Marc Marquez przeszedł przez piekło kontuzji, bólu i niekończących się operacji. Wielu już dawno skreśliło go w walce o najwyższe cele, ale on nigdy nie przestał wierzyć. Teraz, po latach cierpienia i wyrzeczeń, znów wraca na szczyt – jako mistrz świata MotoGP 2025.
Na skróty:
Marc Marquez wszedł do MotoGP jak huragan i już w debiutanckim sezonie 2013 został najpierw najmłodszym zwycięzcą wyścigu klasy królewskiej, a później najmłodszym mistrzem świata w historii tej kategorii. Potem niemal seryjnie dorzucał do puli kolejne zwycięstwa, podia, pole position i oczywiście tytuły. Między 2013 a 2019 rokiem aż sześć razy kończył sezon jako mistrz świata, tylko raz znajdując pogromcę – Jorge Lorenzo w 2015 roku. Marc dominował nad rywalami agresywnym stylem jazdy, niesamowitą kontrolą motocykla i nieustępliwością, która kibiców wprawiała w zachwyt, a konkurencję przyprawiała o nie lada frustrację. Wydawało się, że na horyzoncie nie ma nikogo, kto mógłby go zatrzymać.
Kontuzje, które wielu posłałaby na emeryturę
Na początku 2020 roku nic nie wskazywało na to, by Marquez miał nie walczyć o kolejny tytuł. Jego plany zweryfikowane zostały już podczas inauguracji sezonu. Na czwartym okrążeniu, jadąc na prowadzeniu, Marc wyratował się z uślizgu przodu w szybkim, czwartym zakręcie, ale spadł przez to poza punktowaną piętnastkę. Hiszpan rozpoczął jednak szaleńczą pogoń, wyprzedzał kolejnych rywali i na kilka kółek przed metą wskoczył na trzecie miejsce. Wtedy jednak, na cztery okrążenia przed metą zaliczył high-side’a w trzecim zakręcie. Wypadek zakończył się złamaniem prawej ręki i początkiem największego kryzysu w jego karierze.
The extraordinary moment which saw @marcmarquez93 crash out at Jerez! 😱
Little did we know, but the defending champion wouldn't race again in 2020! We look forward to seeing him fighting fit in 2021! 💪#SpanishGP 🇪🇸 pic.twitter.com/M6pw1Y4tXD
— MotoGP™🏁 (@MotoGP) December 12, 2020
Marquez jeszcze tego samego dnia poddał się operacji, podczas której złamania zespolono mu tytanową płytką. Już kilka dni później, zgodnie z panującą wówczas w MotoGP modą na ekspresowe powroty po kontuzjach, lekarze dopuścili go do ścigania się w drugiej rundzie sezonu. Marquez robił co mógł, ale ból był zbyt silny i ostatecznie podjął on jedyną sensowną decyzję o wycofaniu się z dalszej rywalizacji w GP Andaluzji.
„Największym błędem był zbyt wczesny powrót. Ale dlaczego wróciłem? Bo w tamtym momencie miałem tak ogromną pewność siebie, że czułem, jakby nic złego nie mogło się stać. Słuchałem instynktu, a instynkt podpowiadał mi: jedź do Jerez” – wspominał po latach w wywiadzie dla motogp.com.

Marc Marquez wracający na tor po 4 dniach od operacji ręki w Andaluzji, 2020
Kilka dni później okazało się też, że metalowa płytka uległa uszkodzeniu, a Hiszpan znów musiał pójść „pod nóż”. Oficjalnie informowano, że do nowego urazu doszło podczas otwierania drzwi tarasowych, a nieoficjalne wiadomości mówiły, że stało się to podczas treningu. Druga operacja przebiegła podobno bez komplikacji, ale w sezonie 2020 nie pojawił się już na torze. Mało tego, w grudniu tamtego roku musiał przejść kolejną operację, podczas której – w miejsce wciąż niezrastającej się kości – dokonano autoprzeszczepu fragmentu kości z talerza biodrowego. Podczas operacji okazało się też, że zaburzony proces gojenia wynikał z infekcji, a #93 dodatkowo przeszczepiono jeszcze komórki macierzyste.
Po wielotygodniowej antybiotykoterapii, Marquez opuścił start sezonu 2021 w Katarze i do rywalizacji wrócił podczas trzeciej rundy w Portugalii. Potem wygrał nawet trzy wyścigi – na „swoich” torach w Niemczech i Teksasie oraz w Misano.

