fbpx

W dzisiejszych czasach powszechną praktyką jest, że różne firmy znajdują sobie “twarze”, zwane niekiedy ambasadorami marki. To wcale nie jest nowy chwyt marketingowy, bo przecież sto lat temu też tak się zdarzało, a najbardziej pożądaną w tym zakresie osobą była Królowa Brytyjska.

Wszelkiego rodzaju wytwórcy ubrań, mebli, zastaw stołowych i Bóg raczy wiedzieć czego, zabiegali o to, by zdobyć certyfikat dostawcy królewskiego dworu. Od razu bowiem mogli do ceny swoich wyrobów dorzucić dodatkowe 100%. A wszelkiej maści snobi tylko się cieszyli, że mogą sobie pozwolić na ultra drogie towary. Jednak tylko nieliczne firmy było stać na luksus posiadania takiego certyfikatu — królewski podpis kosztował walizkę pieniędzy. Czasami trzeba było zadowolić się nieco mniej znaczącym nazwiskiem. Jak było w przypadku Thomasa Edwarda Lawrence’a trudno powiedzieć. Czy to on był twarzą marki Brough Superior, czy raczej te niezwykłe motocykle, które tak sobie upodobał, dodawały mu splendoru? Tak czy owak, w swoim niezbyt długim życiu Lawrence z Arabii miał aż siedem tych kultowych maszyn, a trzeba dodać, że były one horrendalnie drogie.

„Historia motocykli według Lecha” – sprawdź więcej artykułów z serii!

Lawrance był człowiekiem renesansu – pisarz, archeolog, wojskowy, podróżnik ale i zdeklarowany motocyklista.

Najlepszy motocykl świata

Zacznijmy opowieść od samych motocykli. George Brough nie musiał sam ukuwać sloganu “Rolls-Royce wśród motocykli”, którego używał do promowania pojazdów budowanych pod nazwą Brough Superior w jego fabryce w Nottingham. Pierwszy zrobił to bowiem w druku dziennikarz, testujący jeden z jego wczesnych motocykli. To właśnie szacunek, jakim otaczano produkty Brougha przed II wojną światową sprawił, że nikt (poza właścicielami HRD-Vincentów) nie kwestionował zasadności takiej zawoalowanej przechwałki. Do czasu, kiedy pewnego dnia, pojawił się przedstawiciel Rollsa i zażądał, by Brough zaniechał naruszania praw do nazwy będącej własnością jego firmy, pod rygorem wystąpienia na drogę sądową. Po nieskutecznej próbie wykręcenia się od kłopotów, Brough wpadł na pomysł, by oprowadzić gościa po niewielkiej fabryce, gdzie akurat jego starannie dobrany zespół wykwalifikowanych rzemieślników przygotowywał motocykle do ekspozycji, podczas zbliżającego się pokazu Olympia Show w Londynie. By na lśniącym lakierze nowiutkich motocykli nie pozostały ślady odcisków palców, robotnicy nosili białe rękawiczki. Dzięki temu można było odnieść wrażenie, że takie postępowanie jest zwykłą praktyką podczas produkcji tych ekskluzywnych motocykli. Gość — jeden z dyrektorów Rolls-Royce’a — był pod takim wrażeniem, że wyraził zgodę, by Brough używał sloganu. W ten sposób etykietka przylgnęła do marki na stałe.

Pierwszy Brough Superior Mark I w 1919 roku wyposażony był w coś absolutnie innowacyjnego — zbiornik naramowy. Ten pomysł jednak nie przyjął się w brytyjskich motocyklach przez kolejnych 10 lat. Będąc perfekcjonistą, Brough stosował do swoich motocykli materiały i części wyłącznie najlepszej jakości, tłumacząc, że jeśli produkt jest dobry, to nawet wysoka cena nie jest przeszkodą. Jednak cena motocykli Brough Superior nie była wysoka. Była piramidalnie wysoka. Mimo tego maszyny zawsze znajdowały nabywców, a w dzisiejszych czasach są wyjątkowo poszukiwane. Na aukcjach pojawiają się niezmiernie rzadko, a ceny niektórych modeli górnozaworowych (np. 8/75 SS100) mocno przekraczają ćwierć miliona dolarów!

Lawrence zafascynowany był motocyklami Brough Superior. Miał ich aż siedem, w tym cztery SS100

Sukcesy komercyjne Brough-Superior zaczął odnosić po wspomnianej wystawie Olympia Show w roku 1923, kiedy zaprezentował model SS80 z 1000 ccm silnikiem dolnozaworowym JAP. Rok później wprowadzono do oferty bardziej zaawansowany, górnozaworowy SS100. Liczby „80” i „100” odpowiadały gwarantowanym maksymalnym prędkościom osiąganym przez motocykle. Począwszy od 1925 roku, każdy egzemplarz SS100 był dostarczany z osobistą, pisemną gwarancją George’a Brougha, że przed dostawą zmierzono jego prędkość równą 100 lub więcej mil/h na dystansie ćwierć mili. W tamtych latach konkurencja mogła tylko śnić o podobnych osiągach. Produkcja zakończyła się w roku 1940, kiedy to rząd brytyjski przejął fabrykę na potrzeby wojenne. W motocyklach Brougha zakochanych było wielu znanych ludzi, jak George Bernard Show, pułkownik T.E. Lawrence, Steve McQueen, czy współczesny znawca i kolekcjoner Jay Leno.

