Na przykładzie dwóch nowych modeli chińskiego producenta sprawdziliśmy, który żywioł okaże się lepszy w offroadzie. Zobacz pojedynek chłodzonego powietrzem KAYO T4 300 z chłodzonym cieczą KAYO K5 300!
Na skróty:
Co wspólnego mają ze sobą motocykle i żywioły? Przede wszystkim to, że potrafią być dzikie, nieprzewidywalne i trudne do poskromienia. Dlatego powtarzamy jak mantrę, szczególnie zaczynającym swoją przygodę z jednośladami, że warto rozważyć start od słabszych, czasem toporniejszych, ale za to pancernych maszyn. W te kaniony doskonale wpisują się motocykle chińskiego producenta KAYO, który przez ostatnie lata wypracował sobie bardzo mocną pozycję na polskim rynku i udowodnił, że jest ciekawą i do tego budżetową alternatywą dla używanych markowych motocykli w niewiadomej kondycji. Zamiast bawić się w offroadowy hazard i ryzykować zakupem “skarbonki bez dna”, czasami warto pomyśleć nad nową maszyną z azjatyckim rodowodem, żeby po prostu jeździć, zamiast ciągle naprawiać.
Dawaj Kayem Tera!
Kiedy kilka lat temu pokazaliśmy pierwszy test KAYO T4, wielu nie zostawiło na nas suchej nitki, pisząc w komentarzach, że “przecież to syf”, albo że “zaraz w pół się złamie i ktoś się zabije”. Tymczasem motocykl przetrwał test bardzo długodystansowy i przy okazji otworzył drzwi do offroadowej pasji wielu osobom, które chcą mniej przeznaczyć na motocykl. Naturalnym więc ruchem polskiego importera KAYO było wprowadzenie na rynek kolejnych, trochę poważniejszych maszyn dedykowanych dla użytkowników z większymi wymaganiami i oczekiwaniami. Tak więc w tym roku doczekaliśmy się modeli KAYO T4 300 i KAYO K5 300 odpowiednio za 12 500 zł i 13 500 zł.
I tutaj przechodzimy do pojedynku żywiołów, bo na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że tylko sposób chłodzenia silnika różni te motocykle. Oba oznaczone magiczną liczbą “trzysta”, ale z zupełnie innymi rozwiązaniami: T4 – chłodzony powietrzem oraz K5 – chłodzony cieczą. Początkowo myślałem, że głównie na tym skupię się podczas testu porównawczego zorganizowanego na torze WAMK w Lidzbarku Warmińskim. Szybko jednak się okazało, że to całkowicie różne maszyny o zupełnie innym zastosowaniu, a jedyne co je łączy to producent i liczba “300” w nazwie.
Powietrze kontra woda
Zacznijmy jednak od różnic w sposobie odprowadzania ciepła z silnika. Chłodzenie powietrzem zastosowane w KAYO T4 300 to najprostszy system, który wykorzystuje powietrze do “owiewania” jednostki napędowej podczas jazdy. Dzięki ożebrowaniu cylindra i głowicy zwiększona zostaje ich powierzchnia, co pozwala lepiej odbierać ciepło z silnika, a także poprawia przepływ powietrza. Ogromną zaletą będzie więc bezobsługowość takiego rozwiązania, ponieważ nie musimy martwić się o sprawdzanie poziomu płynu chłodniczego, ani uważać podczas przewrotek na uszkodzenie węża czy chłodnicy. Wystarczy dbać o czystość. Jak się łatwo domyślić nie jest to jednak najbardziej wydajne rozwiązanie, jeżeli chodzi o zapewnienie stałej temperatury silnika w każdych warunkach. Wolna jazda na wysokich obrotach, czy błoto zaklejające żeberka cylindra i głowicy będą bardzo negatywnie na to wpływały.
Dlatego dużo popularniejsze we współczesnych wyczynowych motocyklach jest chłodzenie jednostki napędowej cieczą, jak w przypadku KAYO K5 300. To najskuteczniejsze rozwiązanie, które mimo wydłużenia czasu potrzebnego do osiągnięcia temperatury roboczej – pozwala najlepiej ją utrzymać bez względu na warunki zewnętrzne i sposób użytkowania motocykla. A co za tym idzie – najlepiej zabezpiecza silnik przed spadkiem osiągów i przede wszystkim usterkami. Niestety wymaga zastosowania dużo bardziej skomplikowanych konstrukcji oraz masy dodatkowych podzespołów. Niesie to za sobą dodatkowe kilogramy, więcej możliwości uszkodzenia części, szczególnie takich jak chłodnice i oczywiście wymaga dodatkowych czynności obsługowych.