Marc Marquez wygrywa wyścig MotoGP o GP Emilii Romanii 2021 w Misano.
Niedługo później nabawił się jednak innego, poważnego urazu – diplopii, czyli podwójnego widzenia. To problem, który pojawiał się u niego już wcześniej i omal nie zakończył jego kariery jeszcze w czasach startów w Moto2, w 2011 roku. Pod koniec sezonu 2021, podczas wypadku na treningu enduro, u Marqueza doszło do uszkodzenia nerwu odpowiedzialnego za ruch gałki ocznej. Z tego powodu opuścił dwie ostatnie rundy sezonu 2021 w Portugalii i Walencji. Na domiar wszystkiego, problem z diplopią powrócił już pół roku później, tym razem po potężnej kraksie przy prędkości ok. 180 km/h podczas treningu przed GP Indonezji 2022. Marc znów widział podwójnie i w sumie musiał wycofać się z wyścigu zarówno na Mandalice, jak i z kolejnej rundy w Argentynie.
„Siedziałem w domu, kontuzjowany i próbowałem dojść do siebie. To było trudne, ale najtrudniejszy moment przyszedł, kiedy w 2021 roku wróciłem na tor. Moje ciało było jakieś dziwne. Mówiłem, że coś jest nie tak. Czułem, że z moją ręką dzieje się coś dziwnego. Tak jakby raz była w jednej pozycji, a raz w innej. To był najtrudniejszy moment, a ja nie miałem motywacji, by dalej jeździć. To był najtrudniejszy etap mojej kariery” – wspominał.

Marquez świętujący wygraną w GP Niemiec 2021 – pierwszą od czasu złamania ręki w lipcu 2020 roku.
Jak wkrótce się okazało, problem z kontuzjowaną w 2020 roku ręką nie zniknął po trzeciej operacji. Prawa ręka Hiszpana nigdy nie zrosła się prawidłowo, przez co ten wciąż mierzył się z bólem i ograniczoną sprawnością. Z tego powodu w 2022 roku po GP Włoch Marquez udał się na dłuższy urlop celem przejścia kolejnej już, czwartej operacji – tym razem w renomowanej klinice Mayo w Stanach Zjednoczonych. Tam uszkodzoną kość ramienną poskładano od nowa… dosłownie łamiąc ją i skręcając o 30 stopni, celem przywrócenia jej prawidłowego kształtu i umożliwienia ponownego zrośnięcia. Marc ostatecznie opuścił sześć rund Grand Prix, ale co najważniejsze – w końcu widział światełko w tunelu. Do rywalizacji wrócił w drugiej części sezonu i stanął nawet na podium w Australii.
Choć był już w dobrej formie fizycznej, to w 2023 roku wcale nie było mu łatwiej. Marquez znów walczył nie tylko z coraz słabszą Hondą RC213V, ale i kolejnymi urazami. Podczas inauguracji sezonu w Portugalii wywalczył sensacyjne pole position, lecz w wyścigu doprowadził do kolizji z Miguelem Oliveirą i Jorge Martinem. Sam doznał złamania kości śródręcza prawej dłoni, przez co opuścił trzy kolejne rundy – w Argentynie, Austin i Jerez. Po powrocie próbował wycisnąć z motocykla maksimum, lecz zwykle kończyło się to kolejnymi kraksami. Punktem kulminacyjnym był weekend na Sachsenringu, gdzie Marquez w ciągu kilku dni upadł aż pięć razy, łamiąc przy tym żebra i palce. Zrezygnował ze startu zarówno w Niemczech, jak i w Assen. Warto pamiętać, że sezon 2023 Hiszpan zakończył z rekordową liczbą aż 29 wywrotek… i to pomimo opuszczenia kilku rund.

