fbpx

Czy to ta współpraca, której nikt się nie spodziewał, ale na którą wszyscy podświadomie czekali? Maverick Viñales łączy siły z pięciokrotnym mistrzem świata Jorge Lorenzo, tworząc duet równie zaskakujący, co potencjalnie wybuchowy. Jeśli ten projekt wypali, to za kulisami MotoGP może być ciekawiej niż na torze.

Maverick Viñales na początek zimy w MotoGP postanowił narobić trochę szumu – tym razem w sposób, który nie wiąże się z próbą „sprawdzenia granic żywotności silnika” jak kilka lat temu w Austrii. Hiszpan ogłosił, że do swojego programu wyścigowego zaprasza pięciokrotnego mistrza świata Jorge Lorenzo – człowieka, który po zakończeniu kariery przeleciał przez telewizję, formaty rozrywkowe, vlogowanie, inwestowanie w Dubaju i chyba tylko taniec na lodzie został mu do odhaczenia. Najwyraźniej jednak zatęsknił za zapachem spalin i regularną dawką dramatów, bo wraca do MotoGP jako mentor swojego rodaka.

Oczywiście, warto przypomnieć, że Jorge Lorenzo to pięciokrotny mistrz świata i jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii MotoGP. To człowiek, którego styl jazdy przypominał ściganie się w symulatorze – był niesamowicie powtarzalny i zabójczo precyzyjny. To także jedyny zawodnik, który był w stanie pokonać Marca Marqueza, kiedy ten był u szczytu swojej formy. Gdy Marquez demolował resztę stawki, Lorenzo – wówczas jeszcze „czterokrotny mistrz świata Jorge Lorenzo” – był jedynym, którego młodziutki Marc mógł się obawiać. I to właśnie tę chłodną perfekcję będzie teraz Jorge próbował zaszczepić w Viñalesie.

Jorge Lorenzo zakończył karierę po nieudanym sezonie 2019, podczas którego przesiadł się na Hondę.

Według oficjalnych komunikatów projekt tego duetu oprze się na trzech filarach. Pierwszy to przygotowanie fizyczne – ustalone rutyny, solidna regeneracja i dopasowanie obciążeń do realiów MotoGP, a nie do dnia, w którym akurat wszystko wychodzi. Cóż, pięciokrotnemu mistrzowi świata trochę porządnego treningu też przecież nie zaszkodzi. Drugi to coaching strategiczny: zarządzanie presją, ryzykiem i podejmowaniem decyzji. Czyli dokładnie te elementy, w których Maverick potrafi tracić grunt pod nogami szybciej niż Yamaha straciła cierpliwość w 2021 roku. Trzeci filar to analiza weekendowa i planowanie – ładna nazwa na to, że pięciokrotny mistrz świata Jorge Lorenzo będzie tłumaczył Maverickowi, dlaczego znowu w treningach było nieźle, a w walce o punkty zrobiło się nieciekawie.

Trzeba przyznać, że Jorge ma dokładnie to, czego Viñalesowi najbardziej brakuje. Lorenzo był mistrzem startów, pierwszych okrążeń i przejazdów jak z symulatora. Jeśli pięciokrotny mistrz świata faktycznie będzie w stanie przekazać Maverickowi choć część swojej powtarzalności, to może być to jedna z najciekawszych transformacji ostatniej dekady.

Problem w tym, że obaj panowie mają temperamenty, które potrafią zagotować się szybciej niż Valentino Rossi, gdy Marc Marquez wchodził mu pod łokieć na torze Sepang. Viñales, gdy coś idzie nie tak, bywa wulkanem frustracji. Lorenzo to perfekcjonista, który nie tolerował ani chaosu, ani odstępstw od swojej wizji, i który potrafił powiedzieć kilka gorzkich słów nawet wtedy, gdy prowadził w mistrzostwach. Jeśli to zadziała, wszyscy będą bić brawo. Jeśli nie — paddock dostanie kolejny odcinek serialu.

Nie sposób bowiem nie przypomnieć, jak wyglądała słynna telenowela Viñalesa z Yamahą w 2021 roku. W Austrii, według zespołu, Maverick miał „niestandardowo” operować manetką i biegami, co media szybko przetłumaczyły na: „Viñales próbował wysadzić w powietrze własny silnik”. Yamaha najpierw nie dopuściła go do startu w kolejnej rundzie na Red Bull Ringu, a chwilę później – z hukiem wyrzuciła z zespołu. I to pomimo tego, że jeszcze kilka tygodni wcześniej umówili się z Maverickiem na polubowne rozwiązanie kontraktu na koniec 2021 roku, choć ta miała wygasnąć dopiero po sezonie 2022. Sam zawodnik kilka miesięcy później wyliczył, że ta cała awantura kosztowała go około 17 milionów euro. Trudno powiedzieć, co bolało bardziej – utracone pieniądze, czy internetowe memy.

Maverick Vinales ma za sobą trudny debiut na KTM-ie, podczas którego na dodatek długo walczył z poważnym urazem barku.

Czytaj też:

Teraz jednak wszystko ma wyglądać inaczej. Viñales mówi o „ogromnej motywacji”, „nowym etapie” i „szansie na rozwój w każdym aspekcie”. Po trudnym sezonie 2025, naznaczonym kontuzją barku i wymagającą przesiadką z Aprilii na KTM-a, sprowadzenie Lorenzo ma być kluczem do świeżego startu. A Jorge, niczym mentor z filmów zapewnia: „Maverick zawsze miał talent i prędkość. Moją misją jest pomóc mu wydobyć najlepszą wersję siebie”. Brzmi to jak zwiastun dobrego dokumentu na platformie streamingowej.

Najbardziej uśmiechać może się jednak zespół Tech3. Nowi właściciele teamu Günther Steiner i Richard Coleman w jednym boksie, Lorenzo przechadzający się w roli mentora i Maverick próbujący nie doprowadzić do eksplozji emocji – Liberty Media nie mogła wymarzyć sobie lepszej akcji na start swojej przygody z MotoGP. Jeśli plan jest taki, by MotoGP wyglądało coraz bardziej jak Formuła 1, to ten zestaw osobowości idealnie wpisuje się w ideę pt. sport jako widowisko. Czyli dokładnie to, czego Liberty zdaje się oczekiwać od MotoGP. A jeśli przy okazji KTM zacznie wygrywać, to będzie już tylko sympatyczny dodatek do całej tej produkcji.

Czy ta współpraca wypali? Nie wiadomo. Czy będzie zabawnie? Wygląda na to, że tak. A czy usłyszymy jeszcze kilka razy, że „Jorge Lorenzo jest pięciokrotnym mistrzem świata”? Na pewno!


Zdjęcia: Red Bull Content Pool

KOMENTARZE