dalej ostro pracować, bardziej niż wcześniej, właśnie z tym numerem” – dodawał.

Szczerze mówiąc, liczyliśmy na to, że Mir zdecyduje się na „jedynkę”. Hiszpan tym samym kontynuuje jednak tradycję zapoczątkowaną w 2002 roku przez Valentino Rossiego. Włoch po zdobyciu mistrzostwa klasy 500cc w sezonie 2001, nie zmienił numeru i dalej ścigał się z #46. Od tego czasu z #1 jeździli tylko Nicky Hayden, Casey Stoner i raz Jorge Lorenzo. 

Szkoda, bo na pewno Suzuki mocno zyskałoby marketingowo na prezentacji wszystkich materiałów z motocyklem z numerem #1 na przodzie. To pierwszy tytuł Japończyków od 20 lat i miejmy nadzieję, że nie ostatni w najbliższej przyszłości. Z drugiej trudno dziwić się Mirowi, który stawia też na promowanie własnej marki. Ale czy nie sprzedałby więcej gadżetów z wyjątkową, mistrzowską jedynką?Joan Mir w akcji w sezonie 2020 MotoGP

„Nie jestem faworytem”

Bez względu na numer startowy, Mir w sezonie 2021 będzie „gościem do pokonania”. On sam jednak nie stawia siebie w roli faworyta, a typuje na niego – o ile dojdzie do formy – Marka Marqueza. „To prawda, że kiedy Marc zdobywał mistrzostwo, w kolejnym roku on był faworytem. W tym wiem, że jestem facetem do pokonania, ale nie jestem faworytem. Tak po prostu czuję”.

„Myślę, że muszę pokazać znacznie więcej, żeby być faworytem. To prawda, że w zeszłym roku wygraliśmy nie dzięki prędkości, a dzięki regularności i mądrości. Na pewno margines do poprawy nie jest taki sam, jak u zawodników z większym doświadczeniem. Na papierze mamy więc narzędzia do obrony, ale nie czuję się faworytem. Zobaczymy co będzie. Jeśli wygram w tym roku, wtedy nim będę”.Joan Mir w akcji w sezonie 2020 MotoGP„Jeśli Mark będzie na torze, stuprocentowo będzie faworytem. Ma więcej doświadczenia, niż ja. Ma więcej tytułów. Jest szybszy i jest gościem, którego chce się pokonać. Jeśli go nie będzie, nie widzę faworytów. Prawdopodobnie wtedy ja nim będę” – dodawał. 

Wiele wskazuje jednak na to, że przynajmniej na początku sezonu Marka Marqueza zabraknie na torze. Co prawda Hiszpan pomału rozpoczyna treningi, ale od jego ostatnich jazd na motocyklu MotoGP minęło ponad pół roku. Do startu sezonu 2021 pozostało sześć tygodni. Po prostu nie widzimy tego, by 8-krotny mistrz świata zdążył do tego czasu dojść do stuprocentowej formy.

Suzuki na wygranej pozycji?

W minionym sezonie Suzuki, pomimo słabych kwalifikacji, potrafiło świetnie radzić sobie w trybie wyścigowym. W sumie zawodnicy jeżdżący na GSX-RR stawali na podium 11 razy, podczas gdy w kwalifikacjach tylko dwukrotnie Alex Rins wbił się do pierwszego rzędu. Najlepszą pozycją startową Mira było z kolei czwarte pole. Joan tylko cztery razy ruszał z drugiej linii.

Zdecydowanie więc do poprawy są czasówki. Jeśli chodzi o wyścigi, to tu Suzuki ma przewagę, bo zamrożony rozwój silników na 2021 sprawi, że rywalom po prostu trudniej będzie ich dogonić. „Rok temu wielu producentów było blisko, czasy okrążeń były bardzo zbliżone. Myślę, że to się nie zmieni”.

