Zapewne widziałeś, Drogi Czytelniku, nieraz w telewizji satelitarnej wyczyny motocyklowych akrobatów pokonujących na dwóch kółkach przeszkody, które sprawiłyby kłopot niejednemu alpiniście. Głazy, strome urwiska zdawałoby się bardziej nadają się dla górskich kozic, a nie dla motocykli.
Istnieje gałąź sportów motorowych zwana trialem, a po polsku rajdami obserwowanymi, polegająca na precyzyjnym przejechaniu wytyczonej trasy w wyznaczonym limicie czasu. Takie uchybienia jak podparcie nogą czy wyjechanie poza linię ograniczającą trasę powodują naliczanie punktów karnych. Popisy trialowych akrobatów stały się jeszcze popularniejsze dzięki pokazom organizowanym w halach, zwykle podczas zawodów supercrossu.
Technika jazdy wymaga od kierowców umiejętności cyrkowego akrobaty. Ale też motocykl przeznaczony do trialu musi spełniać dość specyficzne wymagania. Nic też dziwnego, że w ich produkcji panuje wąska specjalizacja. Jeszcze do niedawna ich produkcja była domeną małych firm europejskich takich, jak np. włoskie Aprilia, Beta i Fantic czy też hiszpańskie: Gas Gas i Montesa. W minionym roku dołączyła do nich Yamaha modelem TY 250 Z.
Już na pierwszy rzut oka motocykle do trialu różnią się w sposób zdecydowany od pozostałej braci, nawet tej przystosowanej do jazdy w terenie. Tutaj nie tyle istotne są moc, szybkość, wygodne siodło czy pojemny zbiornik paliwa, ile duży prześwit, lekka acz stabilna konstrukcja. Również specjalne wymagania dotyczą silnika. Musi on dysponować dużym momentem obrotowym już przy niskich obrotach wału korbowego. Zwykle osiąga się to odpowiednim doborem faz rozrządu i kołem zamachowym o rozmiarach nie spotykanych w silnikach o podobnej pojemności skokowej.
Dzięki tym czynnikom praca jednostki napędowej jest spokojna i jej zachowanie łatwe do „wyczucia” przez kierowcę . Nie do pogardzenia jest dodatkowy efekt stabilizujący motocykl, wynikający z momentu żyroskopowego ciężkiego koła zamachowego. Nie mniej ważne jest precyzyjne wyważenie całej konstrukcji. Duży prześwit powoduje, że środek ciężkości znajduje się dość wysoko, co nie ułatwia zadania kierowcy jadącemu bardzo wolno.
Człowiekiem, który całkowicie zrewolucjonizował technikę jazdy w trialu jest Jordi Torres, pięciokrotny mistrz świata. Od chwili jego uwieńczonego sukcesem debiutu w 1985 roku radykalnie zmienił się sposób pokonywania ciasnych zakrętów i uskoków. Zamiast skręcać kierownicę pod kątem zbliżonym do prostego wystarczy odciążyć tylne koło i balansem ciała przestawić je na bardzo ograniczonej przestrzeni. Oczywiście te „podskoki” zgodnie z regułami sztuki muszą odbywać się bez podpierania się o ziemię. Przypomina to technikę jazdy na rowerze typu cyklotrial. Taki styl jazdy wymaga od konstruktorów idealnego wyważenie motocykla.
Zmiana stylu jazdy spowodowała zmiany w konstrukcji motocykli do trialu. Mały promień skrętu wymuszał silne zwężenie podłużnic w okolicach główki ramy, tak by rury teleskopów nie były blokowane przy pełnym skręcie przez ramę. Konsekwencją jej zwężenia była mniejsza odporność na skręcanie. Od chwili, gdy Jordi Tarres zdobył pierwsze mistrzostwo świata i znalazł rzesze naśladowców, konstruktorzy mogli spokojnie pracować naą usztywnieniem ramy poprzez szersze rozstawienie podłużnic.
Aby odciążyć tylne koło, a tym samym ułatwić kierowcy „nadrzucanie” tyłu motocykla, przesunięto podnóżki do przodu. Jednak nie ma nic za darmo. Odbyło się to kosztem łatwości do podrywania przedniego koła do góry, tak niezbędnego przy pokonywaniu wysokich przeszkód. Twarde zawieszenie ułatwia przeskoki motocykla ze stopnia na stopień, jednak trudno tu mówić jakimkolwiek komforcie, szczególnie w czasie jazdy po skalnym rumowisku. Ale jak zaznaczyliśmy na wstępie, trial rządzi się innymi prawami niż „zwykłe” motocykle.
Silnik, podobnie jak u europejskiej konkurencji pracuje w obiegu dwusuwowym. Aby zmniejszyć masę nie wymyślono do tej pory nic lepszego. Oczywiśce chłodzony cieczą, co od 1988 roku dzięki pionierskiemu Climberowi Aprilii stało się standardem. Chłodzenie silnika cieczą ma w trialu olbrzymie znaczenie. Utrzymanie na stałym poziomie temperatury silnika w motocyklu, który częściej stoi niż jedzie, ma decydujące znaczenie dla stabilności i niezawodności jego pracy. Od momentu startu do mety silnik, aby mieć taką samą moc, musi pracować w niezmiennych warunkach.