„Moje ciało było jakieś dziwne. Mówiłem, że coś jest nie tak. Czułem, że z moją ręką dzieje się coś dziwnego”
Decyzja, która zmieniła wszystko
W drugiej połowie sezonu 2023 na sile zaczęły przybierać plotki o możliwym przedwczesnym odejściu Marqueza z Hondy, pomimo obowiązującego kontraktu. Sam zainteresowany wstrzymał się jednak z decyzją do czasu przetestowania nowego motocykla na rok 2024. Próby nie były zbyt udane, a kilka tygodni później Hiszpan – po rozmowie z szefostwem HRC w Japonii – podjął odważną decyzję o przedwczesnym rozwiązaniu umowy z Hondą. Jak na ironię, właśnie podczas rundy w Japonii, na torze Motegi będącym własnością Hondy, Marc wywalczył swoje ostatnie podium na RC213V.
Obie strony rozstały się w przyjaźni i bez przedstawienia podobnego do tego, jakie w tym roku przez kilka miesięcy wystawiał „teatr im. Jorge Martina”. Marquez połączył siły z prywatną ekipą Gresini Racing, w której do dyspozycji dostał satelickie Ducati Desmosedici. „Nie wiem, czy to dobra czy zła decyzja, nie wiem co wydarzy się w przyszłości. Nie wiem, czy wszystko pójdzie dobrze, ale wiem, co razem (z Hondą) osiągnęliśmy. To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu, podjęta głową i odwagą, a nie sercem. Wiem, że chcę spróbować ponownie być najlepszym zawodnikiem na świecie i chcę się tym cieszyć. (…) To dla mnie ogromna zmiana, ale czasami w życiu trzeba jednak wyjść ze strefy komfortu, by dalej się rozwijać” – mówił dwa lata temu.
Z kolei w wywiadzie udzielonym motogp.com w końcówce sezonu 2025, tuż przed GP Tajlandii, Marquez przyznawał, że był o krok od przejścia na emeryturę. „Jak blisko byłem emerytury? Bardzo blisko. Pojawiało się pytanie: dlaczego po prostu nie przestanę? Ale miałem w sobie coś, co kazało mi powiedzieć: dlaczego nie? Dlaczego mam się zatrzymać? Chciałem coś udowodnić samemu sobie… Odszedłem z Hondy i jeździłem za darmo dla świetnego zespołu Gresiniego, tylko po to, by sprawdzić, czy wciąż mogę być konkurencyjny. To było ogromne wyzwanie, w którym ryzykowałem naprawdę wiele” – mówił.

Ostatnie podium Marca Marqueza na Hondzie wywalczone w GP Japonii 2023. Kilka dni później ogłosił zakończenie współpracy z HRC.
Jak się okazało, dołączenie do Gresini Racing było strzałem w dziesiątkę. Marc nie tylko przesiadł się na satelicki motocykl, ale po pozostawieniu swojej wyścigowej rodziny w Hondzie („zabrał” tylko jednego mechanika), zyskał nową, włoską familię w Gresini Racing. Nie bez znaczenia była też symbolika tego transferu – Gresini Racing to rodzinny, włoski zespół, stworzony przez zmarłego w 2021 roku Fausto Gresiniego, dziś prowadzony przez jego żonę i dzieci. Dla Marqueza, który zostawił za sobą wieloletnią „rodzinę” w Hondzie, właśnie ta atmosfera bliskości i wsparcia stała się fundamentem nowego początku. Przejście do nowego teamu, w którym już ścigał się jego młodszy brat Alex, pozwoliło Marcowi nie tylko wrócić do walki w czołówce, ale znów poczuć radość ze ścigania się.
Po latach bólu i zwątpienia Hiszpan nie tylko odbudował formę fizyczną, ale przeszedł także wyraźną przemianę mentalną. Już nie goni za rekordami za wszelką cenę, częściej słucha swojego ciała i akceptuje fakt, że czasem lepiej odpuścić, niż znów ryzykować zdrowie. „Jeżdżę nie po to, żeby osiągać cele, bo wiele już wywalczyłem w swoim życiu. Teraz rozumiem, że będę się tym cieszył. Jeśli będę mógł walczyć o tytuł i uda się go zdobyć, będzie super. Ale jeśli się nie uda, to nie zmieni mnie to” – mówił na początku roku (wówczas) ośmiokrotny mistrz świata.
Dawniej Marquez był uosobieniem ryzyka i bezkompromisowości – często naciskał ponad miarę, nawet mając ogromną przewagę nad resztą stawki. Teraz, po latach walki z kontuzjami, jego styl jest bardziej wyważony. Nadal potrafi zaryzykować, gdy stawką jest zwycięstwo, ale robi to świadomie i z większą kontrolą. To połączenie doświadczenia i dojrzałości sprawiło, że zyskał drugie sportowe życie. Zauważali to też bliscy Marqueza, którzy przyznawali na początku roku, że Hiszpan to już nie jest ten sam zawodnik, który przed kontuzją naciskał ponad miarę. „Ten Marc, to inny Marc. To jego poprawiona wersja” – oceniali w rozmowie z motorsport.com.