Więcej o różnicach, wadach i zaletach poszczególnych układów chłodzenia możecie dowiedzieć się ciekawym artykule Tomka Niewiadomskiego. My wróćmy jednak testu motocykli KAYO T4 300 i KAYO K5 300 i dokładniej przyjrzymy się im z osobna.
Sprawdź też:
KAYO T4 300 – godny następca
Wspomniany przez nas wcześniej KAYO T4 250 nie zniknął z rynku – nadal dumnie widnieje w ofercie, ale w sezonie 2024 doczekał się większego brata z kilkoma ciekawymi ulepszeniami, o które prosili użytkownicy.
Naturalną koleją rzeczy po oswojeniu się z motocyklem i zdobyciu terenowego doświadczenia jest to, że chciałoby się więcej. I tutaj wchodzi cały na czarno-czerwono KAYO T4 300 z silnikiem o pojemności zwiększonej do 271 cm³ oraz 6-biegową skrzynią. Niby nie dużo na papierze, a w praktyce okazuje się, że robi to sporą różnicę, bo motocykl “ciągnie” teraz do końca zakresu obrotowego, a dodatkowy bieg pozwoli zrekompensować stratę prędkości maksymalnej przy założeniu większej tylnej zębatki i skróceniu przełożenia. Z kolei zastosowanie wałka wyrównoważającego niezwykle poprawiło kulturę pracy silnika. Mam przez to na myśli wibracje przenoszone na podwozie, a przede wszystkim na kierownicę. Kto przejechał ponad godzinny wyścig “starą T4” wie, o czym mówię.
Jeżeli chodzi o całą resztę podwozia w KAYO T4 300 to oprócz kolorów i dodatków typu “klamki nie-łamki” to teoretycznie mamy to samo, co w mniejszym bracie. W praktyce okazuje się jednak, że regulowane zawieszenie Fast Ace działa jakby lepiej i bardziej progresywnie. Nie wiem, czy to efekt placebo spowodowany może tym, że “trzysetka” wygląda w moich oczach milion razy lepiej niż mniejsza T4, czy faktycznie tak jest.
Nie ukrywam, że KAYO T4 300 urzekł mnie od samego początku, bo miał to, czego poprzednikowi brakowało i rwał się do ostrej, agresywnej jazdy. Dobrze mi znana mała, zwinna konstrukcja podwozia pozwalała na bardzo przyjemne prowadzenie motocykla i dosłowne przerzucanie go z zakrętu w zakręt. Zawieszenie oferowało spory komfort, ale przede wszystkim dawało poczucie bezpieczeństwa podczas szybkiej jazdy. Mogło dobić na dużej dziurze, czy lądowaniu w przeciwstok po większym skoku, ale nie było momentu, w którym czułbym, że może mnie gdzieś wysadzić. Do tego silnik dawał mi znaki, że nie chce cicho szeptać, a głośno krzyczeć, aby na wysokich obrotach uwolnić cały swój potencjał. Nic więc dziwnego, że w Lidzbarku Warmińskim najlepiej i najpewniej czułem się tym motocyklem na crossowej, piaszczystej sekcji. Tam mogłem pozwolić sobie na agresywną jazdęm wykorzystując pełen potencjał KAYO T4 300 i poczuć się trochę jak Justin Barcia niepuszczający swojej Hondy CRF250 z odcinki obrotów. Swoją drogą polecam sprawdzić na YT 🙂
KAYO K5 300 – zupełnie inny gracz
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem KAYO K5 300 myślałem, że to jest motocykl, który będzie udoskonaleniem modeli z serii T4. Wydawało mi się, że chłodzony cieczą silnik z czterozaworową głowicą oraz podwozie zbliżone wielkością do “normalnych” maszyn enduro/cross przodujących na rynku to właśnie to, czego im brakowało.
Jednak rzeczywistość szybko mnie zweryfikowała. Okazało się, że to motocykl z zupełnie innej kategorii. Sporo większy, sporo cięższy, ale dysponujący również większą pojemnością model K5 od razu pokazał, że oczekuje też innego traktowania i stylu jazdy niż “teczwórki”. Myślałem, że dzięki dwóm dodatkowym zaworom w głowicy zaoferuje więcej mocy w górnym zakresie obrotowym. KAYO K5 300 preferuje jednak wykorzystywanie momentu obrotowego, a swoje najlepsze osiągi oferuje mniej więcej do połowy zakresu pracy silnika. To, w połączeniu z moimi specyficznymi oczekiwaniami sprawiło, że dużo ciężej było nam się dogadać na torze motocrossowym.