Chłodnica w celu uniknięcia uszkodzenia możliwego przy ewentualnym upadku jest skryta pod podłużnicami ramy i dodatkowo chroniona po bokach podciągami ramy. Nad właściwą temperaturą cieczy chłodzącej czuwa termostat i elektryczny wentylator chłodnicy uruchamiany przez układ elektroniczny. Gładź cylindrowa pokryta została warstwą spieku ceramicznego ograniczającego tarcie pary tłok-cylinder i poprawiającego odprowadzanie ciepła na zewnątrz. Silnik jest mocno „podkwadratowy” tzn. skok tłoka (58 mm) jest mniejszy od średnicy cylindra wynoszącej 74 mm.
Zaleta takiego rozwiązania to natychmiastowa reakcja silnika na gwałtowne otwarcie przepustnicy. Minusem natomiast jest dość mizerna wartość momentu obrotowego w dolnym zakresie obrotów wału korbowego. Dzięki precyzyjnie dobranym fazom rozrządu i kształtowi krótkiego kanału ssącego konstruktorom udało się uzyskać z 249 ccm 20,5 KM (15,1 kW) przy dość niskich 5500 obrotach na minutę. Maksymalny moment obrotowy wynosi 29,4 Nm przy 4500 obr/min. Jak wielki nacisk stawia się na ciężar niech świadczy fakt, że w porównaniu z ubiegłorocznym modelem, udało się konstruktorom obniżyć masę silnika o 5,7 kg, m.in. poprzez zastosowanie lżejszego wału korbowego.
Jednak, aby nie zmniejszać tak przydatnego momentu żyroskopowego, zastosowano nowy wirnik alternatora o większej średnicy, w którym większość masy znajduje się na jego obwodzie. W ten prosty sposób moment bezwładności układu nie uległ zmianie mimo mniejszej masy całości. Szczególnie troskliwie potraktowano układ zasilania. Iglica jest teraz osadzona w przepustnicy za pomocą sprężyny, dzięki czemu uniknięto zjawiska „kiwania się” iglicy gaźnika przy otwartej przepustnicy. W wyniku tego wypływ paliwa z dyszy głównej jest dużo stabilniejszy, zasługą czego jest jego równa praca. Dzięki komorze rozprężnej i pojemnemu aluminiowemu tłumikowi motocykl ten wytwarza podczas jazdy natężenie hałasu dużo mniejsze niż kilkuosobowa wycieczka miłośników górskiej turystyki.
Silnik zaś spełnia z zapasem najsurowsze zachodnioeuropejskie normy odnośnie czystości spalin. Yamaha TY 250 Z jest pierwszym terenowym motocyklem tej firmy z ramą wykonaną z aluminium. Przypomina ona kształtem ramy z motocykli o mocach 100 KM i więcej. Nie ma w tym nic dziwnego, gdyż powstała ona z tych samych założeń konstrukcyjnych, co rama typu Deltabox. Jednak podłużnice nie są spawane z blaszanych wytłoczek, lecz wykonane są z pojedynczego aluminiowego kształtownika.
Znajdujące się wewnątrz zamkniętego profilu żebra usztywniające nadają ramie wyjątkową sztywność i odporność na uszkodzenia przy ewentualnym upadku. Tylna rama pomocnicza jest również wykonana z aluminium, a po jej zdjęciu uzyskuje się łatwy dostęp do filtra powietrza i tylnego amortyzatora. Kształt ramy pozwolił na prześwit w wielkości 345 mm, przy umiarkowanej wysokości siodła nad ziemią: 725 mm. Silnik chroniony jest od uderzeń w przeszkody takie jak głazy i pnie drzew duraluminiową osłoną.
Przednie zawieszenie motocykla typu trial ze względu na oszczędność masy posiada zwykle w jednej z rur samą tylko sprężynę, podczas gdy w drugiej rurze znajduje się wyłącznie amortyzator. W TY 250Z zrezygnowano z tego typu oszczędności, szukając ich w lżejszej konstrukcji rur nośnych. Mają one średnicę zmienną wraz z długością. W dolnej części, po której ślizga się goleń amortyzatora wynosi ona 41 mm. Zwężające się ku górze rury mają u szczytu średnicę równą 37 mm. Ponadto w imię oszczędności na masie zrezygnowano z widelca typu Upside-Down, co ostatnio czynią też i inne wytwórnie np. Gas Gas.Tylny, wykonany z aluminium wahacz połączony jest układem dźwigni z elementem sprężynująco-tłumiącym firmy Bilstein o regulowanych ugięciu wstępnym sprężyny i sile tłumienia. Bardzo ciekawą konstrukcję ma tylne koło TY 250 Z. Podobnie jak w Gas Gas przekrój felgi ma kształt zbliżony do litery T. Szprychy uchwycone są w grzebieniu biegnącym jej środkiem. W związku z tym zmieniono klasyczny układ szprychy: nyple zamiast w feldze znajdują się w piastach koła. (W Gas Gas nyple znajdują się w połowie długości dwuczęściowej szprychy.) Tego typu rozwiązanie pozwala na użycie opon bezdętkowych (oszczędność na masie) i znacznie ułatwia pracę mechanikom. W przypadku konieczności wymiany pękniętej szprychy nie trzeba zdejmować opony! Umieszczony pomiędzy podłużnicami ramy zbiornik mieści całe 3 l paliwa. Na rajd obserwowany w zupełności to wystarczy.