Marc Marquez wygrał w GP Aragonii 2024 po raz pierwszy od 1043 dni!
Powrót na szczyt
Ducati w międzyczasie podjęło najlepszą decyzję, jaką mogło podjąć i zaoferowało Marquezowi kontrakt na starty w fabrycznym zespole w sezonie 2025. Włosi postawili na ośmiokrotnego mistrza świata, zamiast na ówczesnego lidera mistrzostw (i późniejszego czempiona) Jorge Martina. #93 od początku zimowych testów na nowym dla siebie, tym razem już fabrycznym Desmosedici, był niesamowicie szybki. Zgodnie z przewidywaniami już podczas inaugruacji sezonu w Tajlandii zgarnął pole position, a także wygrał sprint i wyścig główny. Już wtedy pokazał, jaki ma zapas tempa, skutecznie radząc sobie z problemami z ciśnieniem w przedniej oponie i nieco nawet ośmieszając rywali.
„Ostatnio tak dobrze czułem się na motocyklu w Jerez w 2020 roku. To był ostatni raz, kiedy czułem się super dobrze. Teraz jest podobnie, czuję się spokojny, zrelaksowany… nawet nie umiem tego wyjaśnić” – mówił 32-latek po wygraniu tegorocznego wyścigu w Tajlandii.

Marc Marquez nie do zatrzymania w sezonie 2025 MotoGP.
A reszta… to już historia. W 2025 roku Marquez udowodnił, że determinacja, charakter i bezkompromisowa wola walki potrafią zwyciężyć wszystko. Sezon od początku do końca należał do niego. Hurtowo wygrywał z rywalami, ale jeszcze bardziej – z własną historią i z własnym ciałem. W siedemnastu dotychczas rozegranych rundach Grand Prix wywalczył jedenaście zwycięstw w niedzielnych wyścigach, wygrał czternaście sprintów i dziesięciokrotnie zgarniał tzw. dublet. Do pakietu należy także doliczyć cztery podia oraz osiem pole position.
„Dwa lata temu nie mogłem sobie wyobrazić, że będę w takiej formie. Teraz jestem tutaj, bo czerpię z tego radość. A sposób, w jaki się tym cieszę, to wygrywanie. Teraz wygrywamy dużo, dlatego czuję się zrelaksowany i mam mnóstwo pewności siebie. Ale z doświadczenia wiem, że z dnia na dzień wszystko może się zmienić” – mówił na krótko przed wywalczeniem kolejnego mistrzostwa.
Ten dziewiąty tytuł mistrza świata to nie tylko kolejna cyfra w statystykach. To triumf człowieka, który miał wszystkie powody, by powiedzieć „dość”, a mimo to wybrał najtrudniejszą drogę. I raz jeszcze wspiął się na sam szczyt, udowadniając przy okazji, że nie ma kontuzji ani kryzysu, które mogłyby złamać prawdziwego mistrza.
„To, że spróbujesz, nie oznacza jeszcze, że osiągniesz cel – ale już samo próbowanie jest sukcesem. Bo jeśli nie spróbujesz, nigdy się nie dowiesz. Kiedyś, gdy zakończę karierę, będę wiedział, że bardziej niż próbować się nie dało” – dodaje Marc Marquez.
Pure emotions.
It's all about this ❤️#MoreThanANumber pic.twitter.com/yyVm8y6l0y
— MotoGP™🏁 (@MotoGP) September 28, 2025
Zdjęcia: MotoGP, Red Bull Content Pool, Ducati





