W rywalizacji w klasie MotoGP nie ma miejsca na przypadki. By być konkurencyjnym, a tym bardziej pretendować do tytułu mistrzowskiego, musisz wyciskać ile się da z każdej dziedziny. A to oznacza, że w ruch muszą iść nie tylko intuicja i talent zawodnika, ale także inżynierów i… informatyków czy programistów.
Na skróty:
Na tym poziomie analogowa mechanika i kontakt między zawodnikiem, a mechanikami jest niewystarczający. Oczywiście jest bardzo ważny, jednak nie zapominajmy, że skuteczność motocykli klasy królewskiej, to suma dopracowanych detali, pozwalająca nie tyle okiełznać, co wykorzystać możliwości tej absurdalnie szybkiej i mocnej maszyny. Nie dziwi więc, że opowiadając o swoich odczuciach, zawodnik może nie wychwycić wielu niuansów, a co za tym idzie, inżynierowie nie będą mieć wystarczających danych do rozwijania sprzętu, a w szczególności elektroniki. Ta bowiem jest tak wyrafinowana w motocyklach MotoGP, że mało który zawodnik jest w stanie odczuć każdy detal w jej działaniu.
Skoro nie ma w tej klasie miejsca na przypadki, a cyfryzacja w obecnych czasach jest na tak wysokim poziomie, to do pracy trzeba zaciągnąć szereg narzędzi do bardzo szczegółowego monitorowania pracy maszyny i jej kierowcy. Przyznam, że sam nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno zaawansowany jest to proces, dopóki Lenovo nie podzieliło się z nami kilkoma ciekawymi kąskami ze współpracy z Ducati Corse i samą Dorną – organizatorem MotoGP.
Czy AI zarządza elektroniką w nowym Ducati Desmosedici V4S…? Przeczytaj więcej!
Nic się nie ukryje
Dla nas, jako kibiców, wyścig MotoGP to przede wszystkim duet zawodnika i maszyny. W rzeczywistości jednak, w wysłanie ich do boju, zaangażowanych jest multum osób. W samym padoku kręci się zazwyczaj kilkadziesiąt osób i każda z nich ma do wykonania konkretną pracę. Każdy tor i każdy dzień jest inny i motocykl potrzebuje przygotowania na każde z nich. Żeby wiedzieć w jaki sposób można poprawić motocykl, potrzebne są dane. Dane, które w przypadku Ducati Desmosedici GP zbierane są przez ok. 50 czujników. Nawet w najbardziej wypasionych motocyklach drogowych, takich czujników możemy znaleźć może 10-15.
Ale w sumie to nie dziwi, padok MotoGP bada wszystko. Ciśnienie i temperatura oleju, przepływy paliwa i powietrza, proces spalania, położenie motocykla, ciśnienie w układzie hamulcowym, temperatury opon, przebieg otwarcia przepustnicy, charakterystyka pracy zawieszenia, elektroniki i wiele, wiele innych. Samo Ducati podczas jednej rundy wyścigowej zbiera łącznie aż 100 GB danych ze wszystkich ośmiu motocykli. Z tych danych korzysta każdy z inżynierów, bez względu, czy zajmuje się silnikiem, skrzynią biegów, zawieszeniem, oponami, paliwem, czy elektroniką. Ci ostatni jednak mają zdecydowanie najwięcej danych do przeanalizowania, bo systemy elektroniczne w motocyklach MotoGP są dużo bardziej złożone, niż te w drogowych. Nie tylko działają precyzyjniej, ale i w ramach jednego trybu pracy, mogą mieć różną charakterystykę. Kontrola trakcji, czy mapy silnika są bowiem dostosowane do konkretnego toru i mają tzw. sectoring. A to oznacza, że są skalibrowane pod konkretny zakręt. Tak, kontrola trakcji i mapy zapłonu mogą się różnić np. w pierwszym i czwartym zakręcie toru.
Dla równowagi, w przeciwieństwie do drogowych superbike, maszyny MotoGP nie są wyposażone w elektroniczne zawieszenia, bo te do tak wyczynowego użytku działają jeszcze zbyt wolno. Wiedza, talent i doświadczenie sztabu zawieszeniowców wciąż jest jednak niezastąpiona. Choć nadal do ich pracy niezbędne są dane z telemetrii i to nie tylko dotyczące ugięcia zawieszenia. Potrzebne są jeszcze informacje o pracy silnika, hamulców, elektroniki i samego kierowcy. Dane krążą więc w padoku nieustannie. Co ciekawe, sprawny analityk tych danych, nawet bez rozmowy z zawodnikiem, jest w stanie dokładnie poznać jego zachowanie, technikę jazdy, błędy i pola do poprawy.