Człowiek wielu talentów

Trudno powiedzieć, czy Thomas Lawrence byłby dzisiaj tak rozpoznawalną osobą, gdyby nie brytyjski dramat przygodowy, nakręcony w roku 1962 przez Davida Lena z niezapomnianą kreacją Petera O’Toole. Scenariusz filmu powstał na podstawie powieści autobiograficznej Thomasa („Seven Pillars of Wisdom”), w której autor zapewne nieco podkoloryzował swoje przygody. Nie znaczy to jednak, że nie był trochę awanturnikiem, niespokojnym duchem i osobą niezwykle ciekawą. W dodatku w swoim dosyć krótkim życiu miał aż siedem motocykli Brough Superior, co nie tylko świadczy o zasobności portfela, ale także i wybitnym zauroczeniu tymi maszynami.

Lawrence z Arabii urodził się w roku 1888 jako nieślubny syn arystokraty Thomasa Chapmana. W dzieciństwie nie cierpiał jednak niedostatków, jako że jego pochodzenie z nieprawego łoża wynikało jedynie z faktu niesformalizowania związku małżeńskiego rodziców, a pod tym względem brytyjskie prawo jest dosyć restrykcyjne. Stosunkowo wcześnie zaczął przejawiać zainteresowanie armią, bo już w wieku 17 lat wstąpił do Królewskiego Garnizonu Artylerii w Kornwalii. Równie szybko znudziło mu się to zajęcie, bo dwa lata później zaczął studiować archeologię na Oxfordzie. W latach 1910-14 był pracownikiem British Museum. Szczególnie zainteresował się Syrią (wyjechał tam w roku 1909) oraz starożytną Mezopotamią. Napisał nawet na ten temat jakąś znaczącą pracę naukową, dzięki czemu ukończył studia z pierwszą lokatą.

Na podstawie autobiografii powstał film „Lawrence z Arabii”, ale George nie wyjawił w niej wszystkich swoich tajemnic.

Czasy były jednak niespokojne. Imperium Osmańskie chwiało się w posadach, co starały się do swoich celów wykorzystać Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Co prawda prace archeologiczne (będące w istocie poszukiwaniami skarbów, a nie rzetelną pracą naukową) Brytyjczycy prowadzili w tamtych okolicach już w latach 80. XIX wieku, ale teraz mogły stanowić dobry pretekst do poszukiwań zupełnie innego rodzaju. Szczególne zaniepokojenie Brytyjczyków budził niemiecko-turecki projekt budowy potężnej linii kolejowej, która miała przebiegać z Niemiec przez Bałkany do Stambułu i dalej, do Zatoki Perskiej w pobliże Basry. To mogło dać w razie ewentualnej wojny znaczną przewagę wrogom. Trzeba było więc tam odrobinę się rozejrzeć, oczywiście pod pretekstem prac badawczych. Oficjalnie rząd Brytyjski nie mógł tego zrobić, skorzystano więc z usług prywatnego Funduszu Eksploracji Palestyny i zatrudnionego tam T.E. Lawrence’a, który miał zajmować się kartografią źródeł wody. Mapy powstały, tylko dziwnym trafem stały się od razu tajemnicą wojskową.

Gdy wybuchła I WŚ Lawrence trafił oficjalnie do armii brytyjskiej, gdzie od razu wykorzystano jego fenomenalną znajomość terenu i wysłano do Kairu. Szybko awansował do rangi kapitana i brał czynny udział w organizowaniu antytureckiej rewolty. Po powrocie z wojny jakoś nie umiał znaleźć sobie miejsca w cywilu. W sierpniu roku 1922 (już jako pułkownik) wstąpił nawet do RAF-u pod fałszywym nazwiskiem – John Hume Ross. Rok później przeniósł się Królewskiego Korpusu Pancernego, także pod zmienionym nazwiskiem — Shaw. Tu też nie zagrzał miejsca, jako że spędził potem kilka lat Indiach, ponownie w siłach RAF-u.

Na cześć Lawrenca z Arabii odrodzona firma Broug Superior nazwała jego imieniem jeden z modeli motocykli.

Blisko kolegował się z Georgem Broughem i posiadał 7 motocykli z jego wytwórni, w tym aż 4 legendarne górnozaworowe SS100. Na cześć właściciela firmy nadawał niektórym imiona George z kolejnymi numerami. To nie były tanie maszyny – “Setka” kosztowała 200 funtów szterlingów, czyli tyle, co przyjemny walijski wiejski domek. Będąc także utalentowanym pisarzem, Lawrence w nieprzyzwoicie liryczny sposób wypowiadał się na temat motocykli – a zwłaszcza jednego, którego nazwał „Boa” lub „Boanerges”, co po aramejsku oznacza „Syn Gromu”. To dopiero nazywa się uczucie!

Podsumowując, T. Lawrence był postacią nietuzinkową – pisarzem, szpiegiem, archeologiem, brytyjskim oficerem i miłośnikiem motocykli, ale przede wszystkim poszukiwaczem przygód. Można powiedzieć, że zmarł tak jak żył, szybko i spektakularnie. Pędząc w roku 1935 z dużą prędkością swoim Broughem w okolicach Dorset, chcąc wyminąć dwu chłopców jadących na rowerach, uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Zmarł po 6 dniach w szpitalu wojskowym, zabierając do grobu wiele tajemnic. Świadek wypadku – Ernest Catchpole twierdził, że nie był to wypadek, a wynik strzałów z tajemniczej czarnej limuzyny jadącej w przeciwnym kierunku.

Lawrence odszedł w wieku 46 lat. Premier Winston Churchill (z którym znali się jeszcze z okresu „arabskiego”), obecny na jego pogrzebie, w przemówieniu określił go jako „jedną z najwspanialszych istot żyjących w naszych czasach”.

KOMENTARZE