Kto z uśmiechem budzi się w poniedziałek, ten ma kochankę w pracy.
Syndrom poniedziałku. Zna to każdy, kto kiedyś uwierzył w bajkę o dorosłości. Bajkę o przekroczeniu magicznej pełnoletności i wiążącej się z nią nieskrępowaną wolnością. „Jak dorośniesz”, „Jak będziesz miał 18 lat” słyszałem również ja. I co? W machinę praca-dom-praca-dom-weekend-praca zaplątałem się szybciej niż w pokrętne tłumaczenia żonie, po co mi kolejny motocykl.
Przy piwie usłyszałem kiedyś najkrótszy kawał o poniedziałku: „Kto z uśmiechem budzi się w poniedziałek, ten ma kochankę w pracy.” Nie śmiał się tylko jeden kumpel. Jego narzeczona na wieczór panieński zaprosiła nie tylko zgraję koleżanek z liceum, ale i tak zwanego przyjaciela z pracy. Dalej już wiadomo. Ksiądz odwołany, zaliczka od zespołu disco polo nie do odzyskania. Amen. Agnieszka już tutaj nie mieszka. Podobno nie mieszka też z przyjacielem z pracy. Ku wielkiemu zdziwieniu Agnieszki, ten wybrał powrót do żony będącej członkiem zarządu dużego banku.
28 kwietnia Anno Domini 2025 przynajmniej dwóch ludzi na świecie nie ciskało przekleństwami w kierunku pierwszego dnia tygodnia. Jednym z nich byłem ja. Weekend spędziłem na torze w Jerez de la Frontera, oglądając zmagania najszybszych motocyklistów świata. Czy mogło być lepiej? Było! O 12:30 w poniedziałek w całej Hiszpanii skończył się prąd, przestał działać internet, a sieć komórkowa łapała zasięg tylko po wejściu na dach bloku. Zero pracy, zero możliwości i lodówka pełna zimnego piwa Cruzcampo. Lepiej mógł mieć tylko ten drugi – Alex Marquez. Dzień wcześniej wygrał wyścig, przecinając metę o ponad 1,5 sekundy przed Fabio Quartararo. Pierwsze zwycięstwo w królewskiej klasie i do tego w GP Hiszpanii. Chłopak przeszedł długą drogę. Urodził się w 1996 roku w Cerverze. Gdyby od dziecka w sercu grała mu dusza piłkarza, gitarzysty czy akwarelisty, na nic by się to zdało. Los na starcie zrobił mu psikusa. Zaraz po tym, jak wydostał się spomiędzy nóg matki, dowiedział się, że od trzech lat po świecie stąpa jego brat Marc. Zanim postawił samodzielnie pierwszy krok, 4-letni Marc śmigał już na Yamasze PW50. Z dużym prawdopodobieństwem właśnie ten z pozoru słodki moment zdecydował o przyszłości młodszego Marqueza. Zna to każdy posiadacz starszego rodzeństwa.
– Będziesz chodził na taniec towarzyski, bo twoja starsza siostra tak pięknie sobie radzi, a mamie będzie łatwiej zawozić was razem.
Szach-mat. U Marquezów zamiast walca angielskiego były motocykle. Na wspomnianą PW50 Alex wsiadł w wieku 5 lat. Karuzela wystartowała. Jako 8-latek zaczął rywalizację w lokalnych seriach juniorskich, wygrał mistrzostwa Katalonii swojej grupy wiekowej. W wieku 14 lat zadebiutował w mistrzostwach Hiszpanii CEV. Rok później był już w czołówce, kończąc sezon z tytułem wicemistrza Hiszpanii klasy 125. W 2014 Alex sięgnął po tytuł mistrza świata klasy Moto3. Fajnie? Niby fajnie, acz w tym samym sezonie jego starszy brat zgarniał już drugi mistrzowski tytuł w królewskiej klasie. W 2019 roku Alex został mistrzem świata Moto2. Starszy brat świętował wtedy kolejną dominację w MotoGP. Cień Marca zagościł w życiu Alexa na dobre. Przywykł do bycia tym drugim, gorszym Marquezem. Przejście do MotoGP w 2020 tylko napędziło spiralę porównań do starszego brata, a początki w Repsolu i LCR Hondzie nie uspokajały medialnych dyskusji. Na swoje pierwsze zwycięstwo w MotoGP Alex czekał długo. Jasne, niektórzy zawodnicy przez całą karierę mogą nie stanąć na najwyższym stopniu podium, ale on nosi ciężar nazwiska. Ciężar sukcesu brata. Brata dokonującego w tym sezonie czegoś na miarę zmartwychwstania.
Czy poniedziałek dla Alexa był lepszy niż dla leniwego Mariusza? Mam wrażenie graniczące z pewnością, że nie. To nie na mój temat spekuluje wyścigowy świat. To nie ja muszę myśleć, co zrobię, gdy w kolejnym wyścigu będę mógł zaatakować nie Fabio, a rodzonego brata. Przymknę gaz i pozwolę mu zdobyć punkty do dziewiątego tytułu, czy w końcu wyjadę spod jego cienia? Mam w sobie małego Kaina, czy nie? Pokażę bezkompromisową jazdę, czy wybiorę spokój przy niedzielnym obiedzie? Nie wiem Mariusz, nie wiem, i na całe szczęście już nigdy się nie dowiem.
Tekst po raz pierwszy ukazał się w drukowanym wydaniu magazynu „Świat Motocykli” [03/2025]