Nie ukrywam, że początkowo byłem nawet zawiedziony prowadzeniem i wrażeniami z jazdy na KAYO K5 300, bo przez miękkie zawieszenie musiałem bardziej walczyć o utrzymanie się na torze niż cieszyć szybszą i agresywniejszą jazdą. Dopiero po zmianie lokalizacji na zdecydowanie trudniejszy teren oraz ataku na odcinek SuperEnduro zrozumiałem, że jest to motocykl o zupełnie innym przeznaczeniu. Większy prześwit, moc dostępna od najniższych obrotów i bardzo dozowalne sprzęgło pozwoliły na beztroskie pokonywanie belek, kamieni, czy potężnych kłód, o których na KAYO T4 300 mogłem tylko pomarzyć, zawieszając się za każdym razem na ramie.
Wiedząc, że na wykorzystanie potencjału “kapiątki” potrzebujemy wolniejszego i trudniejszego terenu – spróbowałem zabawy w delikatnym stylu hard enduro z technicznymi elementami i trawersami. Tam KAYO K5 300 był w swoim żywiole. Zawieszenie zapewniało wysoki komfort i bardzo dobre wyczucie balansu, co pomagało w znajdowaniu trakcji. Z kolei silnik o bardzo przyjemnej charakterystyce pozwalał na wspinanie się pod góry bez zrywania przyczepności, wykorzystując moment dostępny na niskich obrotach.
Powietrze czy woda, KAYO T4 czy K5?
Jak sobie teraz tak myślę o tych motocyklach – to nawet ma to wszystko sens! Chłodzony powietrzem KAYO T4 300 uwielbia szybką jazdę i duże skoki – czyli dokładnie takie warunki, w których ten żywioł najlepiej wpływa na odbieranie ciepła z silnika. Z kolei chłodzony cieczą KAYO K5 300 preferuje trudny technicznie teren, gdzie prędkości są dużo niższe, aby maksymalnie wykorzystać atuty odbierania ciepła przez “wodę”. Mają jednak łeb ci Chińczycy!
Uważam, że taka właśnie analogia powinna przyświecać, podczas wyboru między tymi motocyklami. Jeżeli jesteś jak tornado i preferujesz raczej dziki styl jazdy – polecałbym KAYO T4 300. Pozwoli on dać upust ułańskiej fantazji, podczas szaleństw na torze, czy w lesie. Szybko docenisz również prostą budowę i trwałą konstrukcję, bo wiadomo, że “kto grubo idzie, przewrócić się musi”. Jako syn wiatru i kurzu zdecydowanie bardziej wpisuję się w te kaniony, więc osobiście bliżej mi również do tego modelu.
Z kolei powiedzenia “woda uspokaja” oraz “rzucić się na głęboką wodę” również nie są bez pokrycia i pasują do KAYO K5 300. Jeżeli więc twoja natura jest bliższa temu żywiołowi i bardziej ciągnie cię do technicznej jazdy oraz trudnych wyzwań w cięższym terenie to myślę, że jednak powinieneś pomyśleć o tym modelu. Wydaje mi się, że będzie to idealny wybór dla właścicieli dużych motocykli typu adventure, którzy potrzebują lekkiej maszyny w rozsądnym budżecie do doskonalenia techniki jazdy.
To są jednak tylko moje osobiste odczucia po zaledwie niecałym dniu spędzonym na torze Warmińskiego Auto Moto Klubu. To wcale nie oznacza, że KAYO K5 300 nie nadaje się do szybkiej jazdy, a KAYO T4 300 polegnie w trudnym terenie. Twoje wrażenia mogą okazać się zupełnie inne. Pamiętaj jednak, że obojętnie który motocykl wybierzesz, od razu weź pod uwagę zmianę opon oraz łańcucha. Oryginalne gumy nie zapewniają zbyt dużej przyczepności i mocno ograniczają potencjał motocykli, a oryginalny łańcuch po prostu szybko się wyciąga i wymaga częstej regulacji. Jeżeli jednak jesteście ciekawi, czy nowe modele okażą się tak samo wytrzymałe, jak legendarne T4 Enduro to będziecie musieli jeszcze trochę poczekać, aż pierwsi właściciele nakręcą porządne przebiegi. Myślę jednak, że w budżecie do 13500 zł ciężko będzie znaleźć ciekawszą opcję niż KAYO T4 300 czy KAYO K5 300.
Zdjęcia: Przemek Huszcza