„Oczywiście mamy dobry pakiet, jesteśmy szybcy na każdym torze i myślę, że nie stracimy tego w nadchodzącym sezonie. Trzymam za to kciuki!”Joan Mir przed grupą zawodników MotoGP w sezonie 2020 na torze w WalencjiOczywiście warto mieć na uwadze zmiany strukturalne w Suzuki, z którego niespodziewanie odszedł dotychczasowy szef ekipy Davide Brivio. Producent z Hammamatsu postanowił powierzyć jego obowiązki grupie innych osób z zespołu, nie zatrudniając nikogo bezpośrednio na miejsce Włocha. Nie mamy pojęcia, czy to zda egzamin, ale to chyba najlepszy moment na eksperyment: w końcu regulamin i zawodnicy zespołu pozostają bez zmian.

„Na pewno mamy margines do poprawy jeśli chodzi o silnik. Nie jest najszybszy, ale też nie jest najwolniejszy. Inni na pewno są w gorszej sytuacji od nas. Nasz pakiet jest dobry, motocykl jest dobrze zbalansowany. Jeśli będziemy w stanie się trochę poprawić w innych obszarach, to będziemy jeszcze silniejsi” – przyznawał Mir.

Trudno się z tym nie zgodzić. Ducati musi dogadać się z oponami Michelin, Yamaha musi zacząć pracować, gdy jest zimno, KTM traci koncesję na nieograniczone testy, a Hondzie… brakuje lidera. Suzuki faktycznie ma podstawy do dobrego sezonu.

Alex Rins głównym rywalem?

Umówmy się, że wskazywanie faworytów przed startem sezonu jest jak wróżenie z fusów. Jedni typują Joana Mira, inni Jacka Millera, jeszcze kolejni – kogoś z zawodników KTM-a albo Franco Morbidelliego. My do tego grona dodalibyśmy jeszcze Alexa Rinsa, który sezon 2020 przegrał już na starcie w Jerez, gdy uszkodził bark.

„Myślę, że Alex będzie tak silny, jak w zeszłym roku. To prawda, że w pierwszej fazie sezonu był kontuzjowany, ale potem był coraz bardziej konkurencyjny. Walczyliśmy ze sobą w zasadzie w każdej rundzie” – zauważał Joan.Joan Mir i Alex Rins w sezonie 2020 MotoGP

„Ostatecznie był trzeci, ale myślę, że każdy popełnia błędy. Zobaczymy, co będzie w tym roku. Przejechanie całego sezonu bez błędów jest bardzo trudne. Kontuzje i upadki od zawsze są częścią naszego sportu, ale trzeba sobie z tym jak najlepiej radzić. Myślę, że pod tym względem Alex wykonał bardzo dobrą pracę. Na pewno będzie konkurencyjny, ale nie bardziej, bo już był bardzo mocny”.

Celem wcale nie jest mistrzostwo! 

Joan dodawał, że cel na ten rok to przede wszystkim świetnie się bawić i stawać jeszcze lepszym zawodnikiem. „Chcę pokazać nieco więcej i być lepszym zawodnikiem. To mój cel”.

„A jeśli uda się wywalczyć tytuł, będę super szczęśliwy, bo ostatecznie każdy chce zdobyć mistrzostwo”.

„Oczywiście każdy chce być mistrzem, ale ja chcę stawać się lepszym zawodnikiem. Chcę zdobywać pole position i wygrywać wyścigi. Jeśli się uda, to równą jazdę mam już opanowaną”.Joan Mir na podium w sezonie 2020

Joan Mir nie zmienił się jako mistrz

Najlepsze w tym wszystkim jest to, że 23-latek nadal wydaje się być tym samym, spokojnym gościem z Majorki. Gościem, którego zdobycie drugiego mistrzostwa w karierze – a pierwszego w MotoGP – wcale nie zmieniło. Tak samo trenuje, nadal nie pokazuje wiele w mediach społecznościowych, a jedyne co mu doskwiera, to trochę większa popularność.

„Kiedy idę do restauracji, to co najmniej osoba lub dwie zawsze mnie rozpozna. Nawet w Andorze, gdzie mieszkam i normalnie raczej masz spokój, teraz ludzie proszą mnie o zdjęcia. Nie wyobrażam sobie, jak to będzie na Majorce, ale czuję, że moje życie w domu odmieni się całkowicie”. 

Pierwsze tegoroczne testy MotoGP odbędą się już na początku marca. Sezon wystartuje pod koniec marca dwoma wyścigami na torze Losail w Katarze.


Zdjęcia: PSP Łukasz Świderek, MotoGP, Suzuki

KOMENTARZE