Zobacz też:
Roboty, chmury i tony kabli
Żeby dane zebrane przez czujniki mogły być efektywnie wykorzystywane, potrzebny jest oczywiście sprzęt, który będzie w stanie udźwignąć tak złożone informacje i oprogramowanie do kalibrowania wszystkich podzespołów, a także przeprowadzania obliczeń dotyczących aerodynamiki, czy osiągów silnika. To nie są lekkie i proste rzeczy i typowe komputery używane przez większość z nas, nie byłyby w stanie podołać tym zadaniom. Tu kłania się współpraca Ducati z Lenovo, która jak się okazuje, nie ogranicza się tylko do typowych działań sponsorskich. Lenovo kompleksowo wyposaża cały dział Ducati Corse w zaawansowane rozwiązania informatyczne.
Przyznam szczerze, że ze złożoności tego wyposażenia również nie zdawałem sobie sprawy. Bo to, że zespół jest wyposażony w stacje robocze ThinkPad (w skrócie, laptopy i komputery stacjonarne dla inżynierów), tablety i komputery PC Lenovo, wydaje się oczywiste. Ale ciekawe jest to, że cały zespół pracuje w hiperkonwergentnej infrastrukturze Lenovo ThinkAgile. Hiperkonwergentnej, czyli takiej, która łączy serwery, komputery i przestrzeń dyskową w jedno. Mówiąc w skrócie, Ducati dzięki temu nie musi korzystać z zewnętrznych usług serwerowych i chmur, jest pod tym względem niezależne, a dane, newralgiczne swoją drogą, bezpieczniejsze.
Co ciekawe, pomimo sporego sztabu ludzi obecnych na każdym wyścigu, część analiz i ustawień odbywa się zdalnie, we włoskich biurach Ducati. Mając do czynienia z różnymi komercyjnymi chmurami i serwerami zewnętrznymi, wzbudza to podziw, że tak ciężkie i skomplikowane procesy można robić zdalnie tak sprawnie. Bo nie podejrzewam, by w ogniu walki podczas Grand Prix, taki zespół jak Ducati Corse mógł sobie pozwolić na jakieś opóźnienia w przesyłach.
Jeszcze bardziej zaskakującą informacją przekazaną nam przez Lenovo, jest ostatni „wynalazek” stworzony we współpracy z Ducati. Jest nim w pełni autonomiczny robot wyposażony w czujniki inercyjne i radary LiDar, czyli te, z których korzystają między innymi autonomiczne samochody. Robot od tego sezonu skanuje każdy tor w trakcie weekendu wyścigowego. W każdej sekundzie czujniki tworzą 2,6 mln cyfrowych punktów, które składają się na cyfrową mapę toru „ważącą” aż 200 GB! W połączeniu z zaimplementowaniem sztucznej inteligencji, zespół będzie mógł szybciej i skuteczniej opracowywać ustawienia motocykla na każdą rundę.
Nie da się ukryć, że – z punktu widzenia zwykłego motocyklisty – są to metody bardziej przypominające wyprawienie rakiety w kosmos, niż po prostu wyścigi motocyklowe. Można do takiego zaawansowania podchodzić dwojako, ale nie da się ukryć, że zyskują na tym także motocykle, na których my jeździmy. Coraz to bardziej złożone dane i sposoby ich wykorzystania przekładają się realnie na poznanie zachowania poszczególnych podzespołów i systemów, a to ostatecznie pomaga w dopracowaniu motocykli drogowych. I ma to znacznie więcej wspólnego z prawdą niż slogany w stylu „wahacz bazujący na tym z MotoGP”, gdzie wspólne są jedynie może materiał i spawy.
Ciężka praca sztabu inżynierów i analityków, przekłada się na niesamowite widowisko wyścigowe, które warto pokazać całemu światu. O to dba Dorna, która też wspomagana jest przez Lenovo i w tej dziedzinie komputery również mają co robić. Żeby skutecznie i atrakcyjnie transmitować weekendy wyścigowe, co tydzień ekipa transmisyjna przyjeżdża na tor z 350 tonami sprzętu i rozkłada aż 60 kilometrów kabli. Ponad 100 kamer w padoku i wokół toru, nagrywają natomiast aż 12 terabajtów materiału i to w jeden weekend. Dla przykładu, zdigitalizowane wydania Świata Motocykli, czyli z 30 lat, zajmują ok. połowę tej przestrzeni dyskowej.
Dobrze, że ktoś to już zrobił
Trudno powiedzieć, co w wyścigach motocyklowych jest obecnie najważniejsze. Talent zawodnika, doświadczenie ekipy, budżet, czy zaawansowanie informatyczne. Pewne jest natomiast to, że końcowy efekt zależy od współpracy wszystkich elementów, a rozwój technologiczny tylko pozwala poprawiać te efekty. Faktem jest natomiast, że skrzynka narzędziowa w padoku MotoGP to już nie tylko zestaw kluczy. Nieodłącznym jej elementem jest też cała infrastruktura informatyczna. Na szczęście my nie musimy zaprzątać sobie nią głowy, bo pracę z nią, wykonał już wcześniej cały sztab specjalistów.